15 gru

Marek Nowakowski: Stare Powązki

Z tą dostojną nekropolią w nierozerwalnej więzi pozostaje rzemiosło kamieniarskie. Oni, ci cmentarni fachowcy wznoszą krzyże, pomniki, płyty nagrobne; utrzymują w należytym stanie grobowce, wykuwają zatarte litery, kleją popękane tablice. Warsztaty kamieniarzy obsiadły drugą stronę ulicy Powązkowskiej. Niektóre istnieją od lat przedwojennych. Kubicki, Lorent, Cybulski, Lubowiecki. Oczywiście to któreś już pokolenie, synowie, spadkobiercy. Firma Cybulskiego (prawie naprzeciw kościoła św. Karola Boromeusza), popularnego niegdyś Cybuli, u którego terminował przez dwa lata Jan Himilsbach — to już tylko nazwisko, inni prowadzą interes. Tych starych firm ubyło znacznie. Fedorowicz, Kocielski, inni. Choćby pan Trzciński, nestor kamieniarzy, kilka lat temu prowadził warsztat — już go nie ma. Nie wiadomo, czy nadal pracuje pan Gutek, najlepszy w branży liternik. Dziesięć lat temu (filmując Powidok o Powązkach) rozmawiałem z nim. Wrócił akurat z Płońska, gdzie wybijał litery na pamiątkowej tablicy ozdabiającej kamienicę przy rynku. Napis był w dwóch językach, hebrajskim i polskim. W tym domu bowiem urodził się Ben Gurion, pierwszy premier Izraela. Read More

15 gru

Piotr Wojciechowski: Wokulski u księżnej de Guermantes

Chaos jest istotnym czynnikiem istnienia bibliotek. Przenigdy nie uwierzę komuś, kto mi powie: — Skończyłem porządkowanie moich książek, każda jest na swoim miejscu. Rozmiary biblioteki prawie się tu nie liczą, nieważne też, czy mówimy o bibliotekach domowych, uczelnianych czy publicznych. Wystarczy, że książek jest więcej niż pięć, a chaos czyha, aby je poplątać. Żadne komputery, żadne katalogi, żadne armie najpilniejszych pracowników nie mogą uchronić księgozbioru przed ingerencją przypadku, przed broszurką, co wsunęła się pod cudzą okładkę, przed woluminem, co spadł między półki, przed tomikiem odłożonym na chwilę i na dziesięciolecia nakrytym wycinkiem z gazety — koniecznym, bo kiedyś potrzebnym „na przedwczoraj”. Read More

15 gru

Jerzy Górzański: Nie kichać w trociny. Zdarzenia i dopowiedzenia

We wstępie do swojej „Historii gilotyny” pisze Daniel Gerould: „»Panie, mam prawo być ciekawa. Nigdy jej przedtem nie widziałam « — powiedziała Karolina Corday do kata Sansona na widok gilotyny, która za chwilę miała ściąć jej głowę”.
Dodajmy: Corday, żeby pomścić klęskę żyrondystów, zasztyletowała „Apostoła Wolności”, prześladowcę monarchistów, fanatycznego rewolucjonistę, Jean–Paul Marata. A był to rok 1793.

Jeżeli chodzi o mnie, to nie jestem ciekaw tego urządzenia do dekapitacji. Nawet, gdyby zaprzyjaźnieni rewolucjoniści poprosili mnie, żebym dla dobra sprawy położył głowę na szafocie i — jak to w czasach Rewolucji Francuskiej mówiono — „kichnął w trociny”. Read More

15 gru

Nowe nazwiska. Arkadiusz Stosur: rejs

na wszystkich morzach świata jest tak samo.
ciemne kawałki sztormu płoszą żeglarzy,
odłupują sól i witaminy, drążą tunele
w policzkach i na ustach. nie przestaje

działać elektryka, a pod ziemią powstają
cuda architektury, bure pałace, przewrócone
wieże i oazy ciemnej wody, co chlupocze
i grzechoce jak zabawka bogów straszących Read More

15 gru

Nowe nazwiska. Arkadiusz Stosur: otwarte morze

otwarte morze owocuje, wypuszcza korzenie.
z ryby wypływa tran, z wody sól. oczy
wyplecione z tkaniny nocy. pustka jest
tylko w nas. Wokół toczy się opowieść

o stworzeniu człowieka. Ten pierwszy
nie miał imienia, jego potomkowie
nazywali już rzeczy jak umieli,
dziedziczyliśmy je i walczyliśmy o nie Read More

15 gru

Numer 4/2009

PROZA

WYWIAD

POEZJA

ESEJ

REPORTAŻ

GALERIA NA „WYSPIE”

Małgorzata Karolina Piekarska: Odrealnić realne. Wystawa malarstwa i rysunku Magdy Dąbały

NOWE NAZWISKA

FELIETON

PERYSKOP

  • Piotr Dobrołęcki: Z redakcyjnej poczty

RECENZJE

KRONIKA
KRONIKA REGIONALNA
NASI AUTORZY

CYPEL

  • Kasia Kalinowska:  Ludzie z mgły i ludzie w klapkach
15 gru

Nowe nazwiska. Marta Górska: Puszka Karola

To wcale nie było tak, że on specjalnie czy, że naumyślnie. Karol był jak najdalszy od tego rodzaju praktyk. On nigdy nie chciał, właściwie to czasami jemu się samo nie chciało i nie miał już nic do roboty w kwestii chcenia czy nie chcenia. Już w szkole nie chciał, a jednak się działo. Nie chciał, żeby nauczyciele byli skazani przez niego na bóle i napady spazmów. Jego wychowawczyni zawsze widząc go, krzyczała: „Karol, ja przez ciebie zwariuję!”. Karol, żeby nie narażać jej na takie nieprzyjemności, bo przecież nie chciał, żeby coś się jej stało, starał się jej unikać, a że jedynym skutecznym sposobem na unikanie nauczycieli było nie chodzenie do szkoły to już nie jego wina. Potem oskarżyłby go ktoś o uszczerbki psychiczne albo zdrowotne. Kiedy pierwszy i jedyny raz ożenił się, też nie chciał. Po prostu jakoś tak pewnego dnia ona powiedziała, że jak ją kocha, to się z nią ożeni, a jak nie, to ona się zapłacze. Przecież nie chciał, żeby płakała, jak jej tak zależało, to się ożenił. Wielu rzeczy później nie chciał, działy się same — niechcący. Nie chciało mu się samo z siebie robić wielu rzeczy, na które ona akurat się upierała. Czuł się zaszczuty i szantażowany, a ona, że po co się z nią żenił — chciała przecież, on nie chciał, to wszystko było jakoś niechcący. Niechcący też nie wracał na noce. Inne kobiety po prostu mówiły, że jak on czegoś tam nie…, to one coś tam tak…, i robiło mu się żal, że przecież on nie chce, żeby one cośtam jednak tak…, i zostawał. Ale, żeby żonie było smutno, to też nie chciał, więc jakoś niechcący kłamał czy raczej nie mówił nic. Ona niechcący się dowiedziała i powiedziała, że jak nie da jej rozwodu, to ona się zabije. On oczywiście nie chciał, żeby się zabijała, bo to wszystko jakieś było groteskowe i niedorzeczne, więc chcąc nie chcąc, dał jej rozwód. Read More