15 gru

Maria Magdalena Beszterda: Gdy sęki leniwie uchylają powieki – formy (nie)pamięci Piotra Szewca

Piotr Szewc, Moje zdanie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009

Pismo i pamięć. W myśl antycznego konceptu, pismo jawiło się jak pharmacon, lek będący jednocześnie trucizną i zbawczym medykamentem. Słowo miało wyręczać  pamięć a jednocześnie zwalniać ją z odpowiedzialności za podmiot. Wspomnienie nie musiało już być otaczane taką uważnością, jeśli było gdzieś odnotowane… To wszak Sokrates w „Fajdrosie” Platona złowieszczy: „Ten wynalazek niepamięć w duszach ludzkich posieje, bo człowiek, który się tego wyuczy, przestanie ćwiczyć pamięć; zaufa pismu i będzie sobie przypominał wszystko z zewnątrz (…) a nie z wnętrza własnego, siebie samego”. Słowo pisane nie tylko infekowało Mnemosyne, lecz odwrotnie. Z czasem samo zjawisko wspominania stało się tematem poezji, prozy, dramatu. Minęło wiele epok i wciąż drapieżna symbioza między literaturą a nostalgią, reminiscencją, wydaje nowe plony. Jednym z najświeższych jest tomik poezji Piotra Szewca „Moje zdanie”.

Cały zbiór przypomina prywatny inwentarz świata. Ciągi wyliczeniowe supłają się i mkną przez lirykę bez troski o zrozumiałość. „Doniczki pod zlewozmywakiem ręcznie malowana bombka choinkowa pieski pluszowe Rozmówki węgierskie instrukcje obsługi karty gwarancyjne” („Obrastam w rzeczy”). Wbrew pozorom jednak, nie daje to efektu kakofonicznego, lecz konfesyjny. Hermetyczne, bo indywidualne, bo osobne, postrzeganie świata jest mimo wszystko dla odbiorcy komunikatywne. Prawdopodobnie dlatego, że: „Wrażliwość nostalgiczna odwołuje się do empatii, do języka uczuć, do tego, co umyka racjonalizacji. Jest więc rodzajem wrażliwości dostępnej każdemu” — pisał Marek Zalewski w eseju „Świat powtórzony”. Porastanie przedmiotami, sentymentalne zbieractwo jest przecież cechą każdego z nas… Podobnie jak próba autocenzury, wymazywanie śladów, kasowanie smsów, pozbywanie się przedmiotów. Tak robi kolega podmiotu lirycznego wiersza „Inna wersja”. Pojawia się tu postać człowieka prawdopodobnie śmiertelnie chorego:

Żadnych zdjęć listów smsów czyszczę komputer
i komórkę powiedział mój znajomy coraz gorzej
się czuje unika kontaktów terapia wywołuje dotkliwe.

Prywatny nieład, w jaki popadamy w pośpiechu, także tworzy specyficzną ontologię śladów i pustek: „Luźne kartki na nich zalążki wierszy jeszcze / e–maile numery telefonów dopisuję skreślam”, czytamy w „Białych smugach”.

Jednocześnie nie da się nie zauważyć, że owa czuła uważność na świat („mam serce do ulic placów widoków // z którymi łączy mnie przygodna znajomość”), owo zagarnianie do siebie szczegółu, okruchów skojarzeń — to jednocześnie próba docieczenia całości, staranie o rozszyfrowanie świata: „zacząłem liczyć na tobie cętki lub jeśli wolisz kropki // szesnaście ale pobiegłeś za panią wróciłeś z patykiem // w zębach i z wesołym błyskiem w oczach natura improwizuje” („Natura improwizuje”).

Szewc także, po Kantorowsku, szuka wśród przedmiotów unieważnionych, wyrzuconych na śmietnik. Stara się także w nich dostrzec ukryty sens przemijalności. Podejrzeć zasadę funkcjonowania minionego:

Za kontenerem leży uschnięta choinka pod nią połówkę
chleba wydziobują wróble błoto szkło rozdarte „Życie

Warszawy” gliniana doniczka abażur we wzory klasyk
(„Anielskie włosy”)

Na przykładzie tej frazy widać także specyficzny rytm przerzutniowy, który namnaża sensy, budując niedosłowność, a zatem nie tylko: rozdarte „Życie Warszawy” jako sponiewierana płachta gazety, lecz także: błoto szkło rozdarte życie, cząstka egzystencji, odpadek istnienia, margines, przemilczenie… Podobnie sąsiadowanie ze sobą wyrazów powinno wzbudzić podejrzliwość; a zatem w ciągu wyliczeniowym: „produkt polski naturalny wysoka zawartość nienasyconych / kwasów tłuszczowych najlepiej spożyć data przekłuty balon”, ostatnie słowa układają się w metaforę. Data jak przekłuty balon, być może ślad skończonego karnawału teraźniejszości… Wspólnym mianownikiem przedstawionych sytuacji lirycznych, przywołanych skojarzeń jest pamięć.

Czytelnik staje się odpowiedzialny za delikatną traumę drzemiącą w czytanej poezji. Trauma wynika z aporetyczności wspomnienia, ale subtelna linia, jaką jest nakreślona, wynika z nostalgiczności. Nostalgia jest retrospekcją bez bólu. Jakąś formą zgody na zastane, na nieodwołalne. A wszystko to koegzystuje w ambiwalencji typowej dla mechanizmu Mnemosyne…

Przypominanie u Szewca jest funkcją istnienia, funkcją organizmu wpisaną w fizjologię koniecznością. „Słyszę zadane mi dwa lata temu pytanie (…) chce mi się pić / żuję liść koniczyny pot płynie strużką” („Strefa fotosyntezy”). Przestrzenie pamięci wsiąkają w pejzaże dzieciństwa, tworząc własną mapę emocjonalną „ja” lirycznego. Wiąże się z tym nierozłącznie postać bliskich zmarłych. Babci, matki…Tu także pojawia się spis rzeczy jako jedyna namacalna pozostałość po nieobecnych. Śmierć okazuje się bliską krewną wspomnienia, podobnie jak sny… Chłopięce lata są mocno związane z przyrodą, tellurycznie, pierwszy grzech (zabijanie mrówek), sianokosy, upał, brzęczenie owadów tworzy sensualną perspektywę retardacji. Pojawia się tu zatem coś w rodzaju Kantowskiej „rozkoszy negatywnej”. Autor „Krytyki władzy sądzenia”, opisując wzniosłość, zwracał uwagę na delektację pięknem i jednocześnie wynikające z tej delektacji cierpienie. Idylliczne pejzaże natury powodują, że pamięć staje się czymś w rodzaju tęsknoty za praakuratnością, za epoką, w której wszystko było na swoim miejscu idealizowane przez dzieciństwo.

Od momentu wynalezienia fotografii człowiek uległ jakoś iluzji okiełznania czasu, zatrzymania temporalności. W utworze „Lipiec 1977” pojawia się magiczne przekonanie, że oto zdjęcie ma własny czas, gdzie zastygłe w bezruchu postaci nie wiedzą, że komuna upadnie, ojcu amputują nogę, gdzie wszystko jakoś zamarło w czekaniu…

Powrót do przeszłości może być ewokowany przez wszystko. Łuski szyszki, zasłyszane zdanie, stłuczony talerz, znajomy zapach… Cały świat jest usiany znakami czytelnymi tylko dla nas. Pamięć według Szewca jawi się jako żarłoczny żywioł, urodzajna kipiel gotowa sączyć się, przelewać przez każdą szczelinę rzeczywistości. Jednocześnie to realność o wektorze skierowanym także w przeciwną stronę. Także my możemy wracać do tej krainy, uciekać od swojego teraz. Płochliwe to jednak chwile: „ksiądz Jamrowski czwartkowe jarmarki wyprostowałem się / horyzont ani drgnął ktoś mnie zapytał o godzinę trzeba było / wracać wszystko zostawić” („Spienione fale”).

Mimo idiomatyczności poszczególnych osobniczych doświadczeń, Szewcowi poprzez swoje wiersze, swoje własne reminiscencje, udaje się zabrać nas na chwilę do naszych własnych, nieoczywistych krain. Oczywiście do momentu, w którym ktoś nas nie spyta o godzinę…