15 lip

Kazimierz Orłoś: Ojciec wraca na ziemię. Opowiadanie mazurskie

Maćkowi

Ojciec powiedział w piątek wieczorem, że musi wejść na dach. Chciał zatkać przed wyjazdem komin naszego mazurskiego domu. Chodziło o to, że w czasie śnieżnej zimy śnieg wpada do otworów kominowych, topnieje i powoduje zawilgocenie ściany pokoju przy kuchni.
Zacząłem odradzać ojcu tę eskapadę. Ma już siedemdziesiąt pięć lat, kłopoty z krążeniem, nadciśnienie, cierpi na bóle kręgosłupa – i tak dalej.
– Nie jesteś na tyle sprawny fizycznie. Spadniesz i co ja wtedy zrobię? Pamiętaj, że przyjechałem, żeby ci pomóc, a nie wozić do szpitala.
To prawda: przez cały piątek pracowaliśmy od rana. Spuszczaliśmy wodę z rur wodociągowych, tak samo – z kanalizacyjnych. Zamówiony przez ojca szambiarz wypompował szambo. Przyniosłem hydrofor z przybudówki do piwnicy. Ojciec grabił i palił liście, ja wyczyściłem rynny.
– Dlaczego masz mnie wozić do szpitala? – obruszył się.
– Możesz przecież spaść! Nie podejmuję się wchodzić na dach, zamiast ciebie. To na pewno!
Ale ojciec jest uparty – żadne argumenty nie przemawiały. Miał już przygotowaną deskę, którą zamierzał przywiązać do komina. Cały plan w głowie. Zadzwoniłem do matki. Wykrzyczała ojca przez komórkę – wysłuchał cierpliwie i powiedział:
– Nie denerwuj się. Nic mi się nie stanie. Read More

15 lip

Wojciech Kaliszewski: Sceny z pamięci

Jan Polkowski, Cantus, Wydawnictwo a5

Ostatni tom wierszy Jana Polkowskiego ukazał się dwie dekady temu. To były „Elegie z Tymowskich Gór i inne wiersze”. Dwadzieścia lat to bardzo dużo. Przez ten czas nasz świat zdążył wejść nie tylko w nowe stulecie, ale i w tysiąclecie. Odmieniał się, zmieniały się jego perspektywy, granice i horyzonty. Ale tamten czas otwierał przecież w wyobraźni poety szczelinę, przez którą można było spojrzeć w nadchodzącą przyszłość:

Za trzydzieści lat, za parę miesięcy, za godzinę,
        ktoś będzie czytał nasze wiersze – otworzy
        pachnąca farbą książkę, zegnie płachtę czasopisma,
        ukradkiem wyciągnie samizdat.
        W jakiejś chwili, w jakimś kraju, ktoś odkopie
        nasze zetlałe oddechy,
        jak ja, gdy w chwili spokojnej czytam wiersze
        pewnego Żyda żyjącego w Polsce
        w latach 1921-1943. Read More

15 lip

Numer 2/2010

PROZA

POEZJA

ESEJ

WYWIAD

DZIENNIK

REPORTAŻ

GALERIA NA WYSPIE

  • Małgorzata Karolina Piekarska: Jestem tworzeniem, marzeniem i istnieniem

NOWE NAZWISKA

FELIETON

PERYSKOP

  • Piotr Dobrołęcki:  Z redakcyjnej poczty
  • Adrian Sinkowski: Z ręki do ręki

RECENZJE

KRONIKA

KRONIKA REGIONALNA

NASI AUTORZY

CYPEL – DODATEK ALTERNATYWNY

  • Olgierd Dokalski: Kieszonkowy atlas obcych
  • Dagmara Ciećwierska, Olgierd Dokalski: Z notatnika wyspiarza
15 lip

Piotr Wojciechowski: Ukryć się w teatrze lalek

1. Szerszenie, byki i czerwona wisienka

Uciszam gwizdek czajnika, muszę słyszeć. Przygotowując śniadanie wędruje przez radiowe pasma i nadsłuchuję. Pisarz jest poganiaczem trzody słów, musi wiedzieć z której strony wyją wilki. Gadają właśnie o szaliku, który jeden polityk wręczył drugiemu politykowi jako przynoszący zwycięstwo talizman. Pani redaktor opowiada coś o społeczności kibiców, bo szalik kibicowski. Chwytam, łapię za słówka samo nazywanie świata. Ci, co mówią tam przed sitkami mikrofonów nie pojmują chyba, że kibicowanie stało się dziś formą uprawiania polityki. Nazywanie świata ma wyrywać nas z samotności. Iluż to ludzi z dumą przyznaje się że kibicują – sportowcom, drużynom, turniejom. W oderwaniu od głębszego, antropologicznego rozumienia jakiego typu człowieczeństwo jest udziałem kibica. Zaraz potem pan redaktor zaczyna z samo zachwytem zapowiadać, jaki to nagrał wywiad ze zwycięskim bokserem. Read More

15 lip

Tomasz Leszczyński: Pod Mesalką

W drodze do domu skręciłem do pubu. Pchnąłem ciężkie drzwi „Morgana” i wszedłem do środka. Panował tam przyjemny półmrok. Świeczki, które postawiono na solidnym barze, przeglądały się w ścianie butelek. Wyglądały tak, jakby w ich wnętrzach rozpalono ogień. Migotały, kusiły i obiecywały. Trzewia same kurczyły się z podniety. Podszedłem do baru i odsunąłem wysoki taboret, szurając nim po podłodze. Usiadłem, a dłonią strząsnąłem z blatu niewidzialny kurz. Cycata Anna, barmanka, odkleiła się od kaloryfera i zajęła miejsce na posterunku. Chwyciła kufel i zaczęła nalewać piwo. Dzisiaj miała opiętą, czarną bluzeczkę z dużym dekoltem. Kiedy podawała mi piwo, bez skrępowania podziwiałem jej piersi. Read More