20 gru

Piotr Matywiecki: Babel

wywietrzona wieża
skorupa bez znaczenia
widokowych słów

wyglądało
jak pomieszanie języków
a to było
zbudowanie istnienia

w tej wieży prawdy
Bóg i człowiek
chodzą od ziemi do nieba
od nieba do ziemi

prawdziwy Bóg
i prawdziwy człowiek
nie burzą niczego
co powstało Read More

20 gru

Numer 4/2007

OD REDAKTORA
Czwarty numer „Wyspy” różni się od poprzednich. Jest nieco skierowany w przeszłość, są w nim niepublikowane teksty nieżyjących pisarzy Lecha Budreckiego i Tadeusza Siejaka, które uzupełnia esej Magdaleny Wojak o twórczości Igora Newerlego.
„Żegnamy się z poetą, ale nie z poezją” powiedziała nad trumną Czesława Miłosza Wisława Szymborska. Chciałbym, żeby noblistka miała rację, ale jestem pełen wątpliwości. W rozpędzonej machinie rynku wydawniczego poeta i pisarz wydaje się zbędny. Ile razy byłem na dużych targach, zawsze miałem takie poczucie. A jednak, gdy autor umiera, nie pozostaje to bez wpływu na jego twórczość. Wydawcy przestają uwzględniać go w swoich planach, krytycy po napisaniu okolicznościowych nekrologów tracą zainteresowanie dla jego utworów. Śmierć jest szybka, gwałtowna, nawet jeśli poprzedzona długą chorobą. Twórczość umiera powoli, przez długi czas zdaje się, że wciąż istnieje, ale z wolna jakby się oddala, w końcu znika w mgle bezlitośnie podążającego naprzód czasu. Po pisarzu zostaje niewiele: buty (te z wiersza śp. księdza Jana) i ostatnie teksty ukryte w szufladzie albo pamięci komputera. Może najlepsze, jakie napisał, ale i tak nie mają szans przetrwać, a przeważnie nawet zaistnieć publicznie. „Rękopisy nie płoną” twierdził Bułhakow i jeśli chodzi o jego arcypowieść intuicja go nie zawiodła. Ale to nie reguła, lecz wyjątek. Rękopisy czeka los o wiele gorszy. Powoli się rozpadają i przemieniają w kurz.
Byłem kiedyś na pogrzebie pewnego pisarza, niezbyt sławnego, ale bardzo porządnego człowieka. Chowaliśmy go na małym cmentarzyku w podwarszawskim Brwinowie. Na tym samym cmentarzu spoczywa Jarosław Iwaszkiewicz, ale choć na pogrzebie byli przeważnie pisarze i poeci, tylko dwie może trzy osoby poszły zapalić lampkę na grobie wszechwładnego kiedyś prezesa, redaktora, ale przecież także wybitnego artysty. Reszta poszła wolno ku bramie i nie oglądając się za siebie, znikli wśród coraz gęściej padającego śniegu. Tak umierają ci, którzy kiedyś śnili może o nieśmiertelności. Przypominamy Budreckiego i Siejaka, bo przecież niesłusznie skazano ich na wygnanie, nadal należą do polskiej literatury współczesnej.
Co jeszcze polecam? Przede wszystkim opowiadanie Piotra Wojciechowskiego, który zresztą rekomendacji nie wymaga i przejmującą, krótką prozę Aleksandra Ziemnego. Cieszy mnie widok na łamach „Wyspy” wierszy Krystyny Rodowskiej, Piotra Matywieckiego, Roberta Mielhorskiego i Stanisława Dłuskiego. Kolejny reportaż przygotował Mirosław Prandota, tym razem o polsko-szwedzkich relacjach przedmałżeńskich. Drugi reportaż, bardzo oryginalny w formie, napisała Magdalena Rybak, która od tego numeru zasiliła naszą redakcję.
Pojawia się też w tym numerze „Kronika regionalna” – rzecz może sama w sobie niezbyt efektowna, ale w moim odczuciu bardzo ważna. Zadaniem tej kroniki, prowadzonej przez poetkę Lillę Latus, będzie odnotowywanie inicjatyw i imprez literackich o charakterze lokalnym, ale przecież często bardzo artystycznie istotnych. Ich organizatorom, często wspaniałym, nieprzeciętnie inteligentnym ludziom, należy się choćby ta odrobina zainteresowania.
Na koniec ważna informacja, która mnie dotyczy osobiście. W redakcji „Wyspy” pojawiła się asystentka redaktora naczelnego w drobnej, acz pełnej energii postaci Katarzyny Safiańskiej. Proszę więc od dzisiaj traktować mnie z powagą.

PROZA

WSPOMNIENIE

POEZJA

ESEJ

REPORTAŻ

NOWE NAZWISKA

GALERIA NA WYSPIE

FELIETON

RECENZJE

KRONIKA

KRONIKA REGIONALNA

NASI AUTORZY

CYPEL – DODATEK ALTERNATYWNY

cypLISTY

  • W obronie honoru!
15 paź

Jan Strękowski: Poniedziałek – ja

Źle się tutaj czuła. Nieodpowiednio ubrana, w dżinsowych wystrzępionych spodniach i t-shircie pośród eleganckich kreacji innych gości. Idąc na spotkanie z Joanną do jej galerii myślała, że będzie tam tylko ona i jej długo niewidziana przyjaciółka. Tymczasem trafiła na czyjś wernisaż. W cisnącym się wokół obrazów tłumie dostrzegła w końcu Joannę. Z trudem przedostała się do niej.
– Fajnie, że też przyszłaś… – usłyszała zdawkowe. Tak samo jak zdawkowe było muśnięcie w policzek.
Zanim się spostrzegła, Joanna pobiegła dalej, z taką samą zawodową czułością witać kolejnych gości.
To w tym momencie straciła nadzieję na spotkanie sam na sam. Była już w tym kraju od kilku dni, mieszkała w mieszkaniu Joanny, ba, to właśnie Joanna namówiła ją na ten przyjazd po latach. I co? Read More

15 paź

Adam Raczyński: Matka pyta

W koszyku chleb przykryty białym płótnem
jak ciało w szpitalu, pokrojony biały chleb,
biorę cienką suchą kromkę, nie jest ani zimna,
ani ciepła, sypie się, duży taras, betonowy ogród,
po lewej stronie ulica, przejeżdża akwarium z pasażerami,
na pustych miejscach siedzą głosy, Read More