J.M.G. Le Clézio: Mondo (fragment)
Rozdział I
Nikt nie potrafił powiedzieć, skąd przybył Mondo. Zjawił się pewnego dnia przez przypadek w naszym mieście, zanim ktokolwiek to zauważył, a potem przyzwyczailiśmy się do niego. Był to chłopiec około dziesięcioletni, o okrągłej i spokojnej twarzy, z pięknymi czarnymi oczami, które były nieco skośne. Ale przede wszystkim zauważało się jego włosy, brązowo-popielate, które z nadejściem nocy wydawały się prawie szare.
Nie wiedziano nic o jego rodzinie ani domu. Być może ich nie miał. Zawsze, gdy się tego nie spodziewano, gdy nie myślano o nim, pojawiał się na rogu ulicy, blisko plaży albo na placu targowym. Szedł sam, zdecydowanym krokiem, patrząc wokół siebie. Każdego dnia ubrany był tak samo, w błękitne spodnie z denimu, tenisówki, trochę za dużą podkoszulkę.
Gdy zbliżał się do ciebie, patrzył prosto w twarz, a jego wąskie oczy zamieniały się w dwie połyskujące szparki. To był jego sposób powitania. Gdy spotkał kogoś, kogo lubił, zatrzymywał się i po prostu pytał:
– Czy chcesz mnie adoptować? Read More