Piotr Matywiecki: *** (zabrakło ołtarzowego drewna)
* * *
zabrakło ołtarzowego drewna
mysz zagryzła się w modlitwie
w małym czarnym oku
głoduje
katedra
* * *
zabrakło ołtarzowego drewna
mysz zagryzła się w modlitwie
w małym czarnym oku
głoduje
katedra
OD REDAKTORA
Czwarty numer „Wyspy” różni się od poprzednich. Jest nieco skierowany w przeszłość, są w nim niepublikowane teksty nieżyjących pisarzy Lecha Budreckiego i Tadeusza Siejaka, które uzupełnia esej Magdaleny Wojak o twórczości Igora Newerlego.
„Żegnamy się z poetą, ale nie z poezją” powiedziała nad trumną Czesława Miłosza Wisława Szymborska. Chciałbym, żeby noblistka miała rację, ale jestem pełen wątpliwości. W rozpędzonej machinie rynku wydawniczego poeta i pisarz wydaje się zbędny. Ile razy byłem na dużych targach, zawsze miałem takie poczucie. A jednak, gdy autor umiera, nie pozostaje to bez wpływu na jego twórczość. Wydawcy przestają uwzględniać go w swoich planach, krytycy po napisaniu okolicznościowych nekrologów tracą zainteresowanie dla jego utworów. Śmierć jest szybka, gwałtowna, nawet jeśli poprzedzona długą chorobą. Twórczość umiera powoli, przez długi czas zdaje się, że wciąż istnieje, ale z wolna jakby się oddala, w końcu znika w mgle bezlitośnie podążającego naprzód czasu. Po pisarzu zostaje niewiele: buty (te z wiersza śp. księdza Jana) i ostatnie teksty ukryte w szufladzie albo pamięci komputera. Może najlepsze, jakie napisał, ale i tak nie mają szans przetrwać, a przeważnie nawet zaistnieć publicznie. „Rękopisy nie płoną” twierdził Bułhakow i jeśli chodzi o jego arcypowieść intuicja go nie zawiodła. Ale to nie reguła, lecz wyjątek. Rękopisy czeka los o wiele gorszy. Powoli się rozpadają i przemieniają w kurz.
Byłem kiedyś na pogrzebie pewnego pisarza, niezbyt sławnego, ale bardzo porządnego człowieka. Chowaliśmy go na małym cmentarzyku w podwarszawskim Brwinowie. Na tym samym cmentarzu spoczywa Jarosław Iwaszkiewicz, ale choć na pogrzebie byli przeważnie pisarze i poeci, tylko dwie może trzy osoby poszły zapalić lampkę na grobie wszechwładnego kiedyś prezesa, redaktora, ale przecież także wybitnego artysty. Reszta poszła wolno ku bramie i nie oglądając się za siebie, znikli wśród coraz gęściej padającego śniegu. Tak umierają ci, którzy kiedyś śnili może o nieśmiertelności. Przypominamy Budreckiego i Siejaka, bo przecież niesłusznie skazano ich na wygnanie, nadal należą do polskiej literatury współczesnej.
Co jeszcze polecam? Przede wszystkim opowiadanie Piotra Wojciechowskiego, który zresztą rekomendacji nie wymaga i przejmującą, krótką prozę Aleksandra Ziemnego. Cieszy mnie widok na łamach „Wyspy” wierszy Krystyny Rodowskiej, Piotra Matywieckiego, Roberta Mielhorskiego i Stanisława Dłuskiego. Kolejny reportaż przygotował Mirosław Prandota, tym razem o polsko-szwedzkich relacjach przedmałżeńskich. Drugi reportaż, bardzo oryginalny w formie, napisała Magdalena Rybak, która od tego numeru zasiliła naszą redakcję.
Pojawia się też w tym numerze „Kronika regionalna” – rzecz może sama w sobie niezbyt efektowna, ale w moim odczuciu bardzo ważna. Zadaniem tej kroniki, prowadzonej przez poetkę Lillę Latus, będzie odnotowywanie inicjatyw i imprez literackich o charakterze lokalnym, ale przecież często bardzo artystycznie istotnych. Ich organizatorom, często wspaniałym, nieprzeciętnie inteligentnym ludziom, należy się choćby ta odrobina zainteresowania.
Na koniec ważna informacja, która mnie dotyczy osobiście. W redakcji „Wyspy” pojawiła się asystentka redaktora naczelnego w drobnej, acz pełnej energii postaci Katarzyny Safiańskiej. Proszę więc od dzisiaj traktować mnie z powagą.
PROZA
WSPOMNIENIE
POEZJA
ESEJ
REPORTAŻ
NOWE NAZWISKA
GALERIA NA WYSPIE
FELIETON
RECENZJE
KRONIKA
KRONIKA REGIONALNA
NASI AUTORZY
CYPEL – DODATEK ALTERNATYWNY
cypLISTY