02 wrz

Justyna Kasperek: Remanent podróży

Grzegorz Wróblewski, Pomyłka Marcina Lutra (proza i szkice kopenhaskie). Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2010.

Pomyłka Marcina Lutra proza i szkice kopenhaskie napisana przez Grzegorza Wróblewskiego to niezwykły zapis codziennych przekazów otoczenia. Poeta oprowadza czytelnika po zakamarkach ludzkich oraz międzyludzkich przestrzeni, umiejscawiając lirycznego przewodnika nieco obok opisywanych sytuacji. Człowiek oraz jego wytwór – Świat, niezależnie, niemal równolegle do osoby mówiącej wierszu, kształtują i oddziaływają na wewnętrzną przestrzeń podmiotu. Czytelnik towarzyszy mu w eksploracji nowych przestrzeni od momentu, gdy ten się w nich pojawia (Kopenhaga). Wraz z nim poznaje otoczenie, stara się zasymilować, podróżując po egzystencji – niczym międzyplanetarnej wędrówce, gdzie ludzie zawieszeni w przestrzeni szukają życia we wszelkich strefach. Nawet jeśli natkną się na KOGOŚ lub COŚ, to i tak ostatecznie okazuje się, że napotkane osoby pozostają względem siebie zupełnie obce. Pasjonujące, lecz nie-do-poznania, jakiekolwiek zbliżenie jest niemożliwe (Ostatnie słowa pana Jensena). Osamotnienie staje się przeznaczeniem (lub przekleństwem) bez względu na szerokość geograficzną. W szkicach Kopenhaga czytamy: „Czy gdziekolwiek indziej jest lepiej? (Interesujące pytanie!)”

Pojawia się wątpliwość czy zrozumienie nie jest jedynie pojęciem abstrakcyjnym? Czy jeden człowiek może pojąć mentalność drugiego? Czy tylko definiuje go w kategoriach własnych wartości, doznań, przeżyć. Szukając odbicia lub potwierdzenia siebie. Doznanie samotności graniczącej nieraz z wykluczeniem pojawia się w książce „Pomyłka Marcina Lutra proza i szkice kopenhaskie” niejednokrotnie. Człowiek pozostaje niezbadanym lądem. W jego naturze, tuż pod warstwą kultury, obyczajowości czai się nieudomowiona, stłumiona (jedynie) „dzikość” rozumiana jako swoboda, instynkt, tęsknota, poszukiwanie innych (w założeniu lepszych) obszarów życia. Ludzkie relacje z otoczeniem (tj. zewnętrznością oraz drugim „obiektem”) przypominają system militarny: najeźdźca – obrońca. Osoba mówiąca w zawartych w zbiorze tekstach próbuje stworzyć dla siebie miejsce bezpiecznego pobytu. Stara się umiejscowić je w pewnej izolacji od ludzkości i oferowanej przez nią rzeczywistości. Stworzyć (choćby mentalny) azyl, który chroniłby ją od uznanej powszechnie mentalności.

„Dystans jest ponoć zdrowy. Precz z wylewnością obcych, mentalnie niezorganizowanych narodów!(…)”. (Kopenhaga) Jednostka pozostawiona jest w momencie wyboru, który (podobnie jak u Sartre’a) jest jednak ograniczony, gdyż człowiek pozostaje zawsze w sytuacji i tylko w niej może wybierać. A ta z kolei wymaga od niego dostosowania postawy do zewnętrzności, co w konsekwencji wymusza stopniową rezygnację z własnego Ego.

Teksty zawarte w zbiorze Pomyłka Marcina Lutra proza i szkice kopenhaskie nie tyle odtwarzają rzeczywistość, ile wyrażają, kreują mit o ludziach i wydarzeniach związanych z ich działalnością. Są próbą wyjaśnienia natury i przeznaczenia świata oraz człowieka. Próbą objaśnienia wszystkiego czym jesteśmy oraz czynników sprawiających, iż nasze relacje z zewnętrznością i samym sobą przybierają określony kształt. W tekstach zrezygnowano z liryzmu na rzecz ducha obserwacji przywiązania do świadectwa zmysłów. W świecie poezji Grzegorza Wróblewskiego niezwykłym doświadczeniem jest zetknięcie się z przyczajoną muchą. Wszystko tu jest nowe i intrygujące. Rzeczywistość składa się z drobnych elementów, mikroszczegółów, które są tak małe, że na co dzień nie zaprzątają naszych myśli. Tu rosną do poziomu fenomenalnego zdarzenia. Poezja ta odkrywa je ponownie, zaskakuje pokazując zwykle bagatelizowane rzeczy, ukazując je w nowym świetle. Realność nabiera innego wymiaru, wszystko zasługuje na miano „wielkiego i nieprzeciętnego dylematu”, każda chwila może stać się na tyle ważna, by warto było ją utrwalić w formie wiersza. Świat tych utworów składa się z momentów, chwil oraz pojedynczych historii tworzących całość.

Osoba mówiąca opowiada historie kolejnych wcieleń, epizody swojego (ale czy tylko swojego?) życia. Dlatego poddając tę książkę jakiejkolwiek kategoryzacji, można by zaryzykować stwierdzenie, że mamy tu do czynienia z dziennikiem lub kroniką. Należy jednak pamiętać o istnieniu autora – personalnego filtru ukazywanych zdarzeń. To on decyduje (umiejętnie żonglując kreacją i przedstawieniem) jak bardzo czytelnik może zbliżyć się (tj. poznać) konteksty zewnętrzne związane z jego doświadczeniem. Ile ze swego życia wyjawi światu, ile zaś zachowa dla siebie? To co rozgrywa się wokół, postrzegane jest z perspektywy poetyckiego „ja”. Rzeczywistość pokazana poprzez doznania, psychiczne zjawiska – jest bardziej przeżywana niż widziana.

Chodzi o pewnego rodzaju gładkość i delikatność. O gładkość… czy delikatność, bo to różne definicje. Wszystko jedno, niech będzie gładkość. Wszystko jedno? Tak. Chodzi mi np. o gładkość. Ale co z tą gładkością? W zasadzie to nie wiem, ponieważ za szybko się na nią zdecydowałem. (Instytut studiów biologicznych)

Część Misje to refleksyjny obraz (po)bytu w ludzkiej strefie. Próba prawidłowego ustawienia, zreformowania kryteriów wyjaśniających ludzką kondycję. Grzegorz Wróblewski w swych wierszach wiele miejsca poświęca człowiekowi oraz relacjom interpersonalnym. Losy jednostki – bohatera nie są społecznie czy historycznie zdeterminowane. Rzeczywistość istnieje obok, to odrębna przestrzeń stanowiąca zewnętrzny układ sił, na który istota ludzka nie ma wpływu. Jakiekolwiek działanie nie przyniosłoby żadnych zmian. Nie można odmienić rzeczywistości, jeśli nastąpi nawet jakikolwiek przełom to dotyczyć będzie naszej prywatności. Zewnętrzny układ sił pozostanie jak dotychczas nietknięty. Człowiek literatury Grzegorza Wróblewskiego mimo otaczającej go „masy ludzkiej”, pozostaje samotny i anonimowy. Pełne poznanie nie jest możliwe. Niesie to za sobą groźbę izolacji, odosobnienia jednocześnie rodząc ciekawość drugiej istoty, może nawet pragnienie spotkania kogoś podobnego.

Owa izolacja odnosi się nie tylko do braku poznania, lecz również do zrozumienia czy też akceptacji indywidualności, odmienności narratora lirycznego. W świecie szybkiej ewolucji cywilizacji, postępu i rozwoju, życie staje się coraz bardziej patologiczne. Wszelkiej wiedzy przybywa, ale sens egzystencji jest zagrożony jak nigdy dotąd. Zarówno życie jak i śmierć pozbawione są jakichkolwiek wzruszeń. W bycie człowieka zabrakło emocji. Ludzka egzystencja jawi się jako zbiór chwil w różnych odcieniach tęczy (i nie tylko), bardziej lub mniej przemyślanych decyzji oraz ludzi, którzy kierowali na właściwe tory lub wręcz przeciwnie.

– Pamiętaj za tymi drzwiami otrzymasz ostateczną odpowiedź na wszystkie pytania – spojrzał mi zbyt głęboko w oczy. Z czasem stawał się coraz bardziej milczący. Intensywnie się przygotowywał, schudł i nawet przestał rozwiązywać krzyżówki. To był sygnał! Któregoś dnia zdecydował się wejść do środka, a ja przesunąłem się do przodu. Do tej pory zmieniam kolejność pytań. (Reminiscencje w poczekalni)

Historie ukazane w poezji Grzegorza Wróblewskiego zostały umiejscowione w pewnym obszarze. Nie chodzi jednak o konkretne miejsce. Człowiek pozostaje bowiem człowiekiem pod każdą szerokością geograficzną, choć istnieją pewne drobne różnice. Jeśli poeta stwarza tło lokalne, to nie należy traktować tego dosłownie. Chodzi raczej o przestrzeń. Stworzoną w pewnej opozycji do ludzkiej rzeczywistości i jej stworów. Azyl chroniący przed powszechną mentalnością i oczekiwanymi postawami. Żeby udało się pozostać, zachować niezmienne JA. Jednostka została wpisana w nieustannie tętniącą ludzką masę, w której nie ma miejsca na indywidualność. Człowiek zewsząd otoczony tłumem nie może od niego uciec. Nie ma miejsca, w którym mógłby się schronić, nawet jeśli tego bardzo pragnie. Przestrzeń relacji międzyludzkich pozostaje tak samo obca – bez względu na długość okresu przebywania, jak ilość osób napotkanych i zaznajomionych osób.

Co przeraża mnie w Danii (krainie Bohra i Kierkegaarda, państwie opiekuńczym, tolerancyjnym, o wysokiej stopie życiowe etc.)? Przeraża mnie homo sapiens. Podobnie jak w Wilanowie i pozostałych, bogu ducha winnych, zakątkach Ziemi. Przeraża mnie homo sapiens. (Kopenhaga)

Istnienie jakiegokolwiek podobieństwa między lirycznym „ja” i „on” jest nie do zaakceptowania dla mówiącego w wierszach Grzegorza Wróblewskiego. „On” to osobnik, którego narrator liryczny nie potrafi lub nie chce przyjąć, zaprzecza kreowanemu wizerunkowi oraz (pośrednio) wyobrażeniu siebie samego. Narrator liryczny szuka własnego potwierdzenia w społeczności. Często wedle wymagań grupy określa granice, ramy samego siebie. Ale postać mówiąca w wierszu ma świadomość istnienia pułapki – zespalanie się z ogółem oznacza tak naprawdę rezygnację z siebie.

W tłumie nie funkcjonuje jednostka. JA zostaje zastąpione przez MY. Zespolenie jest jednoznaczne z jednoczesną redukcją kolejnych przestrzeni własnej osobowości. To, co początkowo wydaje się oburzające, z czasem w przekonaniu „normalnieje”. Dziwactwa nic się nie zmieniają, to ludzkość się do nich „przystosowuje” (dziwaczeje?). Wrasta w neonormalność. Akceptacja rozumiana jako kompromis, jest dla człowieka rezygnacją z tego jakim był poprzednio (co nie zawsze oznacza ewoluowanie). Heidegger twierdzi, iż nie można powiedzieć, że ktoś jest człowiekiem. Bytem skończonym – można jedynie rzec, że ktoś się nim nieustannie staje. Tak również wygląda ludzki pobyt na ziemi oraz tworzenie przez nią immamentnej rzeczywistości w twórczości Grzegorza Wróblewskiego. Nieustanne budowanie najbliższego „ekosystemu”, ciągłe powstawanie JA. Z towarzyszącą świadomością, iż obecność jednostki to dla niej samej – wieczność (niestety tylko jedyna), zaś w „życiu” ziemi – chwila. Czasem wystarczy moment, by zniszczyć pojedynczą wieczność.

W świecie ukazanym w poezji Grzegorza Wróblewskiego życie ma wpisane w swą definicję paradoksalne, niekiedy zaskakujące sytuacje. Owe sensacje (niekiedy boleśnie) kształtują bohatera wierszy. Przynależenie zewnętrznego bytu oraz narratora lirycznego do jednej grupy, jest (chciałoby się powiedzieć – niezwykle złośliwą) ironią. W obliczu wyroku jakim jest owo współprzebywanie, postać mówiąca w wierszu reaguje dość stanowczo i za razem zaskakująco.

Grzegorz Wróblewski w nietypowy sposób buduje napięcie w swych wierszach. Narrator liryczny niczym reporter zimnym okiem przygląda się rzeczywistości. Nie angażuje się emocjonalnie w sprawy, jakie go otaczają. To, co rozgrywa się wokół zostało w utworach pokazane poprzez doznania oraz psychiczne zjawiska, zorganizowane jako immamentny krajobraz mówiącego. Powstała w ten sposób konstrukcja odnosi się do świata, w którym zabrakło emocji. Teksty zawarte w zbiorze Pomyłka Marcina Lutra proza i szkice kopenhaskie zarysowują obraz relacji człowiek – świat, człowiek – inny obiekt kierując uwagę czytelnika na to, co w realnej egzystencji jest nikłe i nieznaczące. Drobne życiowe zdarzenia. Poezja ta nieustannie zaskakuje – choćby samym wyborem tematów, igra z oczekiwaniami oraz przyzwyczajeniami czytelnika. W literaturze Grzegorza Wróblewskiego wszystko zasługuje na miano „wielkiego nieprzeciętnego dylematu”, każda chwila może stać się na tyle ważna, by warto ją było utrwalić w formie tekstu artystycznego. Życie tworzą tu (dosłownie) szczegóły, chwile ciągle wzbogacane o nowe drobiazgi, które nabierają znaczenia i powagi. W utworach tych jest tyle samo zaangażowania w sprawy rzeczywistości ile rezygnacji. Bohater tej poezji akceptuje realia wraz z ich paradoksami i absurdalnością. Przyjmuje to, co oferuje rzeczywistość, godzi się z losem. Dystans wobec realności – to jego postawa, którą ogarnia codzienność, to co osobiste, indywidualne. Potrafi jednak dostrzec wszelkie niedorzeczności. Mówi o nich nie dokonując oceny czy też klasyfikacji. Odrzuca wszelką agresję, nie próbuje pouczać, naprawiać. Grzegorz Wróblewski zawarł w swoich wierszach mądre rozumienie świata – przyjmuje go takim jakim jest, skoro nie może być inny.