20 paź

Wojciech Kaliszewski: Wiersze, które są

Ogród wierszy czarnogórskich. Tak egzotyczny i tak – wydawałoby się – nierzeczywisty, bo wcześniej nieobecny, jakby niemy. I oto otwiera się, jest, zaskakuje swoją różnorodnością, tonacjami, perspektywą obrazów, zmiennością nastrojów. Jest miejscem, przez które biegną granice światła i cienia. Jest polem bitwy i odpoczynku. Jest miejscem człowieka na ziemi.

Na krawędziach moich niebo się pokaleczyło
i zranione padło w morze by się leczyć
w morze kojące.

Gwiazda nade mną ze strachu pozieleniała
ból i miłość na mym języku.

Wszystko tutaj zmienia się w niezwykłym tempie. Chociaż zdarzają się chwile przejmująco długie, rozciągnięte, wytrącone z rytmu zmian i pogoni. Wtedy widać więcej i ostrzej. W źrenicach zatrzymuje się kolor morza i ziemi, a mapa nieba wydaje się być bliżej nas. Ale potem wszystko znowu zaczyna swój bieg i wszystko nagle znowu:

Jest zbyt ludzkie.
Jest zbyt śmiertelne.

Czytam te wiersze zebrane i wydane w „Antologii poezji czarnogórskiej XX wieku”, w pierwszej tak obszernej antologii, bo złożonej z utworów blisko pięćdziesięciu poetów, obciążonych trudnym bagażem historycznych i politycznych dramatów bałkańskiej krainy. W tej przestrzeni nie ma bowiem jasnych granic oddzielających jeden naród od drugiego, nie ma granic miedzy słowami i myślami. Są natomiast daty podziałów, bitew i aneksji, ucieczek i powrotów. Czarnogóra żyła od wieków w cieniu Serbii, ale była zarazem jej częścią swoistą, zawsze świadomą swojej przeszłości – tej słowiańskiej i tej starszej znaczonej śladami Rzymskiego Imperium i Bizancjum. Tutaj morze dotyka stromych gór. Być może te wszystkie warstwy i osady jeszcze czekają na pełne odsłonięcie. Ale to się już dzieje, to jest początek. „Antologia” jest takim dotknięciem miejsc czułych, wrażliwych, dotknięciem „odkrywczym”. Jednym z wielu możliwych. Są w niej głosy poetów XX wieku. Jednego zaledwie stulecia, ale jakże przecież ważnego, bo ostatecznie przygotowującego Czarnogórę do samodzielności.
Czytam te wiersze i staram się odczuć wagę każdego słowa i każdej pauzy. Bo jest w nich rytm codziennego doświadczenia, rytm rozmowy na progu domu, pozdrowień na drodze, narodzin i śmierci. Wszystkich spraw ludzkich. Te wiersze są często jakby „wyjęte” z żywego potoku języka i zachowując ten swój „przyziemny” rodowód, biegną bardzo daleko, tworzą wizje, otwierają wyobraźnię. Są zachwycające i niezwykłe:

Czy możesz
cieniu mój
teraz lub kiedykolwiek
porwać mnie na Orbitę wokół Słońca
z muszli która się z trudem rozwiera
skąd sam tylko siebie przywołuję

Poczucie samotności, opuszczenia i porzucenia pojawia się tutaj często. Czy jest to echo jakiegoś głębszego i także w sensie historyczno-politycznym zbiorowego doświadczenia? Czy może tę tonację tworzą groźne żywioły, pomiędzy którymi przyszło na tym skrawu ziemi żyć ludziom? To jest kraina nawoływań i poszukiwań:

A głos w sieci nigdy nie jest ten sam
od chrypki od złości
od podstępności

więc się nie poznajemy

Czarnogóra nie jest centrum współczesnego świata, to raczej jego pobocze, obszary dalekie. Ale w tym oddaleniu kryje się tak rzadka już dzisiaj umiejętność samooceny i samorozpoznania człowieka. Właśnie stamtąd, z tamtego brzegu widać, że wciąż jesteśmy tułaczami, że posuwamy się bez wyznaczonego celu, krążąc wokół własnych myśli. Los tułacza obnaża niewzruszona potęgę natury. W miejscu, w którym spoglądają na siebie obłoki, fale morskie i ostre skaliste szczyty, człowiek musi przede wszystkim właściwie budować swoje wnętrze, tłumacząc się nieustannie z „własnej niemocy” wobec tego, co go otacza. Jak ująć takie doświadczenie, jak je opisać? To są doświadczenia głębokie, otwarte na to, co było i wskazujące zarazem przyszłość. Wiersz nie zawsze może je objąć. Pojawiają się zatem skróty i metaforycznie skonstruowane podobieństwa. Wielu spośród przywołanych w antologii poetów koncentruje się bowiem przede wszystkim na rozróżnieniu znaczeń otaczającej ich rzeczywistości. Nie wszystko jest w niej jasne i proste. Ale nie tyle w zderzeniach samych słów, ile w zderzeniach tego, co się za nimi kryje, tkwi siła oddziaływania tych wierszy. Kiedy Sreten Perović powiada, że „moje oko szuka muzyki ptaków i roślin”, to za sprawą zderzenia zmysłowych, konkretnych doświadczeń porusza naszą wrażliwość, wytrąca nas ze stanu równowagi a słowa unoszą się tylko ponad rzeczywistością. Metaforyzacja wprowadza mnie w proces przemian rzeczywistości, a nie tylko słów. Tworzy się nowa struktura świata – powstaje nowy świat, o innym układzie miejsc centralnych i peryferyjnych. Ale nie jest też tak, że świat nieszczęśliwy, pełen smutku i cierpienia zostaje nagle zastąpiony prze świat dobry i przychylny człowiekowi. Obydwie strony wciąż spina cień, jesteśmy w środku wędrówki, do jej kresu jeszcze daleko. Przetworzony świat odbija się raz po raz w poetyckiej wizji. W tych zmaganiach wciąż jest jeszcze więcej znaków zapytania, niż odpowiedzi. Świat pozostaje przecież wciąż bardzo „ludzki” i bardzo „śmiertelny”, jak napisał Milorad Popović. Ale czy temu właśnie nie próbuje zaprzeczyć poezja? Czy poezja nie jest rozległym planem nieśmiertelności?
Istota przemiany świata polega przede wszystkim na wyznaczeniu nowej perspektywy życia ludzkiego:

Istnieje coś, a jest zwykle ukryte. Coś bliskiego
i niezbędnego jak oddychanie –
Tu – obok, w nas wszystkich – jak upragniony Sen…
Coś tak ważnego jak tajemnica powstania
lub obecność Anioła –
niepojęte odkrycie nieśmiertelności!

Więź między „ludzkim” i „śmiertelnym” a tym, co „nieśmiertelne” pojawia się u wielu poetów „Antologii”. To jest więź głęboka i splatająca świat w jedność. Z drugiej jednak strony poeci czarnogórscy bardzo często doświadczają samotności. Są odrzuceni, osieroceni, przypominają błąkającego się po labiryncie wędrowca. Czarnogóra jest przecież takim labiryntem, przestrzenią, w której można się gubić i odnajdywać wielokrotnie. Ale Czarnogóra jest także przestrzenią wewnętrzną, ukrytą, noszoną w sobie i pilnie strzeżoną. Jest tajemnicą. Posiąść tę tajemnicę to znaczy poznać sens własnego życia, zrozumieć pomyłki, zobaczyć ostatecznie cel, do którego przybliżamy się nieuchronnie.
Czarnogóra ma także swój wymiar jakby ponadmaterialny, jest wartością wyrastająca z odmian czasu:

Z nocnego kręgu jak z opuszczonego pola
wyruszam z Proustem na umówiony spacer wyruszam z myślą
że czas jest szkicem snu że jest mchem cudu
że jest mrokiem uwolnionym z oków że jest
grande mer de delires douee
że jest rozwiniętą ekwiwalencją ducha.

Powolne rozpływanie się wyzwolonego czasu jest trudne do bezpośredniego uchwycenia, ale daje o sobie znać pośrednio, poprzez to, co wciąż udaje nam się niespodziewanie odnaleźć. To jest odzyskiwanie. Czarnogóra jest odzyskiwana właśnie w Proustowskim sensie. Trudno to pojąć i trudno wytłumaczyć, ale zmienność jest źródłem nadziei na odtworzenie tego, co zostało utracone i rozproszone. A mimo to odnajdujemy fragmenty i cząstki gotowe zaistnieć w coraz to innych konfiguracjach. Rzeczywistość przedstawiana w tych wierszach jest rzeczywistością w twórczym poruszeniu:

Niepokój sączy się w niepokój
Wszystko się rozlewa i kurczy
Wymienia rację
Wchłania istotę

Jeśli ona w ogóle gdzieś jest!

Obrazy świata wydają się przesłonięte mgłą, kontury rzeczy tracą ostrość, niebo niepostrzeżenie przechodzi w morze. Oczy patrzącego są zmęczone, biegną za uciekającymi cieniami, próbują złowić i zatrzymać w polu widzenia jakikolwiek kształt niezmienny. Człowiek szuka oparcia, szuka drogi, boi się pustki.
Pustka nie sprzyja wolności, dławi, wyzwala lęki. Trop wolności w poezji czarnogórskiej jest jednak bardzo wyrazisty. Przede wszystkim jest to poznawanie siebie, wydobywanie się z różnego rodzaju relacji, które ograniczały wolność. Chodzi o to, aby wypowiedzieć do końca wszystkie słowa, pogłębić przeżycia, nie bać się wejść w przestrzeń. Poeci z Czarnogóry wciąż odkrywają swoje miejsca, odwiedzają szczyty i doliny, wyruszają w drogę. Można powiedzieć, że to jest ich droga do domu.
W wierszach poetów czarnogórskich pulsuje rytm grecki. Ukryty jest bardzo głęboko, ale przebija się wyraźnie przez wszystkie późniejsze warstwy czasu. Grecja jest najczystszym horyzontem tej przestrzeni, w której tkwi Czarnogóra, taka niezwykła „Grecja poza Grecją”:

Jeśli znużony złudnymi dniami
Możesz jeszcze czytać, weź
Poetów greckich, ich czytaj
Z nimi zacznij się przyjaźnić, oni
Pozwolą ci siebie zrozumieć

Z ich pocieszeniem zwiąż swoje
I gniew swój z ich gniewem na wszystko,

Szukanie tego związku trwa, jest obecne nieomal w każdym słowie. Bo każde słowo wiersza przylega do czarnogórskiego pejzażu, ale każde słowo jest też świadkiem wypraw i podróży i „To słowo rozpala czoło, głowa staje się płonącą pochodnią”. Słowo bywa iskrą zapalną i może być bronią ratującą tych, którzy tracą siły w wędrówce.
Czarnogóra nie dała się rozproszyć, istnieje ma swój wymiar polityczny, ma swoje historyczne ramy. Ale Czarnogóra jest poza tym stanem ducha, wewnętrzną przestrzenią człowieka, który powiada:

Czekanie to kolej podziemna
W łowisku nadziei,
Bezlik rozmów, języków, ras.
Rozmawiają palce i mimika.

Te cztery wersy z „Portretu emigranta w chmurach” są opowieścią o podróży, o powrocie, o wyprawie podejmowanej wielokrotnie z obcych brzegów ku tej dalekiej przestrzeni. Wiersz może te dalekie brzegi przybliżyć, związać w upragnioną całość. Wiersz jest pomostem.
Antologia czarnogórskiej poezji jest wielogłosowa. Jest żywa tak, jak żywy jest każdy ogród skazany na pory roku i kaprysy klimatu. Jest wewnętrznie splątana, jej składnia nie jest prosta. Ale to właśnie oddaje równie złożony i wielowymiarowy charakter czarnogórskiego świata. Antologia zbiera epizody, przebłyski wychylające się z przeszłości, z pamięci. Przede wszystkim jest jednak historią poszukiwania. Jest modlitwą o cud pamięci. Nie wiemy przecież dlaczego coś nagle odkrywa się i staje przed nami, dlaczego i do czego chce nas tym swoim powrotem skłonić? Znaków zapytanie jest wiele:

Jeśli istnieje niebo
Jeśli istnieje morze
W naszych żyłach blask gwiezdny winien płynąć
Piasek lśnić w dłoniach
Księżyc czuwać nad lasami

Każdy wiersz antologii czarnogórskiej może poprowadzić nas inną ścieżką, może nam otworzyć inne perspektywy. I każdy – co jest doprawdy niezwykłe – stanowiąc cząstkę całości, nie traci własnych konturów.