20 gru

Stanisław Dłuski: Pelargonia dla najstarszej kurwy z Placu Wolności

Wolność zawsze mnie onieśmielała,
jak kobieta, matka, kochanka,
ale ten lekki, wrześniowy zmierzch
mnie ośmielił, jak sama się przedstawiła:
Jestem kurwą, zabili mi psa, konkubenta
zabrali do szpitala i nie wiem co
mam robić, gdzie iść, jak żyć,
może da Pan zakurzyć?
Nie chciała pieniędzy, tylko kilka
cygarów, które właśnie nabyłem,
oddałem jej pół paczki i chciałem
ofiarować pelargonię, bo jej twarz
przypomniała mi kochankę Rimbauda
(kiedy miał już dość smrodzenia wierszem),
coś między greckim profilem
a Mulatką, między Madonną a piwonią.
Jej twarz świeciła, rozświetliła ten mrok,
w którym żyłem od tygodni, miesięcy;
nie jest Pani żadną kurwą, jest Pani…,
jest…, dukałem coś, bezbronny
bez piwonii, bez piwa. Pierwszy raz słyszę, że
kobieta jest…, nie dawała się
sprowadzić na manowce komplementów.
Nie jestem Panem Bogiem…,
nie poddawałem się.
Nie uśmiechnęła się, nie znała smaku uśmiechów,
ale coś zajaśniało w jej oczach, zaiskrzyło, zakurzyliśmy
kolejnego mentolowego; Pan to chyba dziennikarz.
Nigdy w życiu – broniłem się – zwykły doktor od literatury,
to znaczy, już doktor a jeszcze nie człowiek.
A czytał Pan Żeromskiego – ciągnęła – że
człowiek rodzi się i umiera głupi, Rotę
Konopnickiej?
lub Mickiewicza o puchu
marnym, pan zna? Poczułem się głupi i marny. Bez
piwonii. Bez tych kilku słów, które
tu usłyszałem: … O!
odnaleźć w i ę ź,
przełamać się opłatkiem tytoniu,
powalić na ziemię świętą
najstarszą
kurwę
z Placu Wolności,
a może z podmiejskiego dworca,
co była wolnością.
I najpiękniejszą piwonią
naszych rzeszowskich okien