15 paź

Krzysztof Karasek: HIPOCAMPO. Siedem wierszy o koniach

Andrzejowi Więckowskiemu

Michałowski

By mówić o jego życiu
wystarczy kilka końskich imion
a nie koni Apokalipsy.
Cwał czy galop? To bez znaczenia.
Co ma znaczenie? Ślad ręki
widzialny. Żyły bieli
i czerwieni w kwadracie okna,
przez które zagląda księżyc
porzuconych; to właśnie
nazywają obrazem.

Kochał kobietę,
kochał mężczyznę,
kochał rybę w głębinie, strzałę ptaka
trzepocącą nad zapomnianą nazwą.
Aż przyszedł dzień
kiedy zakochał się w koniu.

Koń pieczony na mrozie

Kiedy koń schyla głowę
słyszę melodię jego szyi.
Uderza kopytem w krawędź nieba
i ziemia odkręca się na swojej osi.
Jak rzeka, ale nie ma to znaczenia.
Jednym susem przekracza ją
i znajduje się na powrót w niebie.
Niebo koni. Niebo, które dzwoni
zapachem podków i organek,
zapachem pastwisk i świtów.
Koń pieczony na mrozie przekracza ją
z jeźdźcem bez głowy
na swym grzbiecie.
Jest jedynym wysłannikiem losu,
który ocalał z potopu.
Życie jest koniem,
który nie znosi tchórzliwego jeźdźca.

Koniak

Koniak, to tyle co koń
i ja.
Z koniem się kopał nie będę,
co najwyżej ścigał.
Na koniak wszakże wsiądę
okrakiem
i wierzchem jechać będę,
wiatr we włosach niosąc
gdy mijać będę konia.
Na biegunach
czy parzystokopytnego,
bez znaczenia. Ważne
by pędzić na złamanie karku
poganiając koniak
na złamanie konia.

A jeśli koniem być

to tylko żółtym, jak u Gauguina,
albo ryżym,
jak z Apokalipsy,
z różą pąsową przypiętą do ucha,
nie swojego
ale konia, pachnieć
jak szkło wódką i stodołą,
patrzeć na świat oczami przedmiotów,
być koniem
żółtym
albo ryżym,
z różą pąsową przypiętą
I tak dalej.

To się nazywa żyć nie w swoim ciele.

Hufnale

Bolą mnie gwoździe
po stopach.
Bolą mnie stopy
w moich gwoździach.
Ja koń
złączony mistyczną więzią
z kowalem
i z kuciem.
O koński paznokieć powiadam,
o koński paznokieć
omsknęło mi się życie.

Kto kiedy wsłuchiwał się w jęk wiatru
wie, że to odpowiadała mi moja przeszłość,
step i przestrzeń, ciemność stajen,
w których przyszło mi żyć,
wszystkie drogi
Na których mnie krzyżowano
i przepaście.
Czuję rżenie pod stopami.
I tętnienie stóp dzikich przodków,
których nie ujarzmiono.
W moim oku
odbija się groza świata, ciemność
wody torfowiska, nad którą się pochylam
aby się napić
odbija się w mojej źrenicy.

Sen hippiczny

Przyśnił jej się sen.
Była zaślubiona z koniem.
Koń zarżał pod oknem,
wybiegła.
Koń ją uprowadził.
Zaprosił do lasu, na wzgórze,
do leśnej kaplicy
i tu wziął z nią ślub.
Ale koń miał twarz mężczyzny,
koń miał mordę jej ojca,
który już kilka lat później
pocwałował w konwoju.
Wprowadziła go do domu,
koń chciał się uczyć fortepianu.
Zaczęła więc go uczyć.

Dzikie konie

wiatr niosą w grzywach.
Któregoś dnia
opuszczą niebieskie pastwiska
i popędzą przed siebie
wbrew wytyczonym szlakom
tratując wszystko po drodze
ku urojonej wolności.

Kiedy słyszysz tętent kopyt
myśl o koniach
nie o zebrach.