Wojciech Kass: Budzi mnie kawka i dziobie w nos
obudziłem się w zamku,
spytano mnie; dlaczego nie masz urzędowej pieczątki
— bo przyniosłem swój podpis, osobę.
przemiana człowieka w dół wciąż ma się dobrze, nawet lepiej,
— trudno mi się wyprostować, nisko tu i duszno
widzę facetów w garniturach w kolorze kawki na śniegu
ich zawiązane ciasno krawaty
— och gdybym mógł, swój bym poluzował,
ma listki, jelonki i cały jest w zielono–żółty deseń.
tamci to chyba zarządcy, z jasnych pokoi.
— w korytarzu siedzi umęczony petent, błądzi wół,
szkapa i locha — wreszcie jakieś kobiety.
przeciąg rozwiewa okna i drzwi. ani drzwi, ani okna
tylko ich formularze.
— szeroko otwieram oczy na przemianę Osoby w dół
to jedyna szerokość na jaką sobie tu pozwalam,
ktoś biegnie, może mysz zamkowa?
czuję smród potu.
— co to za mysz, która omija dziurę, nie ma ogona?
tu nawet dziury są pieczęciami. przyniosłem swój podpis
nie mogę się wyprostować, nie mogę zawrócić.
Pranie, 13.01.2008