Michał Jagiełło: Plecionka z genów
Broczy obrażoną godnością po królestwie
stworzonym jego pomysłem i wolą. Tyran —
w najbardziej drżącym sensie. Zagroda wstrzymuje
powiew ciągnący nierozważnie z wykłoszonych pól,
wszelka domowina opuszcza powieki w rytuale
pokory, studnia — przez niego osobiście wydarta
rędzinie, iłom i skale krwawiącej mozołem — studnia
wysycha ze strachu. A on… Widzi, słyszy, boleśnie
odczuwa; brnie, po kolana, w tym zagrodowym
poddaństwie zachłyśniętym lękiem.
A gdzie miłość!
Nie tak miało być — dławi się, zdradzony,
do zakamieniałego nieba. Ograbiany z radości,
perfidnie wyszydzany bezruchem i ciszą zwiastującą.
Ból. Przeciera kułakami oczy, staje w centrum
siebie, opuszcza ręce i daje się prowadzić prawnuczkom
(z którymi minął się był w plecionce życia)
do sadu, pod jabłonkę wykarczowaną gdzieś–kiedyś
pokolenia temu.