Leszek Engelking: Ulica
Ulica wpadła do mnie,
usiadła na kanapie.
Hm — mówię — hm, ulico,
czy chcesz zwiedzić moje słowa?
Nie, może później — odparła. –
Napiłabym się kawy,
napiłabym się herbaty,
napiłabym się wina.
Potem była słodziutka
jak małe kociątko,
weszliśmy w moje słowa
i spędziliśmy noc
na innej kanapie,
na kanapie ze zgłosek
miękkich i szeleszczących.
Rano szukał ulicy
pan posterunkowy,
ludzie podobno
nie mogli znaleźć domów,
nie mogli znaleźć biur,
nie mogli znaleźć sklepów.
W dodatku trzeba było
zmienić trasy
niektórych tramwajów.
Ale ulica miała lekkiego kaca
i została w słowach
„Napiłabym się likieru
i mocnej kawy”.
A ja byłem w kropce.