20 mar

Krzysztof Lisowski: Noty o Kawafisie (fragment)

Zacznijmy od końca: Kawafis po operacji raka gardła (lipiec 1932) całkowicie traci głos. Porozumiewa się, pisząc ołówkiem na karteczkach.

*

Miłosz nazywa lirykę Kawafisa „poezją obiektywną”.
W swojej antologii „Wypisy z ksiąg użytecznych” poprzedza wiersz „Czekając na barbarzyńców” następującym komentarzem: „Wreszcie ASPEKT POWTARZANIA SIĘ SYTUACJI HISTORYCZNYCH. Wbrew spodziewaniu, wiersz Kawafisa, który, zdawałoby się, streszcza wiele wydarzeń dwudziestego wieku, został napisany w roku 1898, drukowany zaś po raz pierwszy w 1904. Co prowadzi mnie do myśli, że Kawafis, wyprawiając się w przeszłość, w dzieje cywilizacji helleńskiej, znajdował tam rodzaj metahistorii, powtarzające się i odnawiające się wzorce”.

*

Marguerite Yourcenar dość protekcjonalnie traktuje poetę, choć myśl wieńcząca ten cytat wydaje się interesująca: „Napisał wszystkiego około stu pięćdziesięciu wierszy (…) i potem przez całe życie poprawiał je z niebywałą troską o doskonałość, wydaje się jednak, że sam nie zmienił się ani nie wzbogacił przez ten czas; to tak jakby poeta już leciwy wziął pod opiekę młodszego poetę”.

*

Wystan H. Auden, „Kawafis” (wstęp do „Wierszy zebranych” Kawafisa, Londyn 1961): „Kawafisa interesowały głównie trzy sprawy: miłość, sztuka oraz polityka w pierwotnym, greckim tego słowa znaczeniu.
Kawafis był homoseksualistą i jego erotyki nie starają się tego ukrywać. (…)
Kawafis ma arystokratyczny stosunek do powołania poetyckiego. Jego poeci nie uważają się za osoby odgrywające ważną rolę publiczną i zasługujące na powszechne uznanie, są raczej obywatelami małej republiki, w której każdego osądzają jemu równi, a kryteria sądu są ścisłe”.

*

Wśród wielu ulubionych znajduję cztery wiersze, zwracające uwagę, bo w pewnym sensie nie mieszczą się w dwóch głównych nurtach tematycznych Kawafisa (miłość i historiozofia). To liryki ujawniające światopogląd poety, cóż z tego, że z różnych etapów życia, myślenie nie tylko o tym, co poeta może zrobić ze swoim życiem (a raczej: co z niego zrobić, jak je ukształtować), ale także metafizyczny namysł na temat duszy, innych wymiarów istnienia.
Są to: „Tak, jak możesz”, „W Domu Duszy”, „Życie przyszłe” oraz „Zstąpienie bogów”.
Cytuję tu pierwszy z nich (jakże aktualnie brzmi jego przesłanie):

Jeśli nie możesz ukształtować swego życia
tak, jak chcesz, przynajmniej o to się staraj
tak, jak możesz: aby go nie upodlić
w ciągłym ze światem obcowaniu,
w bieganiu i gadaniu.

Upodliłbyś je, wlokąc to w prawo, to w lewo,
obnosząc je dokoła, zanurzając
w te spotkania towarzyskie, te bankiety,
w tę głupotę codzienną,
ażeby się stało obcym dla ciebie brzemieniem.

I końcowe wersy „Zstąpienia bogów”, ujawniające wiarę Kawafisa w apokastastasis:

(…)            Zstąpią
ze swoich machin – i jednych ocalą, a innych
gwałtownie a niespodzianie usuną ze sceny;
a gdy zaprowadzą jakiś porządek,
odejdą. – Potem zaś jeden będzie robił to,
a drugi tamto; z czasem jeszcze inni
będą robić swoje. I jeszcze raz wszystko zaczniemy.

*

Żył tu i nie tu, w Aleksandrii współczesnej i tej innej, z czasów greckich, ze stuleci Cudów Świata, Biblioteki Aleksandryjskiej. Strażnik zaginionych ksiąg i dawnego języka. Mieszkaniec diaspory. Wygnaniec z epok, do których należał w marzeniu.
Pisał o innym, podobnym Aleksandrii, „mieście w mieście” – bizantyjskim Konstantynopolu:

Czytałem także lament nad utratą Miasta:
„Wzięli Miasto; wzięli też Saloniki”.
(…)
Co mnie jednak poruszyło bardziej niż to wszystko,
to pieśń z Trebizondy, w osobliwym dialekcie,
przepełniona smutkiem tych tak dalekich Greków,
którzy może zawsze wierzyli, że jednak ocalejemy.

(„Konstantynopol wzięty”)

Twórca własnej wizji Miasta: „Ja ciebie utworzyłem w radości i smutku, / z tyloma zdarzeniami, z tyloma sprawami” („W tej samej przestrzeni”).

*

Ale to może nie całe Miasto, tylko wycinek, ważny fragment, codzienna marszruta znajomymi ulicami. Nagrzane fasady wysokich kamienic i kawiarnie ze stolikami na trotuarach. Kelnerzy wybiegający z ciemnych sieni z filiżankami kawy, miseczkami gęstego jogurtu. Przytłumiony blask naftowych lamp w mieszkaniu przy ulicy Lepsjusza 10.

*

Za namową P. zapisuję fikcjonalny epizod:
Konstandinos podróżuje z przyjacielem statkiem parowym po Morzu Jońskim, ale i po „głębi Czasu”. Ktoś na pokładzie rysuje ołówkiem czyjąś twarz. Szkic z zamkniętymi oczami i odsłoniętym czołem, gdy mężczyzna, odłożywszy kapelusz, poddaje się pieszczocie wiatru i promieni.
To zaledwie „jedno zachwycające popołudnie”, po którym zostanie zżółkła już karteczka, dowód na realność tamtej ręki i twarzy. Na istnienie greckiego światła żadnych dowodów nie potrzebujemy.

*

Z monografii Zygmunta Kubiaka „Kawafis Aleksandryjczyk”: „Dzieje się to w apartamencie na drugim piętrze aleksandryjskiego domu przy ulicy Lepsjusza nr 10, gdzie poeta od 1908 roku mieszkał samotnie. Otaczająca dom dzielnica nie była ani zamożną, ani wykwintną strefą miasta. Nie wiadomo właściwie, dlaczego w roku 1907 Pawlos i Konstandinos to miejsce wybrali. Niektórzy świadkowie mówią o ulicy Lepsjusza jako obskurnej i przemierzanej przez ludzi z obskurnych środowisk. Ale w pobliżu był grecki szpital i grecki kościół św. Sabasa”.
Poeta, zapamiętano, siadał w fotelu pogrążonym w cieniu, gościa zaś miał przed sobą oświetlonego.

*

Kawafis w „Notatnikach”: „Moją ulubioną porą roku jest lato. Ale myślę o prawdziwych letnich porach Egiptu albo Grecji – z potężnym słońcem, z triumfalną godziną południa, z omdlałymi nocami sierpnia”.

*

Niewiarygodnie świetlista pora sjesty, gdy gorący wiatr porusza cicho żaluzjami. Na murze przyczaiła się jaszczurka. W chwilowym półmroku przykurzone otomany i biblioteczne szafy z czarnego dębu. Pot. Smutek białej pościeli.

*

I jeszcze parę wypisów z prozy i notatek K.K. – to, co jak mi się wydaje, może być skierowane do nas, mieszkańców niedawnej przyszłości, chwile jego natchnień, nastrojów, intensywnego odczuwania czasu, i „błyski”:
„Przyczyną naszej niechęci do podróżowania są Suchoty Kieszeni”.
„(…) pełny rozwój duchowy sprawił, że staliśmy się znowu prości, ale prości bez niewiedzy”.
„Z Wyobraźni na Papier. Trudna to przeprawa, niebezpieczne morze”.
„Targi Wyobraźni mają magazyny wielkie i wytworne, ale krótkotrwałe”.
„Święto skończone, zamknięte. Meble bez ładu rozrzucone po pokojach. Talerze i kielichy rozbite na ziemi. Wszystkie świece wypalone. Wino wypite do dna. Wszyscy goście już sobie poszli. Niektórzy, zmęczeni, będą jak ja siedzieć w swoich ciemnych domach, inni, jeszcze bardziej zmęczeni, już będą spali”.
„[Stary artysta] uświadamia sobie z goryczą, że Entuzjazm i Poetyckość każdego autora, ledwie się postarzeją o czterdzieści czy pięćdziesiąt lat, już się wydają dziwaczne albo śmieszne. Być może – w tym jest niejaka nadzieja – przestaną być dziwaczne albo śmieszne, gdy się postarzeją o sto pięćdziesiąt albo dwieście lat: wtedy już nie będą niemodne, będą antyczne”.
„Czy w ogóle istnieje Prawda i Fałsz? Czy raczej jest tylko Nowość i Dawność – a Fałsz jest po prostu postarzeniem się Prawdy?”.

*

W notatnikach drobiazgowe opisy, z kim się spotkał, gdzie jadł ciastko (kawiarnia „High Life”!) czy obiad, którymi ulicami spacerował po mieście, jaka była temperatura powietrza i jego samopoczucie. Notował dla pamięci? Pedant. Bez niego te notatki mało znaczą, odarte z sensów i wrażeń, zredukowane do nazwisk ludzi dawno umarłych.
I tylko nieliczne zapisy z nutą czułości w rodzaju tego z podróży pociągiem relacji Pireus – Patras: „Przejechaliśmy nad Kanałem Korynckim – wygląda na dobrą robotę. Wysiedliśmy na dworcu w Koryncie i kupiliśmy sobie trochę zimnych wiktuałów. Wyszliśmy ze stacji i rzuciliśmy okiem na Korynt: schludne miasteczko. Kraj wokół Diakofto jest jedną z najpiękniejszych okolic, jakie w życiu widziałem: wąwozy, jary, ładnie ukształtowane góry, las, wszystko to jest wspaniałe”.

*

Melancholia wiecznych miast.
Patrzenie (jak Orhan Pamuk na Stambuł) „na swoje miasto jednocześnie oczami ludzi Wschodu i Zachodu”.
Melancholia wspomnień o „czarujących chłopcach”, o ciałach, które sekretnie kochał. Wspomnienia jak kolekcja rzadko branych do rąk antycznych monet. Są elementami całkiem innej już wymiany, relacji ze światem.
Melancholia nie-europejska.
Melancholia i tajemnica.
Wielkomiejskie balkony wieczorem.

*

„Miasto Kawafisa, egipska Aleksandria to jama wypełniona rozkoszami, gorączkowo wygrzebana przez samotnego artystę, który gromadził w myślach wszystkie przyjemności, jakich zaznał, żeby je później, po wielu latach toczyć przed sobą i obrabiać jak cierpliwy skarabeusz. (…)
Jedyne okno w jego poezji ożywianej i kształtowanej przez jedną jedyną jego obsesję wychodziło na krajobraz w tak doskonałym stopniu sztuczny, że wyglądał na coś całkiem naturalnego: na hellenistyczną klasyczność, która u niego roi się od postaci i sentencji przesłaniających często rozmaite aluzje biograficzne i polemiki z neogreckimi pisarzami, o jakie teraz spierają się jego egzegeci. Te dawne Troady, Antiochie, Aleksandrie to wciąż ten sam mur, tyle że pokryty malowidłami i rozmaicie przez niego przyozdobiony” (Guido Ceronetti, „Chorobliwość Kawafisa”).

*

Mewy, koty i ludzie. Upał i cień, rzadko deszcz. Dym. Smak rzeczy.

*

Ostatni wiersz poety, z 1933 roku, to utwór o działaniach cesarza Juliana Apostaty, próbach przywrócenia przez niego pogańskich kultów. Nosi tytuł „Na przedmieściach Antiochii”.
Czy możemy dostrzec w nim powagę śmierci, przeczucie końca, tajemnicze przesłanie dla nas, czytelników z przyszłości? Nie. Wiersz jest rzeczowo-ironiczny, pojawiająca się w nim postać żywo i dowcipnie opowiada anegdotę o niedobrym władcy. I wygląda jakby poeta uznawał śmiertelną chorobę za chwilową niedogodność, jakby miał w planie jeszcze wiele rzeczy do zapisania. Przecież w innym wierszu zaapelował: „Pracuj teraz, mózgu, jak możesz”.
Przeżył równo 70 lat, umarł w dniu swoich urodzin, 29 kwietnia 1933.

*

Zadanie: sprawdzić prawdziwość przypisu Z. Kubiaka: „(…) w sierpniu i wrześniu przelatują nad wschodnimi krajami śródziemnomorskimi takie chmary ptaków, że ustrzelenie trzydziestu turkawek nie jest rzeczą trudną”.

*

Za cóż więc podziwiamy od kilku dziesiątków lat Kawafisa? Za stworzenie niezwykle bogatej historiografii poetyckiej, za tak ukonkretnioną miłość do kultury śródziemnomorskiej, do tysiącleci hellenizmu. Za rewolucyjną zmianę poetyki: od liryki wyznania do „sztuki surowiej zobiektywizowanej”. Dla poety historia istnieje jako „zawsze obecna przestrzeń”, dlatego poprzez znalezienie ekwiwalentu, oparcie w anegdocie, liryce „roli i maski”, w czymś w rodzaju persony uobecnia wydarzenia z odległej przeszłości. Próbuje określonych ról, widząc być może u współczesnych sobie obywateli miasta założonego przez Aleksandra Wielkiego, refleksy historii, dawne gesty.
Kawafis odrzuca naiwną afirmację świata, przekracza granicę „strefy wyłącznie osobistej” w sztuce na rzecz „doświadczenia przypuszczalnego”. Teoria ta koresponduje z Eliotowskim postulatem „charakteru nieosobistego”. Jak pisze Kubiak w rozdziale swej monografii „Ars Poetica. Tradycja jako czas przemieniony w przestrzeń”: „Dążenie ku »charakterowi nieosobistemu« poezji ma w »Ars Poetica« dwa aspekty: z jednej strony jest to przekroczenie granic doświadczenia ściśle osobistego i otwarcie się ku przekraczającemu strefę osobistą »doświadczeniu przypuszczalnemu«, polegającemu na tym, że artysta »przenosi się w okoliczności« odmienne od tych, jakie go otaczają, i »kreuje doświadczenie«. Z drugiej strony jest to przekroczenie punktu widzenia jednostki, gdy chodzi o ocenę wartości sztuki: jeśli pomijamy jednostkę i bierzemy pod uwagę człowieka…”

*

Biograf podaje: „(…) jego ostatnią czynnością było narysowanie na kartce kółka i postawienie w jego środku kropki”.

*

Bez Kawafisa trudno wyobrazić sobie poezję Aleksandra Wata, Jarosława Marka Rymkiewicza, Adama Zagajewskiego, Janusza Szubera, częściowo Czesława Miłosza, ale przede wszystkim – Zbigniewa Herberta.
Dla nurtu klasycyzującego w powojennej poezji polskiej, posiłkującego się myślą, logosem Śródziemnomorza, „na początku był Kawafis” z „wielkim wszechgreckim światem” i jego normami.