23 sie

Karol Maliszewski: Druga strona

Mam drugą stronę zeszytu. Parę kartek. Tam można odetchnąć, przecież nikt nie zajrzy. I trzeba maczkiem rzucać tak, żeby trafić. Nie w sedno, bo coś takiego nie istnieje. Cały czas krąży się wokół niego. To jest idea, która napędza czy uzasadnia dreptanie myśli, natomiast sedno samo w sobie nie występuje. Jest w czymś po trochę. Rozsypane sedno. I tak jest dobrze. W przejściu minąłem Zbigniewa Macheja. Obejrzał się, skinął głową. My obaj w pędzie do wózka Juliana Kornhausera. Zdumiałem się, że są w tak bliskich stosunkach, ale za chwilę i ja w nich byłem. Laureat nie miał siły, by ściskać podsuwane dłonie, więc przytulał. Jakub, syn, przemawiał za niego. I ja chciałbym kiedyś od własnych dzieci usłyszeć to, co on o ojcu powiedział. A powiedział to także i w moim imieniu. Jakoś zawsze w skromnego Juliana Kornhausera wierzyłem. Odwrócony, już w ciemności, nie mogłem powstrzymać tego, co leciało po policzkach. Jakiś guru sentymentalizmu w poezji i życiu byłby zachwycony. Gdzie się podziać w takich sytuacjach? Jak uratować twarz, jak ją wynieść całą z tłumu?

(…)

Cały tekst do przeczytania w numerze 2/2016 Kwartalnika Literackiego WYSPA