Karen Kovacik: Pieśń do świętego Ambrożego
/Tłumaczenie Mira Kuś/
Urodzony w Mediolanie w roku 340,
patron pszczelarzy i wytwórców świec
stanąłeś przede mną drewniany
— biskupi pastorał i mitra,
nawet worki pod oczami
były w kolorze miodu.
Wyrzeźbił Cię mój wujek
w drewnie z lipowego pnia,
na polskiej wsi, w czerwcu,
przy wtórze radia;
wieści z odległych stolic
prowadziły jego palce cukrzyka,
poplamione żywicą i tytoniem.
Waszyngton Londyn Berlin Moskwa
wiodły jego dłuto,
spiętrzając fałdy Twojej szaty.
Twe podpuchnięte oczy przypominają jego
oczy obrzękłe od strapień, mimo to spokojne.
Kiedy wyłoniłeś się z drewna
w miodnym, nadwrażliwym splendorze,
namaścił Cię żywicą
abyś się jarzył światłem nawet w zimie,
nawet gdy gawron przysiądzie na Twej mitrze
i nawet gdy rojące się pszczoły wypadną z kolorowych
jak guma balonowa uli, by w furii całego Cię obsiąść.
Teraz żyjesz w wiosce uli
— jeden jak polinezyjska chałupa,
drugi jak cerkiew z kopułą o kształcie cebuli,
inne to spiczaste domki z wysoką kalenicą,
ich spadziste dachy skryte w cieniu sosen.
Dzika róża, rumianek, aster, majeranek —
miododajne rośliny obfitują latem.
Biskup, święty: siedzę w mojej kuchni,
miód od wujka rozkwita w herbacie.
Jestem tutaj sama, i zima jest ciemna,
wiem, że wszystko, co kocham kiedyś mnie opuści.
Pomóż mi nieść tę gorzką codzienność
Ty, który przybyłeś w chwale miniatury —
komórki wosku, niewyklute owady i dźwięki,
nutki brzęczące w orkiestrze przed chórem,
atramentowe korpusy unoszące się w górę
na swoich własnych skrzydłach.