25 wrz

Janusz Drzewucki: Między poezją życia a życia prozą

Grzegorz Łatuszyński, Twoja chwila. Oficyna Wydawnicza „Agawa”, Warszawa 2012.

Przełom sierpnia i września 2011, Serbia, Wojwodina, Nowy Sad, gdzie odbywa się międzynarodowy festiwal literacki. Za chwilę na Placu Młodożeńców, niemal w centrum starego miasta, Grzegorz Łatuszyński ma czytać swoje wiersze, obok poetów z Rosji, Francji, Anglii, Niemiec, Węgier, Rumunii. Aktor miejscowego Teatru Młodych Emil Kurciniak ustala z nim kolejność przedstawianych utworów (zasadą prezentacji festiwalowych jest, że autor czyta swoje wiersze w oryginale, a aktor w przekładzie na język serbski). Zaglądam Grzegorzowi przez ramię i widzę, że tytuł jednego z jego wierszy brzmi po prostu Nowy Sad. Czuję lekkie ukłucie zazdrości w sercu i nie potrafię się powstrzymać przed wygłoszeniem przeświadczenia „Podbijesz tym wierszem publiczność jak nikt z nas, ani chybi. A swoją drogą, kiedy napisałeś ten wiersz, Grzegorz?” Łatuszyński chwilę się zastanawia, a potem w charakterystyczny dla siebie, flegmatyczny sposób odpowiada „Napisałem przedwczoraj, a na serbski przetłumaczyłem wczoraj.”

Przyznam się, że do tego zdarzenia nie wiedziałem, że Grzegorz Łatuszyński pisze wiersze. Znałem jego imponujący dorobek translatorski: monumentalne antologie poezji serbskiej, chorwackiej i czarnogórskiej, a ponadto wybory wierszy m. in. Sonji Manojlović, Slavka Mihalicia, Mile Stojicia, Ivana Kordicia, Jovicy Djurdjicia; znałem jego pasję, z jaką od lat popularyzował z jednej strony poezję krajów dawnej Jugosławii w Polsce, a z drugiej poezję Polską w krajach dawnej Jugosławii, ale o tym, że pisze wiersze mogłem się przekonać dopiero teraz, w Nowym Sadzie – jak to napisał w swoim wierszu – „rozświetlonym mieście”, w którym toczy się „życie słoneczne”.

Faktem, że Łatuszyński pisze wiersze byłem zaskoczony, ale jednak nie do końca: ktoś, kto tak jak on, z tak wielką inwencją tłumaczy dziesiątki poetów serbskich, chorwackich, czarnogórskich, bośniackich i macedońskich, musi przecież mieć talent nie tylko translatorski, ale również poetycki. Temu, że ma talent stricte poetycki, Grzegorz Łatuszyński dał wyraz i dowód nie raz i nie dwa właśnie w swoich tłumaczeniach. O jego translatorskich umiejętnościach najlepiej świadczy fakt, że tłumaczeni przez niego poeci przemawiają do nas każdy w swoim stylu, każdy po swojemu. Pod żadnym pozorem nie da się postawić Łatuszyńskiemu zarzutu, że przekładani przez niego autorzy brzmią po polsku tak, jakby wszyscy pisali w podobny sposób, mianowicie – ut ita dicam – „po Łatuszyńsku”.

Konstrukcja zbioru Twoja chwila – zilustrowanego jak wiele książek Oficyny Wydawniczej „Agawa” rysunkami Franciszka Maśluszczaka – w której znalazły się dwa cykle wierszy Puzzle oraz Wyspy pamięci oraz reprezentatywna antologia przekładów blisko siedemdziesięciu poetów z Bałkanów Ich chwila, dowodzi dwóch rzeczy: po pierwsze, że twórczość oryginalna jest dla Łatuszyńskiego równie ważna jak twórczość translatorska, natomiast po drugie – że Bałkany są dla tego poety i tłumacza w jednej osobie drugą ojczyzną.

Twórczością literacką tego autora – tak oryginalną, jak i translatorską – rządzi zasada, jak ją nazywam, trzech „R”: równoczesności, równoległości i równoważności. Nieustannie odnoszę bowiem wrażenie, że Łatuszyński pisząc swoje wiersze, jednocześnie tłumaczy wiersze innych poetów; tłumacząc innych poetów, jednocześnie pisze własne wiersze. Gdy zrobi sobie przerwę w robocie tłumaczeniowej, wtedy pisze wiersze; gdy zrobi sobie przerwę w robocie poetyckiej, wtedy tłumaczy. Praca poety jest równie ważna jak praca tłumacza i na odwrót: do przekładów przywiązuje on taką samą wagę jak do swoich wierszy. Nawet jeśli nie musi być dobrym tłumaczem, aby pisać wiersze (wszak nie każdy poeta uprawia profesję tłumacza), to bez wątpienia musi być dobrym poetą, aby tłumaczyć wiersze innych poetów.

Wiersze składające się na cykl Puzzle to utwory, w których poeta posługuje się przede wszystkim metaforą, zaś te składające się na Wyspy pamięci to wiersze, w jakich poeta posługuje się nade wszystko metonimią. O ile o sile tych pierwszych stanowi mocna kondensacja pierwiastka poetyckiego, lirycznego, o tyle siłą tych drugich jest ich antypoetyckość, antyliryczność, wręcz sprozaizowany tok wypowiedzi, wreszcie – narracyjność. O ile żywiołem tych drugich wierszy jest egzystencja, o tyle tych pierwszych – esencja. Inaczej rzecz ujmując: wiersze Łatuszyńskiego można podzielić na wiersze zewnętrzne i wiersze wewnętrzne. W jednych mówi o otaczającym świecie, o rzeczywistości, w której żyje, a która wraz z upływem czasu zmienia się i to zmienia się nieustannie, w innych mówi o sobie samym, o tym, jak otaczający świat wpływa na niego, jak odmienia go w każdej chwili odmieniająca się rzeczywistość.

Każdy wiersz autora Twojej chwili – niezależnie od tego, czy jest to wiersz zewnętrzny, czy wewnętrzny, wiersz egzystencjalny czy esencjalny – jest od początku do końca wierszem osobistym, głęboko osobistym, poświadczonym doświadczeniem poety. W poszczególnych utworach opowiada on o swojej drodze przez świat i przez życie, a więc w przestrzeni i w czasie, poczynając od dzieciństwa w Zdzięciole koło Nowogródka, przez młodość w Wąbrzeźnie i w Grudziądzu, gdzie przyszły pisarz chodził do szkoły podstawowej i średniej, po czasy dojrzałe w Warszawie, gdzie studiował filologię polską i słowiańską. Wraz z upływem czasu rozszerza się perspektywa przestrzenna podmiotu lirycznego tej poezji, koniec końców – na cały świat.

Zastanawiając się nad tym, co przeżył i czego doświadczył – już to w sensie indywidualnym jako autonomiczna osoba ludzka, już to w sensie społecznym jako członek zbiorowości tak narodowej, jak i obywatelskiej – zastanawiając się na swoim własnym losem, który ucieleśnia z jednej strony, a z drugiej nad historią, w której uczestniczy, poeta dochodzi do wniosków tyleż sceptycznych, co pesymistycznych. Poeta Łatuszyński nie wierzy w ducha dziejów, nie wierzy w rozum historii, wierzy natomiast w istotę ludzką, w jednostkę, w człowieka, któremu można spojrzeć w oczy, któremu można podać rękę, z którym można usiąść przy jednym stole, napić się wina i rozmawiać długo w noc, do białego rana.

Znamienne, że w najbardziej osobistych wierszach, gdy rozprawia o tym, co dla niego najważniejsze, gdy chce się podzielić najintymniejszą wiedzą, najintymniejszymi przemyśleniami, gdy stara się sobie samemu przepowiedzieć to wszystko, co go konstytuuje jako człowieka – a więc i jako artystę, i jako obywatela – częściej niż pierwszą osobą liczby pojedynczej poeta posługuje się osobą drugą, a nawet trzecią. „On” i „ty” są w tych wierszach tożsame z „ja”. Gdy poeta mówi: „Cały ciężar / zrzucasz / Prostujesz barki / Prostujesz kości / Duszę prostujesz” (Chwila), gdy pyta: „Czy los twój się znalazł / we właściwych rękach?” (Twój los), gdy zwraca uwagę: „Gdy się uważniej przyjrzysz / chaos się wzmaga / w duszy, w ciele i na umyśle” (Chaos), mówi do siebie samego, siebie samego pyta, sobie samemu zwraca uwagę. Także wtedy, a może właśnie dopiero wtedy, gdy uderzając mocno w struny w wierszu Droga, stosując wielką literę, adresatem swojej tyrady czyni nie człowieka a Człowieka jako takiego:

idzie Człowiek Drogą
przez Życie
własną Drogą
a właściwie niesie swoje Życie
krocząc Drogą
co prowadzi w niewiadome
niewyobrażalne
tajemne
na tej Drodze próbuje zgłębić
Tajemnicę
lecz ona mu się wymyka

Poeta ciągle dystansuje się od siebie, stara się spojrzeć na siebie jak na osobę drugą lub trzecią, jak na kogoś obcego, kogo się nie zna lub kogo zna się co najwyżej z widzenia, ale z kim należy prędzej lub później usiąść przy jednym stole do rozmowy w cztery oczy.

Poeta wsłuchany jest w żywą mowę, w potoczną polszczyznę. Punktem wyjścia jego poszczególnych wierszy (a nawet ich tematami) są powszechnie znane aforyzmy i sentencje, zdarza się, że także banalne powiedzonka: „Życie nie jest usłane różami” (Róże), „Twój los jest w twoich rękach” (Twój los), „Czas leczy rany” (Czas), „Nadzieja jest matką głupich” (Życie), „Śnić o niebieskich migdałach” (Sen). Do tych aforyzmów, sentencji i powiedzonek, do tego stopnia jasnych i oczywistych, że nie zastanawiamy się już nad ich sensem, poeta dopisuje niejako ciąg dalszy i tym samym wydobywa z nich głębszy sens, ukryte znaczenie. Popisowym przykładem w tym względzie okazuje się wiersz Woda, w którym wychodząc od konstatacji: „Można ją lać / można robić z mózgu”, poeta brawurowo nicuje wszelkie przysłowia i złote myśli na temat wody i z wodą w roli głównej, aby dojść do gorzkiego, chociaż celnego wniosku:

Coraz trudniej tylko
o wodę pitną

ale tym się nikt nie przejmuje
szczególnie zaś ci
co ją leją

Pozostając od pierwszej do ostatniej linijki wrażliwym na język w każdej jego odmianie – i tej literackiej, i tej potocznej; i konwencjonalnej, i konwersacyjnej – Łatuszyński pisze wiersze zarówno miłosne i konfesyjne (cykl skierowanych do żony utworów pod wspólnym tytułem Marylka), jak i publicystyczne i polityczne, w których mierzy się z tragedią już to 11 września 2001 roku, już to 10 kwietnia 2010 roku. Poeta pisze wiersze wyrafinowane pod względem warsztatowym i artystycznym, jak pieśń weselna By szczęście złożona siedmiozgłoskowcem czy złożona dziewięciozgłoskowcem elegia Wymodlona chwila, a także ułożona w rytmie dwunastozgłoskowca piosenka Tyś wróżyła mi Cyganko – prawdopodobnie najświetniejszy utwór w dorobku tego autora. Dla równowagi pisze – posługując się językiem już nie liryki, lecz prozy beletrystycznej, ściślej zdarzeniowej, a nawet eseistycznej – wiersze w rodzaju PowrotówMojego miasteczka oraz poematy poświęcone miastom dawnej Jugosławii, w których przez długie lata żył i pracował (kolejno: jako lektor języka polskiego, korespondent „Życia Warszawy”, dyplomata, wreszcie jako tłumacz i antologista): Belgradowi, Zagrzebiowi, Nowemu Sadowi, Sarajewu, Skopje i Lublanie. O tej ostatniej powie: „To miasto, / w którym mógłbym mieszkać”.

O tym, że niemal wszędzie na Bałkanach poeta czuje się jak u siebie w domu, przekonują poematy, których akcja liryczna rozgrywa się również w Šibeniku i Sabunikach, w Korčuli i Rovinj, w Cetinje i Buljaricy. Co najważniejsze, w każdej z tych miejscowości, w każdej stolicy, w każdym mieście i w każdym miasteczku poeta ma mnóstwo przyjaciół wśród poetów, powieściopisarzy, krytyków, wydawców i dziennikarzy: ich nazwiska pojawiają się wręcz dziesiątkami w poszczególnych tekstach, natomiast ich wiersze umieszczone zostały w części Ich chwila, zamykającej Twoją chwilę. W efekcie tego każdy z poematów Łatuszyńskiego to pean na cześć przyjaźni poetów różnych języków i kultur, pochwała poezji jako sztuki słowa i jako formy egzystencji.

Poeta dużo, a nawet bardzo dużo mówi o sobie samym, raz wprost, raz nie wprost; o swoim życiu, jakie w każdej chwili ma za sobą i zarazem przed sobą. Wiele mówi o swoich nadziejach, jakie pokłada w poezji. W trzech utworach, pod wielce znaczącymi tytułami: Życie wierszem, Życie w wierszu oraz Życie z wierszem wykłada to wszystko, do czego doszedł, ćwicząc się przez całe życie w sztuce wiersza i w sztuce przekładu, ale także w sztuce życia. Znaczenie tych trzech tekstów dla zrozumienia twórczości oryginalnej Grzegorza Łatuszyńskiego wydaje się kluczowe i nie do przecenienia, a jednak radziłbym równie baczną uwagę poświęcić sąsiadującemu z nimi wierszowi Wiem, w którym poeta radzi, aby zawsze patrzeć:

w głąb
by dojrzeć to,

co jest poezją życia
i życia prozą.

W sobie
i poza sobą. 

Utwór ów rozpoczyna się wyznaniem: „Wiem, że poetą / już nie zostanę” i w tym momencie powiem to, co chciałem powiedzieć Grzegorzowi Łatuszyńskiemu już przed laty, czytając jego kongenialne przekłady Stevana Raičkovića, Abdulaha Sidrana i Vaska Popy: drogi Grzegorzu, jesteś poetą. Ponad wszelką wątpliwość.