Wojciech Chmielewski: Zakochany erudyta
Jan Tomkowski, Nie ma Pauliny. Wydawnictwo Nowy Świat, Warszawa 2012.
Jan Tomkowski napisał książkę inną niż wszystkie, które dotychczas wyszły spod jego pióra. Książkę – miłosny krzyk niespełnienia, zdrady, samotności, odrzucenia. Przyzwyczajeni do lektury kolejnych tomów zawierających eseje profesora, takich, jak Dom chińskiego mędrca, zawierający teksty o samotności, Don Juan we mgle. Eseje o wierności czy Ciemne skrzydła Ikara, zamykającą tryptyk książkę poświęcona rozpaczy, możemy poczuć się zaskoczeni. Literacki, erudycyjny eksces? Skąd u wytrawnego badacza pozytywizmu i konesera twórczości Juliusza Verne’a ów nagły przeskok ku formie powieściowej, zrealizowanej do tego w miłosnej intrydze? Tego nie wiemy. Dostaliśmy za to Nie ma Pauliny, w której autor przedstawia nam swój nowy typ bohatera – erudytę, zakochanego w literaturze, filmie i dobrej kuchni, wiążącego się z wieloma kobietami, lecz wciąż przez nie odrzucanego, niechcianego, pochłoniętego obsesyjnym roztrząsaniem wspomnień, wszystkich niewinnych pocałunków w zakamarkach warszawskiego Mariensztatu, trzymania się za rękę na kanapie, wspólnych posiłków, oglądanych filmów, lektur, wizyt w sklepach. Bardzo trudno określić wiek bohatera, ton przeżyć nasuwa skojarzenia raczej z okresem studiowania, tak niewinne wydają się miłosne doświadczenia, a także refleksje na temat kobiecej natury.
A co to za kobiety, które kocha, i których pożąda bohater? Mało o nich wiemy, raczej musimy je sobie wyobrazić. Kasia nosi męskie ubrania, Karolina jest awanturnicą, a Annette, dziewczyna z Opola, w domu „rozkoszna Aniutka”, niby zakochana w bohaterze „na zabój”, w końcu daje mu kosza z zupełnie niewiadomych powodów. Kobiecy kaprys. Tytułowa Paulina, na której koncentrują się rozważania bohatera? Zdecydowanie kobieta zła, podstępna i wykorzystująca bohatera, także materialnie. Jak to możliwe, że ich związek przetrwał aż dziesięć lat? Namiętność? Tego tropu autor nie rozwija, erotikon w najnowszej książce Jana Tomkowskiego jest niezwykle ubogi, jakby autor zachęcał nas do wyobrażenia sobie tego wszystkiego, o czym możemy przeczytać choćby w książkach D.H. Lawrence’a czy Henry Millera. Choć przecież impresje poświęcone kobietom przyciągają: „Dzisiejszy pisarz nie ma już nadziei, że zdoła pokazać, jak kursy giełdowe wpływają na losy tej zgrabnej dziewczyny, która właśnie mija was na ulicy. I jeśli jesteście miłośnikami poezji, to może przypomni wam się wiersz Apollinaire’a, a jeśli nie – to nie dostrzeżecie niczego poza ciemną kurtką i dżinsami, i zielonymi oczami dowodzącymi, że podziwiacie naturalne piękno, a nie kolor farby”.
Miłosny wątek książki jest tematem organizującym fabułę, ale Jan Tomkowski, to przede wszystkim eseista, a jego najnowsze dzieło śmiało nazwać można powieścią eseistyczną. Dlatego w poszczególnych rozdziałach, niejako w kontrapunkcie do miłosnej intrygi, znajdziemy rozważania na temat sztuki powieściowej Henry Jamesa, odwołania do Milana Kundery, filmów Antonioniego i Petera Weira czy średniowiecznego malarstwa poliptykowego. Najlepszy jest rozdział, w którym zdradzony bohater podróżuje z Warszawy do Kielc w dniu ślubu Pauliny z innym, a podczas jazdy koleją wzmacnia się lekturą „niemożliwie staroświeckiego pisarza” Konstantego Paustowskiego. Te strony chciałoby się czytać wciąż od nowa. Ból po stracie ukochanej miesza się z miarowym stukotem kół pociągu, Paustowski oferuje tylko rozpacz, której doświadcza jego bohaterka, ale refleksja sponiewieranego życiowo bohatera podąża dalej: przez mijany właśnie za oknami pociągu Zagnańsk do Kielc, gdzie po parku przechadza się Marcin Borowicz, marząc o Birucie, swojej pierwszej, wielkiej miłości. A może – to refleksja gdzieś z marginesu książki – Tomkowski, przy okazji historii z Pauliną, traktuje właśnie o pierwszym kochaniu? Wszak pisze: „Niespełnienie (…) jest nieuchronnym nieszczęściem młodych zakochanych marzących o ideale, jakiego oczywiście wśród śmiertelnych nie ma. Dlatego pierwsza miłość ma w sobie tyle podobieństwa do uczucia religijnego, do zachwytu, do modlitwy, do obrzędu sakralnego. Piękno onieśmiela, odbiera odwagę. Podejrzewamy, że przybyło ono z innego świata, do którego nigdy nie będziemy mieć dostępu”. Może właśnie o tym jest najnowsza książka Jana Tomkowskiego?