Uwierająca doskonałość
Z Markiem Weissem, reżyserem teatralnym i operowym, autorem kilku powieści, w tym wydanej w ubiegłym roku Antygony w piekle (wydawnictwo JanKa), o miłości, religii, mitach i terroryzmie rozmawia Katarzyna Wójcik
– Na ostatniej stronie okładki czytam, że jest to „mocna powieść o miłości”. W pańskiej powieści tych miłości jest nawet kilka…
– Miłość, jeżeli traktujemy to słowo poważnie i mówimy o niej jako o pewnej wartości w ludzkim życiu, jest bardzo trudna i skomplikowana. Ona ma różne gradacje ‒ nie jest tak, że ma jakąś zasadę, jak woda, że się gotuje przy stu stopniach. Są różne pośrednie fazy miłości. W całym galimatiasie seksualno-romantycznym jest coś takiego jak wiara w to, że od czasu do czasu przychodzi miłość szekspirowska, spada jak sokół na ofiarę i w jednej sekundzie wszystko się zmienia, jest uderzeniem emocji, pożądania, szczęścia, wszystkiego naraz. Ludzie uważają, że to się zdarza raz, że się nigdy nie powtarza. Oczywiście przetrwanie tej miłości zależy od różnych manipulacji, od tego, co człowiek z tym zrobi. Romeo i Julia mieli szczęście, że szybko ponieśli śmierć i nie mieli okazji sprawdzić, co jest dalej. Ale często taka miłość nadzwyczajna, absolutna towarzyszy ludziom przez długie lata.
– A co z chorobliwym przywiązaniem matki do syna, z miłością kazirodczą? Ten mit, Edypa i Jokasty, też pan umieścił w powieści.
– To jest nieporozumienie, nieszczęście, natłok różnych okoliczności. Myślę, że problem Edypa i kazirodztwa wynika w ogromnej mierze z przypadku. Różne rzeczy tak się zbiegają i nawarstwiają, że nie ma się na to wpływu… Zresztą w ogóle na miłość chyba nie mamy wpływu. Możemy ją potem hodować, dbać o nią, ale moment, w którym ona nas napada, nie zależy od nas. Nagle coś się pojawia i koniec. To jest rodzaj szoku, bardzo silna emocja, niepodobna do żadnej innej.
– To, co robi Konrad, wstępując w szeregi terrorystów, żeby odnaleźć dziewczynę, która go zauroczyła, jest poświęceniem dla miłości, czy chęcią przeżycia przygody?
– To jest poczucie, że nie ma niczego ważniejszego, poświęca temu wszystko, co ma…
– Ale w zasadzie nie ma nic do stracenia. Może inaczej by się zachował, gdyby miał rodzinę, był przywiązany do ziemi. A on jest człowiekiem bez ojczyzny. Wspomnienia z dzieciństwa, związane z Polską, ze Śląskiem, są przykre.
– Chyba jednak jego biografia pokazuje, że jest jakoś przywiązany do Polski. Wraca na Śląsk, choć to nie jest doświadczenie wesołe. On demonstruje patriotyzm tak, jak ja rozumiem swoją miłość do ojczyzny. To jest coś trochę wstydliwego i bolesnego ‒ tak samo, jak się kocha swoich bliskich, którzy nie są doskonali, jak się kocha swój rodzinny dom, gdzie była bieda i głupota, a jednak jest się przywiązanym do niego.