Dariusz Pawlicki: Aria
Za oknem widać było fragment nieba z chmurami i pojedynczymi gwiazdami.
Drzewa rosnące wokół domu głośno szumiały.
Na biurku stała lampka, a obok niej czajniczek z niedawno zaparzoną herbatą. Tomasz nalał z niego do filiżanki Marka, potem do swojej.
Po kilku minutach zapytał:
– I jak ci smakuje?
– Doskonała. Co to za gatunek?
– Darjeeling – wyjaśnił Tomasz – mój ulubiony.
Powrócili do korekty tekstów autorstwa Tomasza. Jedynie, raz po raz, rozlegał się brzęk filiżanek odstawianych na podstawki.
Półtorej godziny później pracę zakończyli.
Gdy wychodzili z domu, wiatr już nie wiał i zrobiło się bardzo cicho.
Towarzyszył im Kudłacz, pies Tomasza.
Drogi leśnej, którą szli, nigdy wcześniej nie przemierzali o zmroku. Okazałe świerki, które mijali, wyglądały tajemniczo. Nad głowami mieli pas nieba usianego gwiazdami.
Idąc, co pewien czas, wymieniali uwagi na temat tekstów niedawno przeczytanych. Ale tak było tylko przez pierwsze pół godziny. Potem zamilkli. Zaczęli za to przypatrywać się uważnie miejscom, przez które szli, wychwytywać dobiegające z lasu nieliczne dźwięki.
Gdy wyszli na otwarty teren, zatrzymali się. Kudłacz przysiadł obok nich. Przed sobą mieli kilka zabudowań należących do niewielkiej wsi Wysoki Most. I stojąc tam, po chwili, usłyszeli dobiegający z oddali śpiew. Ktoś śpiewał arię z Rigoletta.
– Wiesz kto jest tym tenorem? – zapytał Marek.
– Tak.
– Kto?
– Nie pamiętam, w tej chwili, jego nazwiska, ale przez dwadzieścia lat pracował w Bibliotece Narodowej; ostatnio jako kierownik jakiegoś działu. Ale rzucił tę pracę. Miał jej dość, tak jak i życia w wielkim mieście. Trzy lata temu przyjechał tu i zatrudnił się w parku narodowym. Teraz oprowadza wycieczki. Wraz z żoną mieszka w dawnej leśniczówce w Wysokim Moście… Aha, i jest członkiem chóru amatorskiego, który działa w Maćkowej Rudzie.
– Często ma takie występy?
– Tylko wtedy, gdy trochę wypije. Nie wiem, co o tym sądzą jego sąsiedzi. Faktem jest jednak, że rzadko pije.
Stali na moście nad Czarną Hańczą. Z trzech stron otaczał ich las. Drogą nie przejeżdżały samochody. Widzieli, znacznie od siebie oddalone, światła w kilku domach.
Stojąc tam, słuchali śpiewu operowego przybysza z wielkiego miasta.
8–9 stycznia 2008