Małgorzata Bogaczyk: Oczekiwanie
Poczekaj na dzień, który wszystko odmieni
znowu na chwilę. Jak wszystko odmienia
spacer pustym parkiem, zmęczenie
na małej stacji, dokąd schodzisz z gór,
skąd wracasz, wiedząc, że to było na chwilę.
A krajobrazy wyłaniające się zza ciebie,
gdy siedzisz plecami do kolejnego celu podróży,
nakładają się na te rozwijane we śnie, w cieple,
jakiego nie udzielał sobą śpiący obok człowiek.
Jeszcze pola i drzewa wzdłuż alei i obok planetarium,
gdzie konstelacje pędzą i nieruchomieją
i znowu pędzą, na przemian.
Mijane domy są jak wieżowce, w których ludzie
doczekawszy świtu patrzą z okien na wielką
plamę parku, na gładki, mokry pas autostrady,
myśląc w zdziwieniu, bez żalu: dlaczego
tutaj jest moje życie?
Poczekaj na listopad, nie śpiesz się z nowym ładunkiem
strachu, pozwól temu, co jest powoli się dopalić.
I poczekaj na śnieg, w którym na pewno coś
zostanie zapisane. I poczekaj na odwilż,
na napis, list, zagadkę, przesłanie.
Poczekaj na bis.