Marian Grześczak: Mocarz z Bagdadu
W zielonym obelgnięciu z bawełny
podchodzi nerwowo do sztangi.
Zaciska kciuki.
Nagle się prostuje,
podchodzi do miski z kredą,
pobiela dłonie,
bielą ogarnia szyję,
idzie w kąt podestu,
podnosi szeroko ręce,
głośno wysławia modlitwę:
la ilaha ill’Allah…
Podbiega do sztangi,
mrumra coś pod nosem,
nagle cały w siebiewstąpiony
podnosi sztangę w górę.
Trzyma ją na oklaskach.
Drugie podejście, nieco trudniejsze,
jak w spowolnionym filmie,
w rytualnych gestach dźwigaczy ciężarów:
unosi lekko w górę sztangę
wraz z całym domem sztangi
i ostrożnie stawia na deskach,
jakby zsadzał chłopca z karku.
Za trzecim podejściem, tajemniczo niemym,
w gwałtownym porywie podrzuca miasto sztangi.
Długo trzyma, wysoko nad innymi miastami.
A potem opuszcza na kamienne bolce
czterech minaretów.
Słychać głośne kopytanie braw.
Sędziowie dają znak głowami,
że bój zaliczony.
Uśmiechnięte trzy zielone światełka.
Teraz stoi twarzą ku:
Miłościwemu,
Litościwemu,
plecami do braw,
do tych żelaznych pierścieni,
ciężkich jak koła wagonu,
umorusany białym piaskiem.
Zapowiedział atak na świat,
rekordowy w swej wadze,
co oznajmiają elektroniczne cyferki gigantera.
Podchodzi, długo się waha,
długo przymierza do sztangi,
zsuwa dłonie,
jakby chciał ścisnąć powietrze,
rozsuwa, mocuje stopy,
trochę się chwieje,
jakby szukał w sobie środka ciężkości.
I już znalazł!
Przez chwilę się upewnia…
Wyrwał!
Trzyma nad głową,
jak podniesiony w górę pękaty świat.
Sztanga lekko się giba,
jednak moc zmusza mięśnie
do spokoju
i świat trzyma się cało.
Podniósł ziemię na której stał.
Po wyczekanej chwili
próba sama siebie ogłasza
swoją ważność i wagę.
Do wieczności się dźwigali:
mocarz z Bagdadu Mohhamed Nassiri (1968),
mocarz sofijski Norrair Nurikian (1972),
Bułgar po turecku,
trzykrotny złoty chłopiec
spod Złotych Piasków
(1992, 1996, 1998)
Naim Suleymanoglu.
Opaski mieli z białej kredy
i z bieli oklaski.