Zofia Krzywicka: Schron w głowie
- Sławomir Elsner, Afekt, seria „Połów”, t. 5.,
- Kornelia Piela, Dobre maniery, seria „Połów”, t. 6,
- Rafał Praszczałek, Zakłócanie korespondencji, seria „Połów”, t. 7,
- Rafał Konieczny, Antologia hałasu, seria „Połów”, t. 8,
Biuro Literackie, Wrocław 2007
W niewielkiej salce paryskiego Centre Pompidou prezentowane jest dzieło Christiana Boltanskiego La vie imposible. Przyćmione światło stwarza nastrój odpowiedni do oglądania umieszczonych w oszklonych gablotach fotografii z kolejnych okresów życia artysty, listów, fragmentów dawnych zapisków, różnego rodzaju – prawdziwych i fikcyjnych – świadectw egzystencji. Odsyła także do myśli zawartej w tytule pracy francuskiego artysty i sygnalizowanej w notce charakteryzującej dzieło. Czytamy w niej m. in., że twórca powraca do jednego z najwcześniejszych swoich tematów „niemożliwego odtwarzania własnego życia” („la reconstitution impossible de sa propre vie”). Półmrok tę „niemożliwość” sygnalizuje.
Przyglądając się artystycznemu projektowi Boltanskiego, pomyślałam automatycznie o czytanych kilka dni wcześniej wierszach lauratów konkursu „Bursztynowe Pióro/Połów 2008”: Elsnera, Pieli, Skoniecznego i Praszczałka. I chyba nie tylko swego rodzaju obsesją krytyka, niemogącego uwolnić się intelektualnie od tekstów, o których ma pisać, należy tłumaczyć to skojarzenie. By zacząć od przyczyny najbardziej banalnej i powierzchownej – wywołane zostało ono za sprawą wizualnego kształtu tomików. Autorzy, sfotografowani w dużym zbliżeniu, patrzą na czytelnika z okładek swoich zbiorków. Ich konkretna, fizyczna obecność, zapośredniczona przez zdjęcia, towarzyszy wierszom.
Nie to wydaje się jednak najważniejsze. Praca Boltanskiego zwróciła moją uwagę na istnienie elementu łączącego te, różniące się pod względem estetycznym, wiersze. Poetyckie światy czwórki autorów są świadectwem podobnego zainteresowania – rejestrowaniem, analizowaniem przeszłych i teraźniejszych fragmentów własnego życia. Koncentracja na sobie, na własnym istnieniu, na codziennych doświadczeniach, radościach i lękach, na emocjonalnych i intelektualnych odkryciach stanowi wspólny rys większości tych wierszy. Najprawdopodobniej nieprzypadkowo w jednym z tekstów Skoniecznego – którego poezja w najbardziej bezpośredni sposób ujawnia zainteresowania intelektualne autora – pojawia się nazwisko amerykańskiego poety Franca O’Hary, inspirującego wcześniej także poetów „brulionu”.
Wijesz sobie w głowie wytłumiony schron,/autystyczne gniazdo (…) – pisze Sławomir Elsner w wierszu Mówię do ciebie.
Przytoczone wersy dobrze ilustrują sytuację, którą zastaje czytelnik tych tomików. Sytuację ograniczenia poetyckiego obszaru przede wszystkim do tego, co dla autorów własne, osobiste. Może to być miejsce – powracający motyw rzeki u Skoniecznego; mogą to być przeżycia, emocje, zapis kolejnych życiowych wtajemniczeń – codziennych i tych odwiecznych, w miłość i umieranie – u Elsnera i Pieli; czy wreszcie przetwarzanie i analizowanie słowa, jako narzędzia u(nie)możliwiającego komunikację (w poezji i w życiu, utrwalanym w poezji) – u Praszczałka.
Każdy z tej poetyckiej czwórki znajduje inną formę mówienia o tej osobistej przestrzeni.
Najbardziej dla mnie przekonująca jest ta, wybrana przez Elsnera. Jego poezja wyraźnie dąży do „chirurgicznej precyzji” słowa. Zwięzły i gęsty język sprzyja budowaniu precyzyjnych i klarownych, choć nierzadko złożonych obrazów poetyckich.
Wiersz Precyzja skupia, w moim przekonaniu, najważniejsze elementy poetyckiego świata Elsnera:
Miewam czyste sny. W snach bywam
przeźroczystym pokojem. Kiedy wchodzę
do siebie mam rozciętą twarz. Tak widzę to
z zewnątrz: człowiek ubrany w ciało
rozbiera się. Skóra lśni, krew szybko paruje.
Ktoś z wnętrza krzyczy, by ukazać się
w pełnej barwie.
Pod powierzchnią ascetycznego słowa kryją się intensywnie przeżywane emocje, wrażenia, nieoczekiwane płody snu i wyobraźni, opanowywane przez analityczny umysł.
Podwójna natura tej poezji – oszczędnej w formie, ale niepokojącej w treści – ujawnia się też za sprawą podmiotu, rozdartego między „przezroczystość” i „pełną barwę”, czystość snów i parowanie krwi. Podmiotu, w którego status ontologiczny wpisane jest rozdwojenie. Najsilniej manifestuje się to w wierszu Ten człowiek (nasuwającym myśl o filozoficznej bajce Leszka Kołakowskiego Garby):
Ten człowiek, który we mnie mieszka,
jest obrażony i blady. Tego człowieka
Trzeba prowadzić za rękę i przepraszać.
Kiedy się głośno skarży, zaklejam mu
usta czarną taśmą i przywiązuję
w okolicach tyłu głowy. Ten człowiek
wtedy płacze. (Proszę go: nie płacz.)
Tego człowieka nie interesują moje
prośby. Ten człowiek z płaczu przechodzi
w złość i się wyrywa. Kiedy się wyrwie,
to się rozrasta. Staje się większy ode mnie,
zakleja mi usta czarną taśmą i przywiązuje
w okolicach tyłu głowy. Wtedy ja
mieszkam w tym człowieku.
Podczas gdy Sławomir Elsner zwraca moją uwagę dzięki powściągliwości tonu i wewnętrznej dyscyplinie swoich wierszy, Kornelia Piela robi to za sprawą wyraźnego zaznaczenia dystansu wobec utrwalanych w jej poezji przygód z codziennością. Ironia, żartobliwe zmrużenie oka pozwalają uniknąć, grożącego szczególnie debiutantom, grzechu śmiertelnie poważnego traktowania własnej twórczości:
Mała bierze trzy głębokie wdechy.
Przypomina sobie słowo „hiperwentylacja”.
Jest niezwykle dumna. Niewiele małych
dziewczynek zna tak trudne słowa.
Ów dystans pomaga także rozbroić grozę świata, oswoić te doświadczenia życiowe, które są najtrudniejsze do zrozumienia:
Mała płacze. Wyginęły dinozaury.
Mała płacze. Mama też wyginie.
Mała wyginie po mamie.
Wprowadzenie w poetycką przestrzeń postaci Małej, broni autorkę przed śmiesznością nadmiernej powagi. Dobrze współbrzmi też z potocznym tonem jej wierszy – Mała świetnie odnajduje się w zwyczajnej codzienności. Daje szansę uchwycenia momentu między dzieciństwem a dorosłością, gdy bycie w świecie zaczyna znaczyć coś innego, niż wcześniej – doświadczenia Małej coraz bardziej oddalają ją od rzeczywistości, w której żyją te, naprawdę małe, dziewczynki.
Poezja Rafała Skoniecznego łączy poetykę codzienności z obrazowaniem onirycznym, budzącym, chyba nieprzypadkowo, skojarzenia z surrealizmem.
Zwyczajną realność miejsc i zdarzeń, ujawniającą czasem swe inne, nadrealne oblicze, utrwala autor w klasycznej formie sonetu. Oto mała próbka – wiersz, w którym przypomniana zostaje postać szwedzkiego reżysera i aktora Victora Sjöströma, otwiera strofa: dlaczego zawsze schodzisz w dół/skoro drabina z naszej klitki na dziesiątym/prowadzi w obie strony gdybyśmy znali cenę skoku/czy odważybyliśmy się skoczyć w słońce.
W tekstach Rafała Praszczałka zaś odnaleźć można fragmenty, które przekonują, że warto wejść w ten świat i podjąć dialog z autorem (np. Tego właśnie chcieliśmy:/Torów kolejowych, zajezdni, opuszczonych boisk do koszykówki,/Naturalnego bezruchu. (Na ten obrazek powinien spaść śnieg, czy – z tego samego wiersza: Flauta. Przedmioty mijają się ze swoim kształtem/O sekundę, o tercję lub akord./Światło mija się ze swoją długością o długość wzroku./Szybkość spojrzenia.//Byłabyś ślepa, gdyby nie drobina w oku.).
Są jednak i takie, w których bogactwo słowa i poetyckiego obrazu, charakterystyczne dla tej poezji, obracają się przeciw niej (np. (…) Jakaś scena, w której powiewne dessous sezonów/Słania się łagodnie rozdmuchane wśród traw,//A światła i kobiece śmiechy miękko opadają jak ćmy i toną/W oceanach czerwca. (Nocne niebo daleko w pamięci.))
Grochowiak mówił „wolę brzydotę”, ja mogłabym powiedzieć – w poezji wolę oszczędność i dyscyplinę słowa.
I ostatnia refleksja. Lektura debiutanckich tomików czwórki poetów skłoniła mnie do zadawania pytań o wyczerpywalność potencjału tkwiącego w tego rodzaju twórczości, mimo wszystkich jej mocnych stron. Jak długo można, bez popadania w banał czy poetycką manierę, koncentrować się na własnych przygodach z życiem i czynić je głównym przedmiotem poezji? Jak trwale inspirujące okazuje się badanie własnego wnętrza?
Podobne dylematy dotyczą też powtarzalności autotematycznej refleksji nad naturą języka, stanowiącego podstawowe medium poetyckiego przekazu.
Odpowiedź przyniosą być może kolejne poetyckie zbiorki Elsnera, Pieli, Skoniecznego i Praszczałka. A może, przynajmniej dla niektórych spośród nich, przyjdzie czas, by opuścić mieszczący się w głowie schron, autystyczne gniazdo i wyruszyć na eksplorację większego obszaru.