30 paź

Patryk Szaj: Jedyne wyjście

Mężczyźni o tym nie mówią. Włożyłem klucz do zamka drzwi mieszkania numer 32, modląc się w duchu, by ona nie wróciła dziś wcześniej z pracy. Czasem jej się to zdarzało. Nawet dość często. Normalnie pracowała do 16, ale nieraz była w domu już o 15:30. Lecz gdybym ujrzał ją siedzącą w fotelu w pokoju gościnnym — jak zawsze dostojną, jak zawsze poważną i jak zawsze… zimną i nieobliczalną niczym tafla lodu — teraz, byłby to okrutny żart losu. Dotychczas nigdy nie wracała do domu o godzinie 14.
Odebrała mi wszystkich przyjaciół. Po prostu zabroniła mi się z nimi spotykać. Groziła, że mnie zniszczy, jeśli dalej będę się zadawał z tymi idiotami.
— Jesteś idiotą, ale to nie znaczy, że musisz dzielić swój kretynizm z innymi debilami — tak mówiła.
A ja tak strasznie się bałem, że ona nie żartuje. Przysięgam, że nie było mi do śmiechu. Read More

30 paź

Małgorzata Karolina Piekarska: Czerń kontra biel. Wystawa rysunku i grafiki Krzysztofa Figielskiego

Bądź bardzo, bardzo cichy, a wtedy zobaczysz rzeczy”. Ten cytat z haiku japońskiego poety Bashō Krzysztof Figielski przyjął jako swoje motto. Wiele lat temu, gdy przekroczył progi Wydziału Akademii Sztuk Pięknych, to było trochę jak wyniesienie, napisał w jednym z autobiograficznych tekstów.

Całkiem niedawno, po długiej pracy na komputerze, zobaczył drewniany klocek drzeworytniczy, który po prostu stabilnie spoczywał na stole: był konkretny, namacalny i nie znikał po wciśnięciu nieodpowiedniej kombinacji klawiszy. Tym samym prowokował. To pod wpływem tego wydarzenia postanowił wrócić do plastycznych korzeni. Zapragnął żyć, używając rąk. I tak powstał cykl gipsorytów i drzeworytów „Góra Analogii”, ciągle uzupełniany. Mówi się, że koniec jednego zawsze jest początkiem czegoś drugiego. Tak było i w przypadku Krzysztofa Figielskiego. Początkiem jego artystycznej drogi był koniec… szkoły podstawowej. „Jakoś tak się stało, że prace, które robiłem na zajęciach plastyki, zostały rozpoznane i to mnie zainspirowało” — mówi. A ponieważ wtedy miał codzienny kontakt z grafiką i drukowanym rysunkiem, w pismach, w książkach i chociażby w postaci plakatów, które pojawiały się w latach 70-tych na mieście, więc tu — na „graficznej ziemi” — postanowił szukać swojego miejsca. Read More

30 paź

Adrian Sinkowski: Szymborska jako widowisko

Otwierać drzwi, które dawno otwarto, to rzecz ludzka, tak w życiu, jak w literaturze. Nie widzę w tym nic złego. Oczywiście, warto dopuszczać do siebie myśl, że argumenty, na które powołuje się czasem w recenzji — czy w twórczości, mówiąc ogólnie — zostały wyciągnięte na światło dzienne wcześniej, na długo przed tym, zanim nieświadomie ktoś do nich wrócił. To myślenie, bardzo mi bliskie, czerpie nieco z podejrzliwości wobec sztuki, która sama o sobie mówi, że otwiera przed odbiorcą nieznane przestrzenie. Owszem, niczym złym jest takie ambicje posiadać, mówić o nich głośno to raczej powód, aby owego kogoś podziwiać za uczciwość i odwagę. Powiedzieć, że moja twórczość tego dokonuje, to przejaw — może się mylę — megalomanii (mógłbym ją wybaczyć kilku najwyżej twórcom, z Szymborską i Różewiczem na czele). Read More

30 paź

Tadeusz Sobolewski: Wyspa (fragment)

Wiatr chodzi po sosnowym lesie. Szumi ciężko i lekko. Bałtyk też szumi po środku wyspy. Głęboko w lesie jest się na pełnym morzu.

Tomas Transtromer (tłum. Zygmunt Łanowski)

2 lipca 1998 roku. Szwecja — Gotlandia. Na ścianie dworca morskiego w Nynashamn mapa z odwróconym obrazem — morze jako ląd. Fragment środkowego Bałtyku obramowany brzegami. W środku — Gotlandia.
Na nabrzeżu stoi młodziutka, ledwo opierzona mewa, czeka, przebiera nóżkami,szary tułów, głowa w kropki. Przed nią zatoka, na niej ruch, kajaki, motorówki, mewy, kaczki. Nasza mewa rozgląda się, czasem przysiada na swoich cieniutkich nóżkach jak na płozach. Obserwujemy ją z Anią. Na drugim brzegu modrej zatoki skały, zielone świerczki na skałach, nieliczne domki. Pejzaż bergmanowskich „Wakacji z Moniką”. Przypomina mi się czekanie w kolejce, z rodzicami, gdzieś na wakacjach, w dzieciństwie. Uczucie, że mi się nie należy, gdzieś tam wcześnie wpojone, do dziś dręczące. Że nie odrobiłem lekcji. Ale to nic, za chwilę „Patricia Olivia” zabierze nas do Visby.
Nieobyty z morzem, dopiero teraz odkrywam, że powierzchnia morska ma na sobie jasne i ciemne smugi, kanały, archipelagi. Widać je w słońcu. Na horyzoncie — sztuczne lądy, widma wybrzeży. Read More