Tomasz Mianowicz: Barbara Toporska – szkic do portretu
Muszę zacząć od przeprosin. Gdy pani Nina Kozłowska zaproponowała mi udział w konferencji „Życie i twórczość Józefa Mackiewicza i Barbary Toporskiej” i gdy rozmawialiśmy o temacie mego wystąpienia, powstał pomysł, abym powiedział parę słów o publicystyce Barbary Toporskiej. Ponieważ opublikowałem był już kiedyś szkic dotyczący jej twórczości prozatorskiej i poetyckiej, nadarzała się sposobność, aby – niejako tytułem uzupełnienia – przedstawić refleksję o jej publicystyce. Dodatkowym czynnikiem, który zachęcił mnie do przygotowania referatu dotyczącego Barbary Toporskiej, była obawa, że również w wypadku niniejszej sesji powstanie pewna dysproporcja, czasowa i ilościowa, pomiędzy tematami poświęconymi Józefowi Mackiewiczowi z jednej strony, a jego żonie z drugiej. Był to element tym bardziej istotny, że – jeśli się nie mylę – asumpt do konferencji dało udostępnienie, po okresie zastrzeżenia, archiwaliów obojga Mackiewiczów. Niezależnie od systemu udostępnia tych materiałów, sposobu ich skatalogizowania, jest to w moim odczuciu wspólne archiwum Barbary Toporskiej i Józefa Mackiewicza (historyk powie: „wspólnie wytworzone”); osobiście wszelkie dokumenty ich dotyczące przechowuję we wspólnych teczkach, porządkując je według kryteriów tematycznych i chronologicznych, ale nie osobowych. W pewnym sensie jest to nawet bardziej archiwum Toporskiej niż Mackiewicza, ponieważ pani Barbara w ostatnich miesiącach życia, pomimo gwałtownie postępującej choroby nowotworowej, starała się w miarę sił zadbać o uporządkowanie a przede wszystkim o zachowanie dokumentów. Krótko przed śmiercią, przebywając już w klinice w Bad Trissl, pisała na ten temat: „Gdy przyjechałem tutaj, na 3-ci dzień po powrocie z Londynu, gdzie odbył się drugi akt pogrzebu [Józefa Mackiewicza], w krypcie kościoła pol. Andrzeja Boboli (1 marca, wróciłam 4-go), nie mogli się nadziwić, jak ja w takim stanie mogłam to wszystko przedsiębrać (widocznie nosiły mnie nerwy!). Oświadczyłam, że mnie nic nie zależy na przedłużeniu życia, że przeciwnie: nie boję się śmierci, ale boję się niedołężnej starości, że natomiast b. zależy mi na tym, żeby mnie podleczyli na 2 miesiące, które mogłabym zużyć na uporządkowanie archiwum po moim mężu (Ma być ulokowane w Rapperswilu)” [14 maja 1985 roku].
Ostatnie zdanie w cytowanym fragmencie nie zmienia mego odczucia, że chodzi o wspólne archiwum; sformułownie Toporskiej świadczy jedynie o roli, jaką w małżeństwie z Mackiewiczem przyjęła. Ten czas, na którym tak jej zależało, nie był jej jednak dany, zmarła sześć tygodni po napisaniu listu.
Przeglądając własne materiały dotyczące obojga autorów zdałem sobie jednak sprawę, że publicystyki Barbary Toporskiej nie znam w stopniu wystarczającym, aby omawiać ten temat na sesji o charakterze naukowym. Wprawdzie zajmowałem się już istotnymi wątkami jej publicystyki, jednak głównie z uwagi na własne zainteresowania, dotyczące kilku tematów z najnowszej historii Polski: podporządkowania, z inicjatywy Księdza Prymasa Wyszyńskiego, duszpasterstwa Emigracji Episkopatowi Polski w kontekście stosunków państwo – Kościół, tzw. „polityki wschodniej” Watykanu i roli emigracji politycznej. Trzeba jednak pamiętać, że Barbara rozpoczęła pracę dziennikarską bardzo wcześnie i już w wieku 20 lat napisała po raz pierwszy artykuł wstępny do „Słowa”, redagowanego przez Stanisława Mackiewicza. A pisała niemal do ostatnich lat życia. Od 1934 roku prowadziła w „Słowie” Dodatek Literacki, pisywała również w „Gazecie Codziennej”, wydawanej w Wilnie „za Litwinów”. Już same te daty pozwalają zrozumieć, jak obszerny musi być dorobek poblicystyczny autorki „Sióstr”, nie tylko w sensie ilościowym. Bowiem dopiero późniejsze wydarzenia polityczne – narastające zagrożenie sowieckie, wybuch wojny (czy raczej wojen: najazd Niemiec hitlerowskich, napad sowiecki, wojna sowiecko-fińska, wojna Hitlera ze ZSRS), kolejne okupacje Wilna, początek klęski III Rzeszy, ofensywa Armii Czerwonej, „ucieczka przed wyzwoleniem” poprzez Warszawę, Kraków, Wiedeń, do Włoch i wreszcie emigracja polityczna, determinują wątki publicystyki Barbary Toprorskiej, do których będzie wracać w okresie pobytu w Londynie i w Niemczech, notabene również w twórczości prozatorskiej. Równocześnie jednak tematyka jej artykułów nie ogranicza się do problemów politycznych, również na emigracji zajmuje się literaturą jako recenzentka i krytyk, kulturą, wątkami filozoficznymi. Wiele tych tekstów należałoby zaliczyć raczej do eseistyki, niż do dziennikarstwa. Co więcej, poszczególne teksty są wielowątkowe i niejednorodne gatunkowo, przy czym jest to wynikiem świadomej decyzji autorki: W artykule „A faryzeusz idzie mimo zadumany…”, do napisania którego asumpt dało kazanie wygłoszone przez kard. Stefana Wyszyńskiego na Jasnej Górze 3 maja1969 roku, znajdujemy następujący fragment: „Istnieje ścisły związek między słowem a kulturą, im więcej słowo kłamie, tym kultura niższa, im słowo bardziej odpowiada faktom, im ściślej nazywa rzeczy po imieniu, tym wyższy typ kultury reprezentuje. To może filozofa… Ale każdy wie, że języki prymitywne są ubogie w słowa i mało precyzyjne, i każdy wie, że za próg cywilizacji ludów i narodów uważa się przejście od czasów legend i mitów do czasu historycznego” .
Równocześnie tekst rozpoczyna deklaracja, która pozwala zrozumieć, że autorka nie ogranicza się, także od strony formalnej, do bezbarwnego gazetowego tekstu: „Tytuł wyjęłam z Norwida. Po trochu – aby uskrzydlić moje wywody. Czytelnicy lubią metafory, [podczas] gdy moje artykuły są bezbarwne i chłodne” .
W odbiorze artykuł nie jest jednak „bezbarwny i chłodny”, bowiem autorka już w pierwszym akapicie tekstu eksponuje kwestię upodobań czytelnika, tworząc bezpośrednią z nim relację. Do podobnego zabiegu Toporska sięga również w prozie artystycznej i w poezji, przy czym zwrot często jest bezpośredni – w drugiej osobie liczby pojedynczej. W wypadku artykułu „A faryzeusz idzie mimo zadumany…” relację z czytelnikiem pogłębia fakt, że tekst odnosi się do ogłoszonej trzy lata wcześniej, także na łamach „Wiadomości” publikacji „Z prośbą o odpowiedź”. Również wcześniejszy artykuł był ważny historycznie, ponieważ Barbara Toporska, bodajże jako pierwsza, podniosła w prasie sprawę działań prymasa Wyszyńskiego na rzecz podporządkowania sobie duszpasterstwa Emigracji. Natomiast czynniki polityczne wychodźstwa w swej ogromnej większości hołdowały zasadzie „nie trzeba głośno mówić”: niewygodnych tematów w prasie emigracyjnej nie omawiano, zwłaszcza wówczas, gdy krytyczna dyskusja mogłaby naruszyć nieco uproszczony obraz sytuacji politycznej. Chodzi zatem o jeden z trwałych wątków powojennej publicystyki obojga Mackiewiczów – ewolucję postawy przebywających na Zachodzie Polaków wobec PRL i erozję zasad etycznych, które spajały polityczną, antykomunistyczną emigrację. Co więcej, omawiany tekst „A faryzeusz idzie mimo zadumany…” zawiera również wątki autobiograficzne (w sensie własnych doznań, rozmów, obserwacji, czyli świata postrzeganego przez autorkę), które odnajdujemy w prozie Toporskiej, przetransponowane do świata przedstawionego powieści.
W jednej i tej samej publikacji prasowej znajdujemy zatem:
1) Zasadniczy wątek tematyczny, który należy do obszaru publicystyki politycznej, ale zainteresuje także badacza dziejów najnowszych, odnosi się bowiem do jednego z podstawowych problemów historycznych powojennej emigracji polskiej. Tekst ma nawet charakter źródłowy, ponieważ Toporska relacjonuje własne – bezowocne – starania o uzyskanie od biskupa Rubina odpowiedzi na pytanie, które stawiała w 1966 roku na łamach „Wiadomości”.
2) Deklarację własnej postawy etycznej, kilkakrotnie w tekście sformułowaną.
3) Filozoficzne refleksje.
4) Świadomie włączone do tekstu elementy literackiej stylistyki, istotne dla analizy twórczości artystycznej autorki.
5) Wątki biograficzne, obecne również w poezji i prozie Toporskiej.
A przecież spod pióra Barbary Toporskiej tekstów tego typu wyszło wiele dziesiątków. Wydaje się zatem, że próbę analizy jej działalności publicystycznej, czy nawet tematyczny rekonesans może podjąć autor, który zapozna się szczegółowo z jej dorobkiem. Wymaga to nakładu czasu i pracy, kwerendy w poszukiwaniu tekstów, bowiem publikacje Toporskiej ukazywały się w czasopismach wydawanych w wielu krajach – od Wilna do Londynu (nie wiem nawet, czy którakolwiek z polskich bibliotek dysponuje wszystkimi potrzebnymi tytułami). Jedna z pierwszych prób zestawienia publikacji prasowych Barbary Toporskiej, zamieszczona w drugim wydaniu „Sióstr” z 1989 roku, wymienia ponad tuzin czasopism, przy czym lista obejmuje jedynie okres od 1939 roku. Nie mając dostępu do tekstów, nie czuję się zatem kompetentny, aby podjąć próbę omówienia publicystyki Toporskiej. Należy dołożyć starań, aby jej rozproszone artykuły prasowe ukazały się w formie wydawnictwa zwartego, zwłaszcza że publikacja tego typu byłaby zapewne okazją do pierwszej, opartej na obszernym materiale, analizy.
Z uwagi na ten czynnik negatywny – brak pełnej znajomości tekstów – zmieniłem planowany pierwotnie tytuł mego referatu „Publicystyka Barbary Toporskiej” na „Barbara Toporska – szkic do portretu”. Zapewne „splot różnych losowych okoliczności” (jakby powiedział Józef Mackiewicz) spowodował, że zmiany tej nie uwzględniono w wydrukowanym programie konferencji „Życie i twórczość Józefa Mackiewicza i Barbary Toporskiej”. Czułem się zatem zobowiązany – zwłaszcza wobec tych z państwa, którzy dotrwali do tej pory ze względu na podany w programie tytuł mego wystąpienia – wyjaśnić przyczyny zmiany tematu, ale również pokazać, choćby w największym skrócie, z jak bogatą problematyką łączy się publicystyka Toporskiej. Z tego właśnie powodu ujęcie interdyscyplinarne zapewniłoby, jak sądzę, najciekawsze rezultaty badawcze a równocześnie pozwoliło uniknąć pomieszania wątków, jak to poniekąd ma miejsce w wypadku Józefa Mackiewicza.
Jednak modyfikacja tematu ma również pozytywne strony. Wydaje mi się, że – także z myślą o przyszłych badaczach – znajomi i przyjaciele Barbary i Józefa powinni zadbać o to, aby świadectwa, relacje i wspomnienia dotyczące obojga autorów, ukazały się drukiem a przynajmniej trafiły do zbiorów archiwalnych. Jeśli chodzi o wczesne lata monachijskie Mackiewiczów – to na dobrą sprawę nie ma już chyba nikogo spośród osób, które wtedy tworzyły ich najbliższe otoczenie. Korzystam zatem z okazji, aby włączyć do mego referatu kilka osobistych wspomnień. Moje świadectwo dotyczyć może zaledwie ostatnich lat życia obojga autorów, bowiem do Monachium trafiłem w marcu 1983 roku. Jeśli chodzi o Barbarę Torporską – to brak mi wielu elementów, również biograficznych, abym mógł pokusić się o coś więcej niż zarys. Równocześnie jednak, właśnie z uwagi na osobistą znajomość, mogą chyba mówić o „portrecie”, portrecie niekompletnym, a zatem o „szkicu do portretu”.
Równocześnie niniejsza konferencja jest okazją, aby zwrócić uwagę, zwłaszcza badaczy literatury, na paradoks, w wyniku którego autorce „Sióstr” poświęca się niewspółmiernie mało miejsca, zarówno w pracach naukowych, jak i w publicystyce dotyczącej autorów emigracyjnych. Sądzę, że przyczynę tego zjawiska można ująć w następującą formułę: gdyby Barbara Toporska nie była żoną Józefa Mackiewicza, poświęcono by jej wiele naukowych rozpraw, a w każdej pracy dotyczącej literatury emigracyjnej zajmowałaby miejsce poczesne. A zatem to nie Józef Mackiewicz jest „pisarzem nieznanym” (takie opinie wyrażano w prasie z uwagi na trudności w dostępie do jego książek), lecz Barbara Toporska staje się autorką coraz bardziej zapoznaną. Podkreślam – zapoznaną jako pisarka, a nie: zapomnianą jako człowiek, ponieważ jej nazwisko wielokrotnie pojawia się w każdej pracy o Józefie Mackiewiczu, tych zaś ukazuje się coraz więcej.
Mogłoby się wydawać, że jej twórczość pozostaje w cieniu pisarstwa męża. Jest to zbyt daleko idące uproszczenie. Główną przyczyną niedocenienia Barbary Toporskiej jest przede wszystkim tzw. „spór o Józefa Mackiewicza”. Spór ów (w znacznym stopniu chodzi o celowo nagłaśniane ataki na pisarza) nabrał własnej dynamiki a nawet wytwarza, również po śmierci autora „Drogi donikąd”, swego rodzaju matastazy. Uwzględniając fakt, że jedną z praprzyczyn tej dziwnej sytuacji są wydarzenie i konstelacje personalno-polityczne w przedwojennym Wilnie, a inną przyczyną sprawczą (a może nawet przyczyną celową?) są polityczne konflikty w Polsce w ostatnich dwudziestu latach, można sobie uświadomić, jakich rozmiarów ten „spór o Mackiewicza” nabrał. Twórczość Toporskiej jest niedostrzegana w cieniu tego rozdmuchanego do niebywałych rozmiarów „sporu”. Ponieważ w ostatnich latach pełni on przede wszystkim funkcję zastępczą w konfliktach politycznych (o czym była już mowa w innym miejscu ) a z uwagi na sytuację w Polsce konflikty te będą wybuchać ze zmiennym natężeniem, zapewne nadejdą również kolejne fale „sporu”.
Podkreślić wypada, że poglądy Barbary Toporskiej, wypowiadane głównie w publicystyce, są w pełni zgodne z przekonaniami Józefa Mackiewicza. Jednak to właśnie Mackiewicz był przedmiotem ataków, instrumentalizowanych często dla celów personalnych. Toporska nie była obiektem pomówień a nawet kierownicze koła Emigracji wyrażały jej uznanie za poruszane w publicystyce tematy. Ponieważ krótko po śmierci obojga autorów (która nastąpiła w odstępie kilku miesięcy) przez prasę przeszła kolejna „fala tsunami” w postaci nowego wydania „sporu o Mackiewicza”, twórczość Barbary Toporskiej na dobrą sprawę nie zaistniała ani w obiegu czytelniczym, ani jako przedmiot zainteresowań badaczy literatury. Trudno ocenić, jaką rolę w tej sytuacji pełni ograniczony dostęp do jej książek.
Starałem się już kiedyś zwrócić uwagę na wyjątkową pozycję Toporskiej w piśmiennictwie polskiej emigracji powojennej. Moje wypracowanie ukazało się krótko po śmierci pisarki, w wydawanym w Paryżu „Kontakcie”. A był rok 1985 i prasa emigracyjna z trudem docierała do Polski. Już z tego powodu wspomniany szkic, praktycznie nieznany, nie miał szans, aby zainspirować kogokolwiek w Polsce do zajęcia się twórczością Barbary Toporskiej. Jej odejście dało asumpt kilku autorom emigracyjnym do ogłoszenia w prasie poświęconych jej wspomnień, ale publikacje te policzyć można na palcach jednej ręki (i nie potrzeba do tego nawet pięciu palców). Potem nie było już nic; także po transformacji ustrojowej – według stanu mej wiedzy – nie ukazały się w Polsce poświęcone Toporskiej prace czy artykuły. W każdym razie dwudziesta rocznica śmierci pisarki przeszła, jak się zdaje, zupełnie niezauważona. Jeśli jej nazwisko się pojawia, to przede wszystkim w kontekście publikacji dotyczących Józefa Mackiewicza.
Jest to sytuacja sprzeczna z wysiłkami samego Mackiewcza, który wielokrotnie podkreślał, że żona jest pisarką a zaznaczał to zwłaszcza w kontaktach ze środowiskami, którym ten fakt znany być nie mógł, np. w mało znanym w Polsce autobiograficznym tekście, ogłoszonym po niemiecku w 1978 roku w 48 numerze konserwatywnego dwumiesięcznika „Criticón”. Również w jednym z listów Barbara Toporska wspomina, że Józef Mackiewicz w czasie wizyty nie wymienionego z nazwiska gościa, zwracał uwagę na artystyczną profesję żony: „Właśnie przed chwilą dyskutowaliśmy trochę na ten temat. Okazję do tego dała pewna przypadkowa wizyta. Józef zaraz pokazuje swoje książki, niech sobie! Ale zaczyna zupełnie niepotrzebnie opowiadać, że ja także pisarka i – proszę bardzo – także malarka, więc osoba musi podziwiać obrazki na ścianach. Doprawdy tego nie znoszę”.
Oczywiście Toporska była nieocenioną egzegetką twórczości męża, ale właśnie dlatego, że sama była pisarką i publicystką polityczną a w dodatku biografia obojga autorów jest wspólna już do lat wileńskich. Wiele sformułowań używanych obecnie w analizach pisarstwa Mackiewicza wyszło właśnie spod pióra jego żony. „Prawia [on] swój realizm z przeświadczeniem, że powołaniem pisarza jest możliwie najprawdziwsze przedstawienie losów ludzi wplątanych w zawiłości swej epoki” – pisała w 1984 roku . Wykorzystałem termin Toporskiej „prawdomówność słowa”, zajmując się twórczością Józefa Mackiewicza w oparciu o Bachtinowską teorię powieści polifonicznej . Notabene to sformułowanie pochodzi właśnie z omówionego tutaj pokrótce tekstu „A faryzeusz idzie mimo zadumany…”. Koncepcję dialogu w rozumieniu Bachtinowskim można – sądzę, że z powodzeniem – zastosować do analizy twórczości Toporskiej. W przeciwieństwie do Józefa Mackiewicza, nawiązującego w modelu powieści do XIX-wiecznej tradycji epiki rosyjskiej (przy czym zawiłości epoki, która nastała po 1917 roku, są o wiele bardziej brzemienne w skutki, niż polityczne problemy bohaterów Dostojewskiego!), Barbara Toporska nie stroni od formalnych eksperymentów.
W przypomnianym tutaj szkicu o autorce „Sióstr” pisałem o roli czasu, czy też ściślej – o zmaganiach z czasem, którego Toporska miała zbyt mało, co w znacznym stopniu łączyło się z jej nieuleczalną chorobą. Ów egzystencjalny dramat nasilił się w latach 80-tych, czyli w okresie moich osobistych kontaktów z Barbarą Toporską i Józefem Mackiewiczem. W maju lub z początkiem czerwca 1983 roku zadzwoniłem pierwszy raz do Mackiewiczów, aby później stać się stosunkowo częstym gościem na Windeckstrasse. Józef, który był zawsze małomówny, wówczas – zapewne z powodu postępującej choroby wzroku – zamykał się coraz bardziej w sobie. Barbara była również jego porte-parole, czego ślady można odnaleźć w prasie z tamtego okresu. Dla mnie bardziej interesujące były relacje pani Barbary dotyczące przeszłości, relacje, które były z jednej strony objaśnieniem twórczości męża, komentarzem do niej i równocześnie źródłem historycznym. Z wartości tych rozmów zdałem sobie zbyt późno sprawę; w czasie wizyt u Mackiewiczów nie robiłem notatek, bowiem były to rozmowy towarzyskie, a nie zbieranie informacji do publikacji naukowej. O chorobie, która w tak znacznym stopniu wpłynęła na los Barbary Toporskiej, także jako pisarki, nie rozmawialiśmy w ogóle. Na ten temat pisała wielokrotnie do przyjaciół, którzy opuścili Monachium i z którymi utrzymywała do końca życia intensywny kontakt korespondencyjny. W liście z 29 listopada 1983 roku pisała do Wiwy Trościankowej: „Wszyscy umierają, tylko ja jakimś cudem (moja lekarka twierdzi, że siłą woli) jakoś się trzymam. Pewno ma rację bo chodzi mi o Józefa. Ten jest już bardzo kiepski, a na domiar nieszczęścia traci wzrok. Nie może już ani czytać, ani pisać. Więc ja w tym roku zrezygnowałam z wyjazdu do mego sanatorium, chociaż mnie tam dwukrotnie wzywali, bo nie mogę go samego w tym stanie zostawić. I tak się martwię, że mam za mało czasu, żeby mu głośno czytać”.
Parę tygodni później Barbara Toporska informowała: „A u nas: Choroby. Józef niedługo skończy 82 lata i jest odpowiednio fizycznie i psychicznie roztrzęsionym. Ja niedługo kończę 21 lat po mojej pierwszej operacji raka (w sumie cztery!) i jestem odpowiednio osłabiona, obolała i wymęczona. W dodatku pracy mi nie ubywa, ale przybywa. O sprzątaczce, choćby raz na miesiąc, nie ma mowy, bo Józef raz wstaje o 10-tej to znów śpi do 3-ej po południu a lekarka mówi, jak śpi to dać mu spać […]. Bo ponieważ on traci wzrok, czyha na każdą wolną chwilę, w której mogłabym mu coś przeczytać. Więc?… Moja lekarka twierdzi, że ja żyje siłą woli, i pewno ma rację. Ale na pewno nie jest dobrze, że zrezygnowałam z corocznej kuracji i badań w moim rakowym Bad Trissl. Nie mogłam jednak w tym stanie Józefa samego zostawić” [5 stycznia 1984 roku].
Ów problem czasu w znacznym stopniu wpłynął na pisarski los Barbary Toporskiej. Jeszcze przed okresem choroby oczu Józefa uświadomiła sobie, że powinna była wcześniej poświęcić się twórczości literackiej: „Skończyłam wreszcie moją starą, odleżałą i wyleżałą po szufladach powieść a właściwie brulion […]. Obawiam się, że gdy ją po miesiącach »wezmę na warsztat« odkryję, że KICZ. W międzyczasie będę kontynuować moją inną powieść, później zaczętą, porzuconą dla »Pamiętników« Wędziagolskiego […] a później dla malowania obrazków. Dlaczego to robię gdy mi się tak bardzo źle pisze, i tak bardzo męczy? Po prostu było mi szkoda wrzucić tyle zapisanych kartek do śmieci, kiedy się wzięłam do oczyszczania mojej »spuścizny« z niedokończonych artykułów, poematów, nowelek, a było tego, a było. Zresztą każdy musi mieć coś oprócz krzątaniny dla żarcia. Pani ma ogród, ja literaturę, do której trochę za późno się zabrałam” [2 czerwca 1978 roku].
Już te kilka cytatów pokazuje, że korespondencja Barbary Toporskiej jest nieodzowna dla analizy jej osobowości twórczej i stanowi źródło do rekonstrukcji biografii obojga Mackiewiczów. Mam wrażenie, że w pewnym sensie epistolografia zastępowała jej, zwłaszcza w ostatnich latach życia, inne formy twórczości. Łączyło się to z sytuacją osobistą: odchodzeniem osób z najbliższego grona monachijskich przyjaciół; pisane do nich listy stają się namiastką wcześniejszych kontaktów osobistych. Równocześnie listy te są materiałem źródłowym, tym ważniejszym, iż zawierają wiele informacji o ludziach i faktach, które w innej formie nie zostały utrwalone. Tytułem przykładu przytaczam fragment dotyczący Karola Zbyszewskiego; równocześnie ten sam fragment zawiera krótką charakterystykę postawy Józefa Mckiewicza: „Wczoraj był u nas Karol Zbyszewski. Przyjechał na zaproszenie Michałowskiego . Nie dla żadnych nagrań, ale taaak. Michałowskiego zresztą nie widział, bo ten chory. Ulokowano go w Hiltonie. Mówił: »Nie gniewaj się Józiu, ale człowiek zjeżdża na psy, jak się przyjmuje takie zaproszenie, to oczywiście po to, aby się odpłacić«. Więc będzie wielka reklama dla Free Europe w Dzienniku. Ciekawa jestem, czy napisze, że wszyscy nie przestają się radować z odejścia Nowaka. I o tym nam mówił, jak o rewelacji. Widocznie to, co ja mu powtarzałam za każdym pobytem w Londynie, że Nowak jest znienawidzony, że zachowuje się jak cham i mały kacyk murzyński, puszczał mimo uszu, bo z tym mu było wygodniej. Wtedy. Prosił nas, żebyśmy mu dali po jednej fotografii na pamiątkę. Spytałam, czy chce mieć w zapasie redakcyjnym do nekrologów. Tyle razy nawracał do zaprzeczenia temu podejrzeniu, a był już po wydudleniu całej butelki wina, że mój żart przestawał być żartem. Było więc trochę makabrycznie przy tej serdecznej atmosferze »jesteśmy ostatni, co pamiętamy własną młodość«, bo każdy chyba po cichu wzajemnie się taksował: »No, nie wiadomo na kogo wypadnie«. […] Był jeszcze czwarty nieobecny: Wacio . Karol ciągle nawiązywał do tego, że Józef powinien się przestać żalić na niego w imię owych ostatków. A Józef jak skała. Taki już jest Józef. Jak się zatnie, zardzewieje, i ani rusz” [3 lutego 1977 roku].
Powyższy cytat jest okazją, aby wspomnieć – ale tylko wspomnieć – o tym, że na monachijskie lata Mackiewiczów cień rzucało Radio Wolna Europa. Przyjaźnili się co prawda z wieloma pracownikami Rozgłośni Polskiej RWE, z Zygmuntem Jabłońskim (i jego żoną Hildegardą), z Wiktorem i Wiwą Trościankami, z Wandą Stankowską a przede wszystkim z Urszulą i Kazimierzem Zamorskimi. Dla osobistych losów Mackiewiczów istotniejszy był fakt, że Jan Nowak (właściwie Zdzisław Jeziorański) był jednym z głównych organizatorów ataków na Józefa Mackiewicza i jednoznacznie określał ich cel – uniemożliwienie pisarzowi publikacji w prasie emigracyjnej (co jest źródłowo udokumentowane ). Wątku RWE nie poruszam tutaj celowo, jest on bowiem zbyt skomplikowany a przede wszystkim wiele rzeczywistych aspektów działalności „Wolnej Europy” mogłoby – bez szczegółowych wyjaśnień, przytoczenia źródeł i ich interpretacji – wydać się słuchaczom, względnie czytelnikom niewiarygodne, czy wręcz szokujące. Odnotowuję z pewnym niepokojem fakt, że pomimo ułatwienia dostępu do materiałów archiwalnych (ale nie amerykańskich!), w polskiej publicystyce powstaje coś w rodzaju „drugiej legendy RWE”. Przyczyniają się do tego co prawda nierzetelni dziennikarze, wydaje się jednak, że główny problem to brak intelektualnej odwagi i kolektywny, bezkrytyczny sposób myślenia i utrwalanie przyjętego a priori obrazu. Utrudnia to badania historyczne, a w wymiarze politycznym prowadzi do błędnych i często brzemiennych w skutki diagnoz, na co najnowsza historia Polski dostarcza aż nadto dowodów. Właśnie odrzucenie wszelkich myślowych tabu, w połączeniu z – jak mówią Amerykanie – odpowiednim backgroundem, ułatwiało Barbarze Toporskiej zaskakująco trafne oceny i przewidywania. Była jedyną osobą, która po ogłoszeniu w PRL komunikatu o wydaniu wyroku śmierci na Zdzisława Najdera przepowiedziała jego powrót do Warszawy i przyszłą karierę polityczną . Warto zauważyć – w kontekście sporu o otwarcie archiwów w latach 1990-tych, że już we wspomnianym tu tekście „A faryzeusz idzie mimo zadumany…” Toporska postulowała udostępnienie dokumentów archiwalnych w celu pełnego wyjaśnienia wydarzeń politycznych, których była świadkiem.
Jak starałem się pokazać, listy Barbary Toporskiej to jeden z istotnych elementów szkicu do jej portretu. Jeżeli porównać epistolografię obojga Mackiewiczów, to łatwo dostrzec różnice, podobnie jak w wypadku ich twórczości prozatorskiej. Listy Toporskiej są pełne ogólnych refleksji etycznych i filozoficznych, uwag o literaturze, sztuce i historii, które czasami rozrastają się do rozmiarów mini-esejów. Listy Mackiewicza – przynajmniej te, które znam – mają bardziej „utylitarny” charakter; choć autor wplata do nich szereg informacji o historii i literaturze, odnoszą się one jednak z reguły do doraźnego tematu listu.
Mój szkic do portretu Barbary Toporskiej chcę zakończyć jeszcze jednym cytatem z jej korespondencji, powtarzając zarazem apel, aby „świadkowie epoki”, którzy zetknęli się z pisarką osobiście, wnieśli do jej portretu swój wkład. Bowiem to głównie oni mogą powiedzieć, jakim była człowiekiem. Miała łatwość zjednywania sobie ludzi a poniższy cytat w moim przekonaniu trafnie wyjaśnia dlaczego: „A ja w szpitalach z zasady nigdy nie pisnę o naszych (J.M. i swojej) profesjach, bo cieszy mnie właśnie to, że jestem, naprawdę jestem wyjątkowo lubiana przez moje koleżanki po niedoli, wyróżniana sympatią przez siostry i sprzątaczki, nie tylko dla siebie samej. Widocznie jest coś we mnie, co pociąga, a co nie ma nic wspólnego ani z pozycją społeczną, ani tym bardziej majątkową. Może po prostu czują, że jestem dobra?” [11 grudnia 1978 roku].