30 paź

Mira Kuś: Gotlandia

Bałam się tej wyspy Była dla mnie jak granatowy kleks
na północnym niebie Jak chłostany wiatrem
skalisty zrąb który opiera się morzu
i który rzadko jest nawiedzany
przez słoneczną ciszę
Oglądane na fotografiach kamienie runiczne
zapisane tajemniczymi znakami
rozsypane po wyspie jakby za sprawą mrocznego olbrzyma
powodowały dreszcz na plecach a wyobraźnia
podsuwała obrazy czy to Gotów w średniowiecznym stroju
skradających się wśród drzew w polowaniu na wroga lub zwierza
a uzbrojonych w kusze i zręczność czy to polany
w głębi boru gdzie w bladej poświacie księżyca kapłanki
nieprzychylnych bóstw w białych sukniach i rucianych wiankach
trzymając się za ręce tworzyły sabatowy krąg
który obracał się złowieszczo z monotonnym pomrukiem
ciemnych zaklęć
Tam kiedy pogoda klimat jest sprzyjający — pisała mi pani Julia
a Karl–Markus zachęcał: obcy kraj lecz nieodległy obcy lecz jednocześnie
familiarny można poczuć się jak w domu
W domu na parapecie są pelargonie
a za oknem maciejka
Lecz o północną ścianę uderzają fale Bałtyku
spienione skrzydło wody rozpostartej między Południem a Północą
Wycisza ją światło na granatowej głębinie
pluskają się w nim mewy — śmieszki
Gotlandia jest w tobie
pomiędzy jasną a ciemną stroną
niepewność lęk Rów Mariański
podświadomości
Szepty i krzyki z zatopionego miasta
wyławiane czasem
przez wewnętrzne ucho