Michał Domagalski: Zmieniać przeszłość, aby ją ratować
Jergović Miljenko, Ojciec, tłum. Magdalena Petryńska. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012.
Ojciec ma w sobie wszystko, co książka odnosząca się do historii powinna posiadać. Odwagę! I z tą niezbędną odwagą Miljenko Jergović zabiera nas w niuanse przeszłości. Tej dużej, niemal globalnej, i małej – prywatnej. Tytuł w przypadku Ojca może być mylący. Co prawda jest to postać w życiu autora tego – jak sam nazywa swoją książkę – niedzielnego eseju ważna, chociaż z dziwnych względów. Nie byli na tyle sobie bliscy, żeby mógł zbudować powieść-rzekę o wzorcowych relacjach ojciec-syn. Za to na pewno wystarczy tego na coś naprawdę interesującego. Mimo że ojciec Jergovićowi „w określony sposób był […] zupełnie obcy”, to jednocześnie pisarz znał go prawie „jak siebie samego”. Trudno byłoby nazwać łączącą ich relację miłością. Autor zdaje sobie sprawę z patetyzmu owego stwierdzenia. Ale jest ono patetyczne dla niego dopiero jako wyznanie właśnie. Nie było takim jako rodząca się w głowie myśl.
Miljenko Jergović – chorwacki pisarz – opowiada o swoim ojcu z niesamowitym dystansem, chociaż jednocześnie ma świadomość, jak wiele łączy go samego z historią rodziny, ile odziedziczył po przodkach. Co więcej, udowadnia nam, że nas to również dotyczy, chociaż czasami wygodniej byłoby uwolnić się od – bywa ciążącego – bagażu.
Świetnie sprawdza się to szczególnie w tych najciekawszych dla mnie fragmentach o religii i stosunku do Boga. W końcu „ojciec był ateistą. Ale katolickim ateistą.” Nie można od tak porzucić sobie religii i związanego z nią spojrzenia na świat, nawet jeżeli już nie wierzy się w podstawę całej ideologii – w Boga. Jak w przypadku każdego omawianego tematu Jergović rozszerza, uogólnia swoje rozważania, mówi o rzeczach pozornie oczywistych, ale jakby zapomnianych: „Nie istnieje bezwyznaniowy ateista, taki, który nie ma swojej świątyni, choćby opuszczonej przez Boga.” Znamy to? Ale jak często zapominamy, gdy toczy się dyskusja o świętach, o krytykowaniu religii etc. W Ojcu pokaźny fragment zostaje poświęcony tym – bywa że dziwacznym – zależnościom, częstokroć podświadomym. Świetnym przykładem tutaj mają być książki o Ticie wzorowane (zdaniem Jergovića nie do końca z rozmysłem) na życiu Jezusa przedstawionym w Nowym Testamencie.
Gdybym miał wybrać sobie z Ojca tylko fragmenty, to byłyby to właśnie te o obecności/nieobecności Boga tak w życiu człowieka, jak i w całej kulturze, które w polskim czytelniku mogą budzić skojarzenia z twórczością Różewicza. Przypominają się Cierń, ***[Wygaśnięcie Absolutu niszczy] lub bez, kiedy u chorwackiego eseisty czytamy: „cud odkrycia nieobecności Boga równy jest cudowi Boskiego objawienia.”
Choć Różewicz zupełnie inne zaproponował kiedyś czytelnikowi pożegnanie z rodzicem (tomik Matka odchodzi), bądźmy jednak szczerzy – w obu przypadkach jest to literackie rozstawanie się z osobą będącą „ważnym aktorem […] katolickiej, ateistycznej i osobistej tożsamości” dla wspomnianych pisarzy. Różnica polega na tym, że ateizm Jergović odziedziczył po ojcu, który to odrzucił katolicyzm swej matki, co zbliża Tadeusza Różewicza właściwie nie do samego chorwackiego pisarza, ale do lekarza, do Jergovića-seniora (i znowu pobrzmiewa Cierń: „nie wierzę tak otwarcie / głęboko / jak głęboko wierzyła / moja matka”).
Niewiara zbudowana na religii doprowadza autora Ojca do ważnej konkluzji, wyznania niezwykle istotnego w czasach, w których często zdarza się – prawie z założenia – szydzić z odmiennych poglądów: „Ja nie wierzę, ale dlaczego miałoby to znaczyć, że go [Boga – MD] nie szanuję?” To postawa wyrastająca ze świadomości, skąd się przychodzi.
Tożsamość to ważne słowo w życiu Chorwatów (jak i wszystkich narodów tworzących kiedyś Socjalistyczną Federalną Republikę Jugosławii). Nawet pobieżna znajomość historii owych regionów pozwala zrozumieć siłę i determinację, z jaką Jergović łączy losy własne oraz własnej rodziny z przeszłością całych społeczeństw. Jednocześnie należy podziwiać upór w gloryfikowaniu postaw stanowczych, a nie tych, które w danej chwili są politycznie poprawne lub akceptowalne. Bo czy na przykład można przyjąć chrzest nie z potrzeby duchowej, ale tyko po to, aby akt tego sakramentu mógł zaświadczyć o narodowości? Czy można w ogóle wiarę łączyć z narodowością?
Choć losy Polaków potoczyły się zupełnie inaczej, to te pytania zdają się nam bliskie. Rozważania oraz wątpliwości Jergovića są zresztą bliskie każdemu myślącemu człowiekowi.
Esej Ojciec to rozliczanie i dbałość o prawdę wydarzeń. Ma w sobie wszystko, co książka odnosząca się do historii powinna posiadać. Odwagę! I z tą niezbędną odwagą Jergović zabiera nas w niuanse przeszłości. Tej dużej, niemal globalnej, i małej – prywatnej. Wie, że właśnie z tych najmniejszych puzzli układa się naprawdę ciekawy, różnorodny i prawdziwy obraz. Kiedy pisze „trzeba próbować zmieniać wydarzenia z przeszłości”, ma na myśli – słuszne – niedopuszczanie do tego, aby podręczniki historii zamieniły się w piękne, acz mało realistyczne katalogi sklepów wysyłkowych, na kartach których znaleźć można wypraną wersję rzeczywistości, w których zależnie od okoliczności „wrogowie narodu zmienili się […] w dobrych patriotów, a wrogami stali się inni ludzie.”
Żeby to osiągnąć, Miljenko Jergović daleki jest od wypracowanych w dyskursie publicznym kalek, krytyki powtórzeń i kiwnięć głową. Rozwarstwia natomiast nawet już rozwarstwiony świat na maleńkie, jeszcze mniejsze elementy. Przeszłość/historia to nie pusta polityczna papka i statystyki ofiar. To zapach szpitalnej pralni, smak czekoladowego kremu, spowolniony dźwięk kaset odtwarzanych na magnetofonach z wykorzystaniem kiepskiej jakości baterii, świadomość, że „opowieści o teściowych i synowych [także – MD] są ważną częścią naszej ludowej mitologii”.
Poza tym Jergović okazuje się niesamowitym obserwatorem oraz selekcjonerem anegdot. Wyławia ciekawe i ciekawie je sprzedaje czytelnikowi. Mówiąc o transformacjach politycznych, zauważa także te mniej eksponowane zazwyczaj szczegóły – zmiany w pracy lekarzy, którzy m. in. już nie szpiegują palących pacjentów; wprowadzoną do supermarketów drogą zdrową żywność, która przypomina jabłka rosnące za innych rządów „w cieniu wysokich kominów ciepłowni”. Anegdoty nie są jednak tylko anegdotami. Ciągną się za nimi najróżniejsze wnioski, czasami zamieniając się w celne podsumowania, tworząc frazy godne zaszczytnego miejsca w zbiorze anafor.
Całego Ojca poorałem ołówkiem, zaznaczając poszczególne fragmenty, te natury socjologicznej, jak np.: „Mieszane jest tylko to środowisko, w którym Inny nie czuje się mniejszością narodową. Liczby i statystyki nie są najważniejsze.” Bądź ogólniejsze: „Nie wystarczy wymyślić koła, trzeba pojąć, że się obraca.” To wszystko, o czym wspomniałem, powoduje, że ów „niedzielny esej” Miljenko Jergovića stał się pozycją mi bliską. Ojciec to skarbnica przemyśleń, z którą warto dyskutować, zaglądać do niej i często ściągać z półki, co od kurzu uwolni nie tylko książkę, ale i nasze umysły.