20 paź

Marcin Sas: Droga do baru

Naprawdę nie interesują mnie bieżące
choroby, cudowne uzdrowienia, albo
inne światowe wydarzenia z krzykliwych
wybiegów nagości. Z szacunku do tego

nie interesuję się tym. Milczę, a milczenie
wypowiada się dość wyraźnie. Zajmuję
stanowisko księżyca, bo myślę, że lepiej budzić się
ze wszystkiego wypoczętym. Tak jak dzisiaj:

proszę kogoś, żeby otworzył siłą moje powieki.
I to jest dość zabawna procedura – snu
o tym, że śpię. Na wpół oświetlony
sztucznym światłem – budzę się mimo wszystko.

Nic jednak nie jest pewne, jak ta droga
do baru, w którym będziemy dzisiaj pić.
Ech, gdybym tylko mógł jeszcze
wrócić stąd, czy stamtąd o własnych siłach.