Marcin Sas: Droga do baru
Naprawdę nie interesują mnie bieżące
choroby, cudowne uzdrowienia, albo
inne światowe wydarzenia z krzykliwych
wybiegów nagości. Z szacunku do tego
nie interesuję się tym. Milczę, a milczenie
wypowiada się dość wyraźnie. Zajmuję
stanowisko księżyca, bo myślę, że lepiej budzić się
ze wszystkiego wypoczętym. Tak jak dzisiaj:
proszę kogoś, żeby otworzył siłą moje powieki.
I to jest dość zabawna procedura – snu
o tym, że śpię. Na wpół oświetlony
sztucznym światłem – budzę się mimo wszystko.
Nic jednak nie jest pewne, jak ta droga
do baru, w którym będziemy dzisiaj pić.
Ech, gdybym tylko mógł jeszcze
wrócić stąd, czy stamtąd o własnych siłach.