Kasper Bajon: Autobusem z Amundsenem
Doskonale pamiętam pierwszą podróż w głąb świata. Autobusem 134.
W górę rzeki. Pachniała kosztelą zawiniętą w sreberko, którą matka
Włożyła mi do tornistra. Na kolanach „Wyścig” Kare Holt’a
Z Amundsenem na okładce. Tę książkę zacząłem czytać
Jeszcze na wakacjach. Na tyłach daczy, gdzie do nieba piął się łubin.
Płacze mateńka Rosija – powtarzała wtedy babcia, a ja przerzucałem
Kolejne strony. Cała okolica pachniała tetrą, przez którą
Gospodyni przelewała mleko do kanek. A opadające kasztany, orzechy,
Jabłka obwieszczały już nadejście jesieni. Pamiętam tę podróż.
Za mną siedzi Ola, która wkrótce zostanie moją żoną. Wpierw na koloniach,
Potem w życiu. Michał, który najszybciej biegał dookoła Kopy Cwila.
Alek – boski drybler. Im już od lat śni się Ameryka: wielki transatlantyk
W nowojorskim porcie. Murzyni i panie z fifkami w zębach na szerokich
Bulwarach i zielonych skwerkach. Ja zaś w głowie mam ciągle bieguny.
I podróż autobusem z Amundsenem. Takie są sny dzieci urodzonych
Na przełomie. Wokół tylko żelazo. A na szybie krople, co są jak dobre słowa.