Jerzy Górzański: Coś się jednak świeci. Zdarzenia i dopowiedzenia
Gdy zbyt uważnie przyglądasz się jakiejś rzeczywistości, możesz stracić apetyt na życie.
Obserwacja powierzchowna jest przyjemniejsza, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto zapyta:
– A gdzie są te głębsze przeżycia erotyczne?
Dlatego podczas zbliżenia, na wszelki wypadek, nie należy trzaskać drzwiami.
Nie twierdzę, że świat jest beznadziejny, choć mógłbym dodać: czasami tak mi się dobrze pisze, gdyż bywa beznadziejny.
Zgadzam się z wieloma przysłowiami, ponieważ ich nie rozumiem.
Jedno rozumiem i popieram – pochodzi ono z Azji, a ściślej z Chin:
– Ciesz się chwilą. Jest później niż myślisz.
Składanie oświadczeń to moja specjalność:
Nie będę miał stosunków pozamałżeńskich z hipopotamem.
Ani namawiał szczura do masturbacji.
Jakoś przetrwam do końca o własnych zmysłach.
Moi znajomi piszą piękne i sekciarskie książki.
Opisywać swoje przeżycia to zarazem opisywać świat… ale też trzeba wyjść ze świata i dać szansę ogromnym przestrzeniom wulkanicznej wyobraźni.
Ja wolę noc.
Ma tylko jedno imię.
Inaczej (i pewnie lepiej) sformułował to Elias Canetti: „Nazwy dni różnią się miedzy sobą, noc ma tylko jedną nazwę”.
Nie można nocy przenosić z miejsca na miejsce ani klonować.
Wyrasta ze zmierzchu – lecz także z poranka (stąd „Obietnica poranka”, którą napisał Romain Gary).
Zagmatwana kolejność kosmicznych wstrząsów omija każdą noc, nigdy nie oszczędza jej brata – snu.
Ja wolę noc, gdyż wypędza ducha z ciała, żeby ciało odetchnęło, ale się nie zmarnowało (to nie ja zamierzyłem się na rym, ale rym na mnie).
Szanuję noc za niezmienność i cierpienie, jednak bez planetarnych komplikacji – cierpi sama w sobie i pozwala cierpieć innym.
Mój sąsiad z bloku, na pytanie:
– Jak tam noc?
Odpowiada, gładząc się po łysinie:
– U mnie w nocy: cacy na glacy czyli coś się świeci.