15 cze

Jarosław Markiewicz: Drzwi z parteru

Jest wczesny i zaraz potem późny zmierzch, matka nie zapala lampy, trzeba oszczędzać naftę, jest na przydział, ona lubi to przechodzenie dnia w noc, jej się zdaje, że dzień umiera i że ona nic nie może w tej sprawie zrobić, i trochę także umiera, trochę omdlewa i trochę zasypia, jej spojrzenie jest tak daleko, i ona tam gdzieś jest na końcu tego spojrzenia, całej matki tu nie ma, są jej ciepłe ręce, szyja i twarz zaczyna świecić jakimś niebieskawym gazem, trochę jak ogień denaturatu do opalania kur – wreszcie matka wpatrzona w swoją dal zaczyna opowiadać o tym, co słyszała od swojej matki, a jej matka od jej babki, a jej babka od prababki – i nurkuje w studni czasu, a w pokoju pachnie mydłem i krochmalem, powoli stygnie żelazko na kocu, ogromne żelazko na dwie dusze (jedna grzeje się w kuchni) przypomina parostatek, ma trójkątne okienka i komin zakrzywiony pod prąd na rufie, matka opowiada o tym, co było, a zawsze były wojny, kobiety w czasie wojny nie wiadomo kiedy i jak zachodzą w ciążę, a potem dzieci nie ma czym wykarmić, mężczyźni polują na innych mężczyzn, ale upolowanych nie przynoszą dzieciom do jedzenia, no bo jednak nie jesteśmy ludożercy, kobiety wracają do warzyw, kóz i ziół, chodzą po polach z dzwoneczkami, dzwonią kartoflom, dyniom i pomidorom, rośliny to lubią i rosną pośpiesznie, solidnie wypełniają się tym, co trzeba, a trzeba wiele, partyzanci przychodzą z lasu głodni i pijani, a tata za siódmą górą, piątą rzeką, żeby tylko nie wrócił kaleką, chociaż i z kaleką da się żyć, byle wiedział jeszcze o co tu chodzi…

Mojżesz miał “nieobrzezane wargi”, matka powierzyła go przecież wodom Nilu, a noworodek ma tylko “lustrzane neurony”, zgubne podobieństwo do ryb źle wpłynęło na narządy mowy, stało się to nieodłączną częścią tragikomizmu poetyckiego objawienia, głos z nieba trafia na ziemię jako jąkanie, coś w tym musi być, wielu poetów jąka się w młodości, inni badacze donoszą o ośrodku mowy w lewej półkuli.

Mahomet mówił, że ktoś, kto nie był pastuchem, nigdy nie będzie prorokiem, to strasznie natrętny gatunek poetów, ciągle muszą nawoływać, w dzieciństwie jak widać trenują na owcach, ale owce z nawyku same zbijają się w stada, ludzie też, ale łatwiej się rozłażą, każdy idzie w swoją stronę, a jak się rozejrzy, to widzi, że idzie tam gdzie wszyscy, byle przed siebie, byle jeszcze dalej, a poeta to już w ogóle żywi się tylko horyzontem, dlatego zawsze taki głodny, jego fabryka rozkoszy dużo spala, stąd te pióropusze dymu, widać je z daleka, młodzi poeci często myślą, że sztuka poetycka na tym polega, żeby produkować piękny dym, a przynajmniej żeby go było dużo, a czego się za młodu nauczą, ale niektórzy idą po ogień do głowy, bo palenisko jest znacznie, znacznie niżej i są osobne drzwi, z parteru…
________________________________________
Tu kilka zapożyczeń z M. Bubera