Czesław Markiewicz: Kolej transeuropejska (Na zachód od Edenu)
Mężczyzna w średnim wieku dojeżdża.
Z przemijania zapamiętuje miejscowość Buk
(zastanawia się nad gramatycznością „o” z krzyżykiem i zanikiem
dźwięczności „g” na końcu). Utknął w przedziale bez Boga –
dla niepalących. Bardziej niż dym, drażni go dosłowność
ikonografii zakazów. Myśli – jak narysować nie cudzołóż?
(przekreślona czerwoną kreską czarna wagina?). Inny, młody mężczyzna, pali
między przedziałami. Jak jest potrzeba, nie ma pożałuj – mówi. Mężczyzna
w średnim wieku waha się. Wolność jest świadomością ograniczeń – usprawiedliwia
swoje niezdecydowanie. Ale ani przez chwilę nie czuje się bardziej wolny niż inny,
młody mężczyzna. Mężczyzna w średnim wieku jest przejściowo Marksem.
Miał długą brodę, ale nie miał pleców – przeciąga głośno papierosa młody mężczyzna.
Marnie skończył – myśli już ciszej o Marksie. Mężczyzna w średnim wieku
usiłuje domyślić się, o co chodzi? Lenin i Engels nie wchodzą do gry. W międzyczasie
wolną przestrzeń ostatniego wagonu polskich kolei nawiedzają
obcisłe licealistki. Jakby nagle wszystkie naraz opanowała napastliwość płci. Zapalają
się i gasną czerwone literki „w” „c”. Młode kobiety wchodzą, wychodzą. Bez wolnej woli
ocierają się o palących w zamyśleniu mężczyzn. Mężczyzna w średnim wieku czuje
jak ilość przechodzi w jakość – za każdym potarciem, licealistki są dotkliwiej nagie.
Mężczyzna w średnim wieku musi do wuce. Nie wie dlaczego. Niewiedzę usprawiedliwia
wcześniejszą lekturą (Marek Nowakowski „Stygmatycy”). W wuce plami sobie spodnie –
nie dlatego, że nie dotrzymuje kroku przemieszczającym się po przedziałach polskich
kolei licealistkom, to pociąg wprowadza jego ciało w ponadpokoleniowe kołysanie,
to właściwy, jedynie słuszny powód jego stygmatów. Wraca na korytarz. Jest
pusto. Młody mężczyzna spalił wszystko, co miał
do spalenia. Licealistki wysiadły. Wcześniej, niż
można było się spodziewać po ich dziewiczych ruchach.
Pociąg nie zatrzymuje się już na żadnej stacji. Pod Krzyżem
mężczyzna w średnim wieku wypatruje w pustce żywe istoty. Za oknem
symultanicznie o czarną szybę polskich kolei rozbijają się kruki rozdziobujące
oziminę i pies szarpiący się przy budzie. Mężczyzna w średnim wieku zapala
papierosa. Nieśmiało wciąga dym w płuca. Powoli, ukradkiem, po kropli
wypuszcza w powietrze całe swoje wewnętrzne zużycie. Przed samym
celem wypycha siebie z całkiem pustego pociągu polskich kolei.