Andrzej Niewiadomski: Rubikon
Wodze zostały puszczone. Pasy popuszczone.
Puste przestrzenie zapełnione kośćmi i głuchym,
tubalnym głosem, a w tle — szumem, który sprowadza
wszystko do jednej rzeki. Blond piękność reklamuje
hurtownię nabiału i wędlin „Szynex”, ciemnowłosa —
zakład przetwórstwa mięsnego „JBB” w Łysych.
Klub Sportowy „Sęp” ogłasza nabór do sekcji
trampkarzy. I właśnie teraz, w grudniu, zapragnąłem
zbierać kalendarze i szaliki. Jako dyscyplinę
dodatkową uprawiać szlifowanie bruków, lekko już
wypolerowanych przez lód — i jakieś bojery
do tego? Musimy zmieniać metody, reżim
treningowy jest do niczego, mozolna praca
doprowadzi nas, jak Legię, na liczne szubienice.
Niebezpieczeństwo powoduje, że znów czuję się
w swoim żywiole. I znów główkuję, jak by się tu
prześliznąć po bruku, drewnie i lodzie, jak zapewnić
kulturalne i godne ceremonie pogrzebowe,
podziwiać trumny w witrynach i ciała w bikini.
Telefony padły, widok na jatki traktuję
jak normę, wszystko na wierzchu; nawet to, co chciało
pozostać nieobnażone, wydaje się bezradne;
wodze zostały puszczone, przypadkiem,
rzeki przekroczone