Aleksandra Słowik: Planowanie przestrzenne
Ostatnio
każdy
wiersz
zaczynam
wąską uliczką,
wprowadzeniem do centrum. Płot, kawałek muru,
pola zmieniają się w beton, żwir, kostkę brukową.
Pierwsze metafory grubokościste, twarde, żmudne
jak praca w fabryce.
Ktoś otwiera okno. Fajrant, świeże powietrze,
nowe zjawisko i sens. Ptak, którego znęciło
pawie oko benzyny. Nie ma wody, więc płacze,
uzupełnia treść.
Ptasie łzy to myślniki. Głupio jest nie myśleć
w takiej sytuacji. Między ludźmi te sprawy
załatwiane są prościej. Dwadzieścia groszy kosztuje
paczka chusteczek do nosa.
Skrzyżowanie, światła, coś błyskotliwego.
Domy zjawiają się znikąd. Bez słowa zapowiedzi.
Są albo ich nie ma. Czasem są.