30 mar

Małgorzata Karolina Piekarska: To wszystko wpływ przypadku

Nie wiem, czy znajdzie się ktoś, kto choć raz w życiu nie bawił się we frotaż. Ktoś, kto nie kładł kartki papieru na monecie i nie próbował ołówkiem wydobyć faktury tej monety przez delikatne pocieranie kartki grafitem. To, co robi Dorota Suwalska podobne jest frotażowi, choć zupełnie nowe i jej. Jak sama przyznaje, w dzieciństwie miała trzy pasje: malowanie, biologię i pisanie. Biologia odpadła dość szybko – pozostało pisanie, bo Suwalska jest autorką kilku książek i masy artykułów, oraz malarstwo. Pierwsze grafiki stworzyła w czasie studiów. Wpadła na pomysł tworzenia grafik za pomocą kalki i żelazka. Nazywa to „wywoływaniem duchów przedmiotów” i… coś w tym jest. Przedstawiona rzeczywistość wygląda bowiem czasem jak duch czegoś, co kiedyś istniało. Tą techniką powstała większość prac zdobiących ten numer „Wyspy”. Read More

30 mar

Teresa Tomsia. Wiersze wybrane

Dom za miastem
Dom za miastem ma swój urok –
przepastna zieleń, koncerty eko,
tu śmignie wiewiórka, w dali lisia kita;
sąsiadów z Edenu za gajem
można witać machnięciem ręki.
Ogrodzeni parkanem pod napięciem
przyjmujemy gości podobnych sobie,
zamówieni ogrodnicy strzygą trawę,
żywioł wszelki pnie się ku przyszłości –
i tylko kruszenie się skóry, jej umykanie
w głąb siebie: na szyi, przy uszach,
w kolanach już tak wyraźnie
widoczne przywołuje nas do powrotu
po ujawnionych śladach.
Poznań – Łódź, 2012 Read More

30 mar

Teresa Tomsia: Domowe nostalgie

Ciepło domostwa zapamiętane w pierwszych latach życia daje poczucie trwania we właściwym miejscu i czasie, a łagodne przemijanie z nadzieją na jutro bywa nieocenionym darem, gdy pamiętamy o nietrwałości istnienia. Mit rodzinnego stołu ze światłem wigilijnej świecy pomaga zachować więzi z bliskimi, wzmacnia charakter i styl dawnego gospodarstwa. Obrazek z dzieciństwa na przedmieściu pomorskiego miasteczka, gdy rano wchodzę w słoneczne podwórze – z widokiem na pompę i klomby nasturcji – wyprowadzał mnie wielokrotnie z zawiłych późniejszych ścieżek.
Niekiedy, zanim wyruszę poza dom, przystaję na chwilę przed wejściowymi drzwiami do klatki schodowej i spoglądam na pusty jeszcze o tej porze plac zabaw – w grudniu, jak teraz, pokryty brudnym śniegiem, a niedawno czerwony od rozdeptanych owoców jarzębin. Koi mnie widok cichego skrawka naszego blokowego podwórka pod telewizyjną wieżą z kilkoma metrami żywopłotu i kępką młodych drzew. Nieodmiennie wydaje mi się, że nagle pośrodku uśpionego pejzażu coś się poruszy – i że to będzie postać przyjaciela ciągnącego za sobą walizkę na kółkach. Jego odwiedziny niosą przedsmak świątecznych przygotowań i niezależnie od tego, czy zostaje dłużej, czy wpada na krótko w drodze do kogoś innego, nasz dom rozjaśnia się jego obecnością. Read More

30 mar

Marcin Bałczewski: Projekt człowiek

Spoglądał na innych. Przyglądał się. Ona – zapiszmy, ona do niego przyjdzie dziś wieczorem i będą się kochać. Długo kochać. Bardzo długo. Potem powie, że nigdy jej nie było tak cudownie jak z nim. Nigdy wcześniej. „Jak ci coś nie pasuje, to trudno.” On ma władzę, ma papier i długopis, może opisać całą tę historię. Tak właśnie chce, aby to wyglądało. Nie będzie inaczej. On ma władzę, nie możesz się temu sprzeciwić.
– Tak, teraz podnieś nogę. Teraz zakręć tyłeczkiem – tak, zrobisz to, co ci każę, co napisałem. Będziesz u mnie całą noc robiła co tylko zechcę. Tak, chodź tutaj. Nie możesz mi się sprzeciwić. Ja mogę wszystko, mam długopis i kartkę papieru, zapiszę to, co zechcę – nie masz wyjścia, bejbe. Potrafię pisać, nie możesz mi się sprzeciwić. Read More

30 mar

Wojciech Chmielewski: Gertrud von Le Fort

Siada na krześle ustawionym na tarasie i patrzy na góry. Jesień. Szczyty zawsze ośnieżone, a w dolinach kolory zielony i żółty. Gertrud patrzy na ciemniejącą w wieczornym świetle linię szczytów odcinających się od nieba. W Obertsdorfie o tej porze dnia zawsze panuje głęboka cisza. Za sobą ma Gertrud przestronny salon, na kominku płonie kilka polan. Kobieta szczelniej otula pledem kolana, jest sama, na śnieżnej czapie słońce rysuje ostatnią plamę.
Dzisiaj Gertrud napisała dziesięć stron nowej powieści, potem podyktowała listy swej sekretarce, a po jej wyjściu zjadła lekki posiłek złożony z kromki ciemnego pieczywa, owczego sera, jabłka. Właściwie warto uczcić koniec tak wspaniałego dnia, kieliszek czerwonego wina byłby zwieńczeniem wieczoru z całkiem czarnymi już teraz szczytami i głębokim cieniem kładącym się w dolinie. Gertrud jednak nie rusza się z miejsca. Nie myśli o niczym, pisanie, spotkania z czytelnikami, z wydawcą, rozmowy z najbliższymi przyjaciółmi, filiżanka kawy przy stoliku, w ogródku cukierni na Residenzstrasse w Monachium, jeszcze Asamkirche, złoty kościotrup szczerzy tam zęby, to wszystko nie zaprząta teraz uwagi siedzącej na tarasie swego domu. Przecież tu, w górskiej miejscowości, odnalazła wreszcie spokój, może pisać, odnaleźli ją po wojnie, po tym wszystkim, co naród zrobił sam ze sobą. Cenią, czytają, piszą listy. Gertrud pracuje, dzień po dniu, tak spełnia się życie, a alpejskie powietrze tylko służy, kiedy co dzień zasiada do biurka. Read More

30 mar

Maciej Cisło. Wiersze wybrane

Bogowie jak listowie
Bogowie jak listowie, liczne Jedno.
Jest i są, na imię mają Się i To.
To oni-ono robią, że się błyska,
Właśnie Się, że pociemniało, właśnie To,
Zagrzmiało i lunęło. Nie ona, on,
Lecz oni-ono. Język się nie myli.
Bogowie stwarzające, niszczycielskie,
Samosprzeczne, samo przez się. Jest i są.
Bogowie jak listowie, liczne Jedno. Read More