Cień autora. Rozmowa z Leszkiem Kwiatkowskim, tłumaczem “Judasza” i innych powieści Amosa Oza
Czy Amos Oz dostanie Literacką Nagrodę Nobla? Tyle razy był już wymieniany wśród ewentualnych kandydatur…
Amos Oz twierdzi, że nie dostanie Nobla. Trudno zresztą określić, czym w istocie kieruje się Akademia Szwedzka. Wybory nie zawsze są oczywiste. Nie wynikają chyba z samej natury twórczości, nierzadko na werdykt rzutują względy polityczne. On sam powiedział, że nie będzie unieszczęśliwiony, gdy nie dostanie tej nagrody. Spotyka się z uznaniem rzesz czytelników, także różnych innych gremiów opiniujących, jest laureatem Nagrody Goethego, Księcia Asturii czy wysoko notowanej w Izraelu prestiżowej Nagrody Bialika. Zresztą jako pisarz, który nie dostałby Nagrody Nobla, też w dobrym towarzystwie się znajdzie.
Oczywiście, po tej stronie też jest wiele znakomitości. Masz z Amosem Ozem bezpośrednie relacje?
Gdy byłem w Izraelu, jeszcze przed jego przeprowadzką do Tel Awiwu, udało mi się odwiedzić go w owianym legendą domu na pustyni. Jak na kibucnika przystało…
Wtrącę, że Amos Oz wychował się w rolniczo-sadowniczym kibucu Chulda. Określając kibuc mianem „najmniej złego miejsca na świecie”, opisuje go realistycznie w powieści Wśród swoich, tworzy intensywny obraz wszelkich możliwych ludzkich relacji, zachowań.
Wychodząc, nie zamykał drzwi. Sąsiedzi traktowali go bez sensacji, zwyczajnie, jak swojego, inaczej niż w Tel Awiwie, gdzie niekiedy ludzie podekscytowani podchodzą, żeby porozmawiać, prosić o autograf, zrobić sobie z nim zdjęcie.
Kiedy tam przyjechałem, pierwsze, co zwróciło moją uwagę, to niebywała ilość kotów w całym domu – tych, które z nim mieszkały i tych, które przychodziły na podwórko napić się wody z rozstawionych miseczek. Ten dom miał w sobie coś zapraszającego.
Oz w ogóle jest człowiekiem, który nie buduje dystansu. Pamiętam, jaki byłem stremowany przed pierwszym z nim spotkaniem – w Polsce, na Targach Książki w Warszawie w 2005 roku. Ale już od podania sobie rąk, wymiany grzecznościowych zwrotów to napięcie się rozładowało. Zobaczyłem Oza innego niż go sobie wyobraziłem, czytając książki, czy z wizerunku medialnego, głównie z rozmów na tematy polityczne, w których wypowiadał się zdecydowanym, poważnym tonem, nawet ze srogą miną. Jawił się jako człowiek nieprzystępny, a okazał się niezwykle serdeczny.
Polityka, zdaje się, bardzo go drażni.
Bez wątpienia. Co zresztą widać w najnowszej książce Judasz, będącej dla mnie kolejnym zaskoczeniem, ponieważ w odróżnieniu od eseistyki Oz w prozie aż tak wyraźnie nie wypowiada się w kwestiach politycznych. Tu akcja rozgrywa się na przełomie lat 50. i 60., ale poruszane tematy są wciąż aktualne, związane z podstawowymi zasadami, na jakich powstawało oraz funkcjonuje państwo Izrael, związanymi z obszarem, na którym to państwo istnieje.
Trzeba mieć świadomość, że są to szczególne warunki geopolityczne.
Tak, cały czas napięte. To jedno. Drugie, i w tej książce istotne, to mit syjonistyczny, głoszący, że jedyną możliwą drogą, jedynym sposobem rozwiązania wszelkich problemów, jest istnienie tego państwa w takim a nie innym miejscu. Bez jakiegokolwiek kwestionowania tego założenia. Wraca też do sprawy okupacji palestyńskich terytoriów po 1967 roku.
Oraz biblijne odniesienia obu stron.
I to też. Dla większości z ruchu syjonistycznego było to oczywiste. Jednakże Oz w Judaszu w którymś miejscu przywołuje osobę Theodora Herzla jako przykład dyskusji w łonie samego ruchu, ponieważ był on gotów rozważać utworzenie państwa w innym, pozaarabskim miejscu, co spowodowało, że został okrzyknięty zdrajcą.
(…..)
Rozmowę z Leszkiem Kwiatkowskim przeprowadziła Grażyna Banaszkiewicz.
Cały wywiad do przeczytania w 4/2015 numerze “Wyspy”