15 mar

Wojciech Kaliszewski: Wiersze nie tylko o miłości

Maciej Cisło, Kochaina. Wiersze używane i nowe, Wydawnictwo Nowy Świat, Warszawa 2006, s.96.  

Tytuł nowego tomu wierszy Macieja Cisły „Kochaina” ma niewątpliwie konceptualny rodowód. Oto słowotwórcza innowacja wzmocniona fonetycznym podobieństwem – opartym na wymianie dosłownie jednej spółgłoski – krzyżuje w nim znaczenia w sposób żartobliwy, ale i zaskakujący. Jesteśmy zdziwieni. Ale ostatecznie skojarzenia mogą poruszyć tylko naszą wyobraźnię i wzbudzić oczekiwania lektury wierszy równie niezwykłych jak samo słowo tytułowe.
Cisło lubi gry etymologiczne, język jest dla niego źródłem energii potrzebnej do wyrażania tego co zmienne: obrazu świata ogarnianego zmysłami. Połączenia, zestawienia,współbrzmienia rozpędzają język poety, otwierają wciąż nowe perspektywy, ale – paradoksalnie – Cisło w tej lawinie skojarzeń i znaczeniowych zderzeń szuka prawdy, szuka trwałego punktu oparcia. Dlatego bada przestrzeń między słowami, szuka w ich wnętrzu, zdaje się śledzić czas, w którym wypowiedziane słowo dociera do drugiego. Ale przede wszystkim stawia pytanie: jak mnie słyszysz i czy mnie w ogóle słyszysz? Potrzeba kontaktu i znajomość kodu jest dla Cisły kwestią wielkiej wagi.
„Kochaina” ma jednak wyraźnie określonego, wskazanego w dedykacjach, adresata. Jest nim kobieta,żona, poetka. Wiersze, jeden po drugim układają się w  liryczną inwokację właśnie do niej – do tej, za sprawą której:

Inkarnowany w Twoim ciele,
zyskuję prawdziwe istnienie,
jak duch, co dotąd nie mógł sobie znaleźć formy.

To wyznanie jest też opowieścią o drodze do spełnienia, ma więc charakter epicki. Żona to źródło i cel, jedno w drugim, całość sprzyjająca narodzinom i odrodzeniu. To za jej sprawą bohater zdobywa podmiotową godność i może o sobie powiedzieć: oto jestem.
Odkrycie siebie samego w drugim ma swoje oparcie w uczuciu. Miłość daje siłę, która zmienia wszystko. I dlatego jeśli się o niej mówi, to trzeba mówić do końca i „bez wstydu”.
Wiersze Cisły o miłości brzmią jak radosna kantata, są śpiewem pochwalnym. Jego bohater wytrwale wspina się, podąża do celu ze świadomością wstępowania w przestrzeń szczęścia zaznanego w konkretnym miejscu i w konkretnym czasie. Dlatego jego słowa mają siłę fizycznego dotknięcia, budują więzi bezpośrednie, zmysłowe. I takie motywy dominują w „Kochainie”. Ale dosłowność i zmysłowość nie są tym, co bez reszty wypełnia świat w poezji Cisły. To jest świat stworzony na wzór bytu prawdziwego, niedostępnego, niestety tu i teraz. Świat zmysłów jest zatem światem „ratunkowym”, dramatycznie naznaczonym, światem do śmierci dążącym, ale do końca tę śmierć jakby zasłaniającym:

Choroba miłości, dobrze leczona, nigdy się nie kończy.
Umrzyjmy kiedyś w swoich objęciach,
przychodząc na Tamten Świat jako bliźnięta.

To wielkie uczucie, jakim jest miłość do drugiego człowieka, wciąż zbliża się do spełnienia, ale ręka poety zastyga i  wstrzymuje się przed dopisaniem ostatniej strofy. Cisło chciałby ten stan miłosnego uniesienia przedłużać w nieskończoność. Jego bohater gotowy jest podporządkować się całkowicie i bez reszty tej, którą kocha. To ona jest tutaj rozdawczynią ról, ona rządzi czasem:

Jestem jak jednobiegunowy magnes;
wiem, że takie nie istnieją – ale ja istnieję
i składam się z samej miłości do ciebie!

W tych słowach zawiera się – mimo ogromnego ładunku uczuciowego – niebezpieczeństwo całkowitego porażenia i zapewne wbrew intencjom: zniszczenia miłości. Bez napięcia, bez polaryzacji ładunków miłość wyczerpie swą energię. To grozi klęską. Przed nią Cisło się broni.
Paradoks miłości i śmierci przywodzi na myśl metafizyczną zgodę przeciwieństw. Jest ona nieźle zadomowiona w poezji, zwłaszcza od czasów baroku. Cisło ma tego świadomość, jest poetą, który ma dobre rozpoznanie tradycji i – wbrew pozorom – jest do niej bardzo przywiązany.
Odpowiedzią na działanie miłości pochłaniającej, zmysłowej, spod znaku ziemskiego amora staje się się przywołanie motywu wiersza jako formy pokonującej czas i nicość:

Wymyślonych zostało wiele dowodów
na istnienie bogów.
A ten mój wiersz – o ile to jest wiersz –
chciałby być tylko skromnym
dowodem na istnienie mnie”.

To fragment wpisanego w wiersz cytatu-odpowiedzi, fragment dialogu poety z żoną. Cisło wprowadzając mowę niezależną celowo uobecnia w swoich wierszach postać poety.Pozwala to na podjęcie ważnego, autotematycznego wątku. Fenomen poezji i poetyckości zawsze interesował Cisłę.  Wiersz powstaje, bo – powiada Cisło – rośnie w nas potrzeba wypowiedzenia tego, co się nagromadziło. Pisanie wiersza jest ciagłym poszukiwaniem, jest przechodzeniem od potencji do aktu, jest uaktywnianiem stanu przeczuwania i napięcia. Ale to dobieranie słów nie jest czynnością prostą, nie polega na sięganiu do słownika i gramatyki. Poeta jest ślepcem, szuka po omacku, trafia lub nie:

W pół drogi między muzyką i myślą:
szukam rytmów do słów,
a jednocześnie słów do niemych rytmów,
które we mnie żyją.

Dlatego nie wszystko, co przeżyte i pomyślane staje się pełnym wierszem. Często pozostają tylko ich początki, fragmenty, okruchy i zakończenia. Wiele konstrukcji poetyckich rozsypało się. Poeta szuka więc w procesie twórczym wsparcia. Nieprzypadkowo „Kochaina” jest jakby wielogłosem złożonym także z wersów zapożyczonych przede wszystkim z wierszy żony-poetki.
Pogoń za słowem rzetelnie przylegającym do przeżycia, słowem prawdziwym i wiarygodnym czyni z poety człowieka niespokojnego, nieufnego, pragnącego przebić się przez powtórzenia i tautologie. Oczyszczanie językowego pola znaczeń ma więc wartość czynności prawdziwie filozoficznej, pozwalającej stanąć przed rzeczywistością. Wiersz jest wówczas ostrzem trafiającym w sedno sensu.
Inna funkcja wierszy łączy się z namiętnością kolekcjonera. Poeta gromadzi to, co dzieje się dookoła, utrwala i zapamiętuje. Tak rodzi się swoista rupieciarnia, do której można sięgnąć i zajrzeć. Tam jest wszystko. Ale to także przestrzeń niezwykła: „kraj niespotkań dokonanych”. Prowadzi do niej kręta droga wspomnień z kolejnych lat życia – to przestrzeń sentymentalana.
Cisło jest także poetą pracowicie chwytającym sytuacje i epizody codzienności, poetą wędrującym i zawsze ciekawym świata i ludzi. Każde spotkanie może być – powiada – pożyteczne i pouczające. Nikt przecież nie jest samowystarczalny i ani sam sobie nie pomoże, ani sam wyzawniom nie podoła. Obecność drugiego naprowadza uwagę poety na stronę bierną, która ujmuje nas w sytuacji podlegania czynności:

Żyję i jestem żyty
Serce samo bije trawi się samo i oddycha
Śnią nas powszechne sny natury

Prawa natury, poznawane i oswajane, uczą pokory i wyznaczają człowiekowi jego miejsce. Ale z drugiej strony Cisło przeciwstawia się prostemu determinizmowi, jego bohater jest sam dla siebie znaczącym światem. Takich sprzeczności w poezji autora „Kochainy” jest więcej. To one wywołują napięcia i sprawiają, że wiersze Cisły zaskakują odbiorcę. Poeta widzi skutki ścierania się sprzeczności we wszystkim, także w sobie:

Żyjąc – umieram; umierając – osiągam żywot wieczny:
sam sobie stoję ku pomocy na przeszkodzie.

Zmysłowość i duchowość, niczym u barokowych metafizyków, tworzą koło egzystencji bohatera „Kochainy”. Raz czuje się on bytem samodzielnym i niezależnym, a innym razem podkreśla sieć łączących go ze światem relacji. Wszystko jest w ruchu, podlega tworzeniu i niszczeniu, „życie to ruch”. Tak, powiada Cisło, rodzi się dzieło. Wszelkie dzieło, w tym także poetyckie, jest z ruchu i w jednej postaci trwać bez końca nie może. Są narodziny, jest życie, miłość i rozpacz, poszukiwanie i uspokojenie, jest wreszcie śmierć i jej pieczęć – kamień nagrobny i poza nim wejście w czyjąś życzliwą pamięć. O nią warto i trzeba zabiegać.
„Kochaina” to zbiór wierszy połączonych ze sobą organiczną więzią losu bohatera, który nie czyni jakiejś wielkiej spowiedzi, nie poddaje się osądowi, nie żąda wyroków, ale po ludzku mówi: żyję, jestem, tworzę i błądzę.