Wojciech Kaliszewski: Pisanie dźwiękami
Piotr Wierzbicki, Migotliwy ton. Esej o stylu Chopina, Wydawnictwo Sic!
Niezwykłe, a zarazem tak rozpoznawalne brzmienie fortepianu: jego siła i objawiająca się nagle bezradność, prowadząca do granicy ciszy. Chopin trafiał w takie napięcia, które innym się nie zdarzały. Odkrywał ścieżki wokół których dźwięki układały się według sobie tylko wiadomych wzorów i on te wzory rozpoznawał bezbłędnie. Styl Chopina był po prostu Chopinem. Był tym, co działo się w nim samym, w jego wnętrzu, co go niepokoiło i co dawało mu poczucie ulgi i wyzwolenia To jest coś nieprzemijającego, coś, co można zatem usłyszeć i odtworzyć, i do czego można się odwoływać. Trzeba tylko z pasją tropić te trwające w czasie ślady. Styl Chopina jest syntezą tego, co człowiek niesie przez świat, co każdy z nas – nie będąc artystą – daje światu w rozproszeniu. Myślę tak po lekturze eseju Piotra Wierzbickiego właśnie na temat stylu Chopina. „Migotliwy ton. Esej o stylu Chopina” każe mi spojrzeć na siebie, każe mi odpowiedzieć na pytanie, jak ja słucham muzyki i jak rozpoznaję styl ponad zmysłem słuchu. To są cenne inspiracje, warte trudu lektury.
Książka Wierzbickiego ma także swój własny, wyjątkowy styl. Tworzy go ostrość i wyrazistość języka, a także widoczne w wielu miejscach zniesienie dystansu miedzy narratorem a bohaterem. Ten pierwszy staje się jakby cieniem śledzącym Chopina, jest przy nim blisko, znajduje się tuż obok. Podkreślona w warstwie narracyjnej bliskość pozwala Wierzbickiemu analizować Chopinowskie formy muzyczne w sposób bezpośredni. Układy dźwięków, współbrzmienia, tempo, wariacyjność tematów miały swoje przyczyny, nie były przypadkowe, łączyły się pod wpływem nastrojów, olśnień i biegu myśli kompozytora. W muzyce odciska się więc ta bardzo osobista – humanistyczna – mapa ogarniająca postać Fryderyka Chopina. Zadziwiające jest to, że między tymi dwiema sferami, miedzy muzyką i osobą istnieje tak ścisły związek, taka jedność.
Kompozycje Chopina nie wynikają z założeń wielkiej – na przykład na miarę przewrotu dokonanego w muzyce przez Bacha – strategii muzycznej. To było podejmowanie indywidualnych, osobistych wyzwań, ale to była także potrzeba – paradoksalnie zaskakująca – zagłuszenia metafizycznej perspektywy. Bo kwestie życia i nieśmiertelności, szczegółu i perspektywy kosmicznej, trwania i przemijania kompozytor przepracowywał i korzystając ze stylistycznych możliwości, przesłaniał tym, co było dla niego samego najważniejsze. Chopin czuł muzykę tak, jak czuł sam siebie, grał tonami w przestrzeni fikcyjnej, a przecież zmysłowo doświadczał wrażeń płynących ze świata. W tytule swojego eseju Wierzbicki uchwycił coś bardzo ważnego: migotliwość Chopinowskich tonów to stan jego ducha i intelektu. Można powiedzieć, że Chopin przegryzał się przez swój czas z poczuciem jakiegoś bolesnego niedokończenia i męczącej otwartości, z poczuciem trudnego losu inteligenta. Klawiatura była w tym wszystkim wyzwaniem, z jakim porządek staje naprzeciwko żywiołu. Współbrzmienia wychodzące spod palców stanowiły więc objawieniami, ujawniały coś, co można było przestudiować, przećwiczyć, poddać krytyce, zaakceptować lub zniszczyć.
Chopin był świadkiem swojego czasu, ale był także jego aktorem, wchodził w role, starał się być zauważany, starał się zaistnieć w swoim otoczeniu. Scena po scenie, słowo po słowie muzyka chwytała i przetwarzała te jego wysiłki. Było w tym działaniu także wiele świadomego przestrajania tonacji i wyrafinowanej zabawy bywalca salonów. Ale było w tym również nie zawsze i nie do końca rozpoznanie własnego miejsca. „Dżentelmena – pisze Wierzbicki – trzymają się żarty. Prawdziwe. Żeńskość wygadała się z sekretu. Ale jakimż to cudem w owym artyście przedwcześnie dojrzałym i do tego wyjątkowo wprost praktycznym, targującym się z wydawcami o wysokość honorariów, zadręczającym swych przyjaciół niekończącą się litanią zleceń wydawniczych, mieszkaniowych, zakupowych (tapety, firanki, raczka z masy perłowej do drapania głowy…) mogła się przybłąkać dusza dziecka?” Była w nim i dusza dziecka, i dusza dojrzałego, wybiegającego poza horyzonty swojego czasu artysty.
Chopin widział świat w biegu. W nim samym trwał także nieustający wyścig. Zmieniały się miejsca, odmieniała przestrzeń, upływał czas. To było wieczne porzucanie samego siebie. Dramat pogoni. Być może, powiada Wierzbicki, gdyby nie popychający kompozytora wciąż dalej splot dziejowych okoliczności, byłby tworzył w „mozartowskim tonie”. Tak się nie stało i wkrótce jego muzyka zaczęła zwracać uwagę swą różnorodnością rozwiązań i pomysłów, nagłych zwrotów i wybuchów. Wierzbicki gromadzi i piętrzy określenia tych działań: „Szaleństwo. Ekstremizm. Burzycielskie opętanie. Drwina z formy. Amorfizm totalny. Bezczelna, nienawistna prowokacja. Anihilacja dystansu. „Było” przemienione w „jest””. Chopin ryzykował, igrał z nastrojami i modami i miał rację. Ujawniał to, co działo się w jego wnętrzu, odkrywał się w swojej muzyce. Został w niej, kiedy mody i nastroje dawno już przestały cokolwiek znaczyć.
Konstrukcja eseju Wierzbickiego opiera się na lakonicznych analizach cech poszczególnych dzieł Chopina. Ballady, scherza, nokturny, polonezy pojawiają się przed nami w coraz to innych konfiguracjach, oświetlają się wzajemnie i toczą dialogi. Wierzbicki doskonale wyczuwa zmiany rytmu, przyspieszenia i zwolnienia, rozumie wibracje i pauzy. W pewnym miejscu napisze nawet: „Styl Chopina to konstytuować się i wyrażać poprzez p o m y s ł”. Rozwija to dalej w akapitach śledzących rozwiązania kompozycyjnych problemów, przed którymi Chopin stawał. Wymiar tych rozwiązań jest na wskroś intelektualny. Dzięki niemu wrażenia mogły układać się w muzyczne narracje. Pomysł „współodpowiadał” jakby za całość formy wraz z poczuciem piękna. A ono nie zawsze godziło się z harmonią. Każde ucho słyszy w muzycznej konstrukcji co innego, każde szuka piękna na swój sposób i wedle swoich możliwości. Wierzbicki pisze o tym tak, jak sam słucha Chopina: z uwagą i napięciem, z – powiedziałbym nawet – poświęceniem. Bo Chopina tak naprawdę nie można słuchać inaczej.
Muzyka Chopina oddziaływała na wyobraźnię, uwodziła, otwierała przed słuchaczami przestrzenie, które znane są i bliskie z codziennych doświadczeń każdemu. To była tajemnica form Chopinowskiej muzyki. Tajemnica jego stylu, możliwego i spełniającego się dzięki niepowtarzalnej konstrukcji indywidualnej wrażliwości.
Esej Wierzbickiego o „migotliwym tonie” Chopina odsłania to, co żywiołowe, ale i racjonalne i co wyznaczało kierunki Chopinowskich kompozycji, wyrażających przede wszystkim świat własnych, osobistych problemów kompozytora. Wierzbicki dotknął tutaj w ogóle niezwykle ciekawej kwestii sztuki jako ekspresji osobistych przeżyć twórcy żyjącego tu i teraz. To się zaczęło w XIX wieku właśnie w czasach Chopina. Zwroty w sztuce brały się odtąd z pozornie błahych i drobnych wydarzeń biograficznych, refleksji i skojarzeń, a nie – jak wcześniej – z poczucia urzeczywistniania uniwersalnych idei. Chopin, powiada Wierzbicki, nie mógł już pisać tak, jak Beethoven. Pisał za to tak, jak rozumiał siebie i swój świat widziany z bliska, z okien hotelu, dyliżansu i salonu. Pisał tak, jak czuł i pisał inteligent, wkraczający właśnie paryskim bulwarem i warszawską ulicą na scenę historii.