Piotr Pieńkosz: Pilch o życiu, chorobie i świecie
Jerzy Pilch, Drugi dziennik. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013
Od pierwszej części książkowego Dziennika Jerzego Pilcha, opublikowanego w 2012 roku, zmieniło się wiele. Pisarz przeniósł się ze swoimi przemyśleniami publikowanymi w odcinkach z zamkniętego w zeszłym roku „Przekroju” do „Tygodnika Powszechnego”, a gdy postanowił zebrać wszystkie części razem w książkę, zadania podjęło się Wydawnictwo Literackie, a nie – jak przy pierwszym Dzienniku– Wielka Litera. Zmienił się również sam Pilch. Zaczął więcej pisać o swoim życiu, a styl, w jakim to robi, stał się bardziej mroczny. O ile więc pierwszy Dziennik przypominał raczej zbiór felietonów, o tyle najnowsza książka Pilcha to już rzeczywiście, jak sugeruje tytuł, w dużym stopniu pamiętnik inteligenta. Oczywiście i teraz nie brakuje tu przemyśleń autora na temat różnych spraw społecznych i politycznych, ale jest ich jakby mniej. Wśród tych ostatnich znajdziemy jednak perełki, jak chociażby dosadne podsumowanie polskiego sportu: „Piłka nożna to jest gra, w której bierze udział 22 mężczyzn, a i tak zawsze przegrywają Polacy”. Inny przykład: Pilch gorzko recenzuje prawicową „Gazetę Polską”, której stałym tematem od trzech lat jest analizowanie tragedii prezydenckiego samolotu z 2010 roku: „(…) w każdym numerze niezbity dowód zamachu w Smoleńsku i kilka potwierdzających ten zamach poszlak nie do obalenia. Czytasz dzień w dzień identyczny zestaw i nagle uświadamiasz sobie, że takiej ilości niezbitych dowodów, jaką ma zamach, nie ma ani prawo ciążenia, ani teoria względności, ani nic w ogóle”.
Chociaż Pilch doskonale sobie radzi jako jedoosobowy ośrodek społeczno-kulturalno-politycznych analiz, to – jak wspomniałem – nie one dominują w Drugim dzienniku.
Ustępują miejsca wpisom dotyczącym refleksji nad własnym bytem na Ziemi. Autorem targają egzystencjalne przemyślenia o życiu i śmierci wywołane dręczącą go chorobą Parkinsona. W Drugim dzienniku dużo jest rozważań o cierpieniu, słabościach ludzkiego ciała oraz dojmującej starości. „Ta choroba nie zna ani rozejmu, ani chwilowego zawieszenia broni, ani chwili ciszy przed salwą, ani odliczania kroków przed pojedynkiem. Nawet trudno mieć pretensje, w końcu choroba nie dżentelmen – nie umie się zachować. Ale jak się ten parkinson zachowuje, to przechodzi ludzkie pojęcie” – pisze Pilch. I choć czasem próbuje o chorobie wspominać z humorem, to z całości rozważań wyłania się człowiek pełen obaw i niepewności, która towarzyszy ludziom chorym. „Nawet jak jest w miarę normalnie, łażę z nudną pewnością, że zaraz mnie ogarnie mulista kadłubowość, ciężkie i jak we śnie nieuchwytne poczucie braku”. A jeśli tak, to nic dziwnego, że wiele wpisów przyjmuje postać rozliczenia pisarza z przeszłością. Pilch wspomina lata młodości, pisze o zawartych przyjaźniach i rodzinnych perypetiach. Podsumowuje, co mu się udało, a co nie, bo – jak zauważa – choroba wyostrza spojrzenie na świat. Niewątpliwie książka ma niezwykle intymny wymiar, a za tę szczerość autorowi należy się po prostu szacunek. Kto wie, być może dziś, gdy Pilch wskutek choroby aż nadto przyswoił sobie świadomość kruchości życia, te autobiograficzne wątki zdominują całą jego dalszą twórczość.
Wszystko to sprawia, że Drugi dziennik – w porównaniu z pierwszą częścią – jest bardziej melancholijny i takowy nastrój wywołuje u czytelników w czasie lektury. Mimo to warto na chwilę się zatrzymać, by razem z Pilchem podjąć refleksje o przemijaniu. Po takiej medytacji naprawdę można nieco inaczej spojrzeć na otaczający nas świat.
Tym, co u Pilcha się nie zmienia mimo upływu lat (na szczęście!), jest doskonała gra słowem. Kunszt, z jakim autor posługuje się językiem, ukazuje potęgę tego pisarskiego narzędzia. Udowadnia, że nie trzeba zamykać się w wyuczonych na lekcjach polskiego schematach. Wręcz przeciwnie, warto zagłębić się w bogactwo figur retorycznych. Trudno stwierdzić, czy ów charakterystyczny styl przychodzi autorowi z lekkością, czy jest efektem ciężkiej pracy, ale czyta się to znakomicie. Słowny popis Pilcha stanowi odskocznię od codziennego, zbanalizowanego ojczystego języka obecnego w przekazach medialnych. Gotowi na literacką ucztę?