20 lip

Maciej Duda: Porządki w heterotopii

Joanna Bator, Rekin z parku Yoyogi. Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2014

Zbiory tekstów, opowiadań czy reportaży są niewdzięcznym tworem wydawniczym. Nie dość, że niedocenianym przez wydawców, to jeszcze często pomijane w omówieniach i opiniach recenzentów. Jeszcze gorzej, kiedy taki zbiór wydaje ceniony, czytany, nagradzany pisarz/pisarka – tak jak ma to miejsce w przypadku Rekina z parku Yoyogi Joanny Bator. Po jej powieściowej trylogii wielu czytelników i czytelniczek zachęconych historiami powołanymi do życia przez Bator z pewnością sięgnie po tom zbierający eseje i reportaże jej autorstwa, tak działa magia nazwiska na okładce.
Nie chcę w tym momencie być uszczypliwy czy ironiczny, nie czepiam się też mechanizmów wydawniczych, w końcu nie idzie o to, by udawać, że czyjaś książka nie jest czyjąś książką. Próbuję tylko zaznaczyć, że wydany w tym roku zbiór reportaży na temat Japonii, jej mieszkańców i kultury jest książką zupełnie inną niż trzy poprzednie publikacje autorki. Nie tylko dlatego, że poprzednie publikacje są pełnokrwistymi powieściami, a Rekin z parku Yoyogi jest zbiorem kilkustronicowych tekstów, które nie fundują nam tak zapadających w pamięć bohaterek jak poprzednie opowieści. Raczej dlatego, że język, do którego przyzwyczaiła nas pisarka, ulega zmianie. Wydaje się, że wybór struktury – krótkie teksty ułożone w trzy części – wyznacza tutaj zupełnie inne narzędzie opisu.
Język Rekina… nie jest potoczystym, zakręcającym, wydającym dźwięki, czasem męczącym i stawiającym opór tworzywem. Tutaj czytelnik nie zatrzymuje się nad frazą, odgadując, czy decydując, który poziom komunikatu jest dla niego najistotniejszy. W przypadku reportażu autorka wybiera relację prostą, niemetaforyczną, jakby wyzbytą funkcji metajęzykowej, warstwy naddanej. Robi to oczywiście z premedytacją. Można by stwierdzić, że reportaż powinien być napisany obiektywnie, językiem przeźroczystym, opisowym, powinien rejestrować fakty, a nie opinie – można szukać powinności reporterek/ów i skupiać się na próbach obiektywności, w którą nikt już nie wierzy. Wydaje się jednak, że w tym wypadku nie o to idzie. Jeśli zestawi się temat i narzędzie opisu, to odpowiedź dotycząca wyboru narzędzia w przypadku tworzenia Rekina…stanie się prostsza.
Już tytuł tej książki pokazuje, że świat, w który zabiera nas autorka, nie przystaje do świata, który widujemy lub o którym czytamy na co dzień. Raczej nikt z nas o poranku nie znajduje w parku wielkiego rekina łososiowego. „W lutym tokijscy policjanci znaleźli rekina w parku Yoyogi. Dowiedziałam się o tym nad miską z ryżem i surowym tuńczykiem, który stanął mi okoniem w gardle” (s. 13) – napisała autorka. To zdania otwiera tom zbierający japońskie teksty. Zdanie, które chce się czytać wielokrotnie, gdzie gra z frazeologizmem iskrzy świeżością, jak na tuńczyka przystało. Niestety wydaje się, że dalej autorka porzuca językowe komplikacje, zdając się na rzeczywistość, na swoje zadziwienie i niesamowitości, jakie funduje jej bycie w Japonii. Owe niesamowitości obserwujemy w każdej części z wyższego stopnia wtajemniczenia. Nagle pojedyncze zdziwienia zmieniają się w alegorie, które na końcu stapiają się w heterotopię. Wszystko według definicji autorki przytoczonych we wstępie oraz według tytułów kolejnych trzech części. O tym jednak za chwilę.
Wracając do początku, wracam do języka. Szukając kolejnego oparcia dla wybranego przez autorkę narzędzia opisu, czytelnik/czka natyka się na figurę Murakamiego, który (a częściej w formie napisanych przez siebie tekstów i stworzonych bohaterów) pojawia się w zbiorze Bator. Autorka Chmurdalii wielokrotnie odnosi się do opinii recenzentów na temat książek Murakamiego, wraca do zapisów dotyczących jego języka, dzieli się z nami też swoimi wrażeniami z lektury jego książek. Płaskość, brak głębi, zabawy językiem, czyli tzw. wady, które wielokrotnie odnotowywali profesjonalni czytelnicy Murakamiego dla Bator są funkcją kodu, który daje nam dostęp do równoległych światów opisywanych przez japońskiego prozaika. Tak jakby chciała napisać – nie można udziwniać tego, co nas zadziwia. Ten trop także staje się podstawą jej języka. W tym wymiarze ważna wydaje się również deklaracja o konieczności porządku, segregacji. Tu jednak już poza strukturą formalną znajdziemy także fabularne odsłony japońskiej kultury, która Japonki i Japończyków uczy porządku – nawet w czasie trzęsienia ziemi i tsunami.
Rekin z parku Yoyogi jest drugim zbiorem esejów i reportaży o Japonii Joanny Bator. Poprzedni, jak sama pisze, miał być dowodem pierwszych spotkań z obcym krajem, kulturą, ludźmi. Drugi ma być „efektem zagęszczenia opisu”. Samo pisanie stanowi dla Bator odruch mapowania, odnajdowania się w rzeczywistości, poznawania i umieszczania siebie w danej strukturze. Ten naturalny gest zostaje w jej przypadku pogłębiony sporą wiedzą oraz refleksją na temat teorii kulturowych i procesów poznawania innej kultury. Bator dokładnie wie, jak nie napisać książki o tzw. prawdziwej Japonii. W jej tekstach nie podążamy za gejszami, nie przypatrujemy się kwitnącej wiśni, nie potwierdzamy bytów zamieszkujących imaginarium naszej zbiorowej wyobraźni, nie otwieramy szuflady z napisem pamiątki z Japonii. Bator nie jest naszą przewodniczką po egzotycznej, innej kulturze, która jest tak dziwna, że aż piękna. Swoimi tekstami nie potwierdza żadnych przeświadczeń, stereotypów, wprost przeciwnie.
Japonia, którą oglądamy, to kraj, w którym trzęsie się ziemia, wyspy zalewa tsunami, atomowe elektrownie wybuchają. Jednocześnie to cisza, spokój i porządek, w którym tylko uważna i znająca kontekst obserwatorka zauważy niuanse zmian w codziennych zachowaniach autochtonów. Japonia Bator to kraj, w którym Godzilla jest stworem melancholijnym, symbolem pamięci, który co kilka lat powraca w nowych odsłonach. Japonia Bator jest miejscem niesamowitym, w którym to, co wydaje się dla nas zwykłe – nasze, codzienne, polskie, normalne, zwykłe, tradycyjne – zostaje odbite jak w krzywym zwierciadle, dzięki temu zyskuje nową twarz. W ten sposób, przyglądając się kulturze japońskiej, możemy kolejny raz przyjrzeć się samym sobie, własnej kulturze. Podobnie czyni Bator. Cały czas interesuje ją kontekst polski czy słowiański zestawiony z japońskim. Nie poddaje ich jednak porównaniu czy hierarchizacji. W żadnym stopniu nie bawi się w kolonizatorkę, nie relatywizuje też kulturowych założeń. Zwraca uwagę na własne ograniczenia, jak w przypadku obserwacji współpasażerów na lotniku, których podejrzewa o terroryzm tylko dlatego, że wcześniej sama padła ofiarą – nasłuchała i naczytała się uprzedzonych opinii, które ostrożność przeobraziły w fobię, w opisywanym przypadku w islamofobię. To zaleta opowieści Bator – rozdzielenie założeń danej kultury, z którą się możemy nie zgadzać, oraz emocji i uprzedzeń powstających dzięki wszechobecnym komunikatom i obrazom budującym w nas niepokój i strach.
Podróżując i mapując, autorka często powtarza prosty i niezawodny schemat: sprawdzam, czy to na pewno jest tak, jak ja to postrzegam, sprawdzam, dlaczego ja to postrzegam właśnie tak. „[…] nie tylko badawcza ciekawość sprawiła, że wracam tu od lat. Fantazja obcowania z «prawdziwą Japonią» dotyczy również mnie, z całą świadomością, czym jest i skąd się wzięła. Jednak szukam jej w nieco innych miejscach niż tradycyjni japonofile. Szukam jej w heterotopicznejAkibie” – napisze Bator, wskazując dzielnicę, bohaterkę ostatniej części Rekina…, w której próbuje przyjrzeć się zjawisku moe i otaku. Wielokrotne tekstowe powroty do obu tematów coraz bardziej splątują nasze doznania poznawcze. W ten sposób tworzy się kłącze i heterotopia jednocześnie, a autorka, nie tylko na przykładzie działań Murakamiego, ale też swoim własnym działaniem/pisaniem, pokazuje nam, że tzw. super płaska (superflat) kultura, taka, która ma być pozbawiona hierarchii, staje się doskonałym narzędziem artystów japońskiego neopopu, którzy „świadomie używają tych samych narzędzi, co twórcy anime i mangi. Infantylizm, kicz i amatorszczyzna stają się jednak w ich rękach postkolonialnym narzędziem. Dzięki niemu wprowadzają różnicę w «superpłaski» świat, rozsadzając go od wewnątrz w jeszcze jednej eksplozji, które tak lubi japońska popkultura.” Ta konstatacja spina narrację o Japonii Joanny Bator. Wydaje się, że dotrą do niej ci, którzy są wytrwałymi podróżnikami albo trenowali wcześniej na książkach Murakamiego, bo ów super płaski zapis pozoruje nieważność, na którą łatwo się nabrać.