Karol Samsel: Zmieszanie
Jacek Kukorowski, Tagi. „Zeszyty Poetyckie”, Gniezno 2011.
W posłowiu do Tagów Dawid Jung starał się dokonać swoistej anty-ekspozycji poety. Jacek Kukorowski był w jego oczach autorem osobnym, outsiderem, twórcą refugialnym, „dalekim od profetyzmu i skrajnego deklaratywizmu”. O samym debiucie Jung pisał jeszcze językiem literackiego wzoru: „Jest w tej książce coś z miłoszowskiego głodu, nienasycenia, prześmiewania naszych ułomności i wad, jednak ars poetica Kukorowskiego częściej posługuje się trawestacją historii niż próbą jej analiz”. Stąd należałoby wywieść tagowanie – konstatował redaktor „Zeszytów Poetyckich” – odyseje myśli skrócone do wpisania słowa-klucza w przeglądarkę Google Chrome. Historiozofię zamkniętą w klawiszu Enter.
Rzeczywiście tak jest. Technokracja, demitologizacja, w tle kultura rolna i dziedzictwo ziemi – tematy wierszy Kukorowskiego wydają się efektem przerażającej, cywilizacyjnej syntezy. Obiektem tagowania może stać się wszystko: studnie Wołynia, pług rotacyjny, oczka rajstop i pękający napletek. Czym jest jednak sam tag? Choć Kukorowski nie udziela żadnych wskazówek, mimowolnie konstruuje odpowiedź. Tag uwalnia się wraz ze śmiercią, staje się częścią historii świata, rekwizytem refugialnego uniwersum, śladem na wysypisku. Momentem historycznym w dziejach człowieka jest nie sam moment tagowania, lecz chwila, z którą tag uwalnia się od powierzchni, którą tagował. To ślad, pamiątka, resztka i dar decydują o naturze humanizmu w dziejach kultury, nie powierzchnie, które zakrywa się ziemią. Zabicie małej Ryfki w wierszu czterdzieści dwa jest dla zabójcy momentem świątecznym. Dzięki niemu bowiem można zbezcześcić zwłoki, okraść powierzchnię z pamiątek, dopiero co uwolnionych tagów:
przez ściany
początek udanego dusznego dnia
kiedy mała ryfka przynosi owoce
wybiega przez drzwi
odbezpieczam pistolet
pomożesz mi potem
pozbieramy pamiątki
(czterdzieści dwa [et in arkadia ego])
Tomik Kukorowskiego nietrudno zaliczyć do książek okrutnych. W naturze tagu tkwią bowiem pierwiastki bestialstwa grożące nowymi, coraz bardziej wyrafinowanymi wykwitami. Kukorowski instrumentalizuje XX-wieczne doświadczenie konfliktów narodowościowych, czyniąc z tematu prześladowań i exodusu wyłącznie pretekst do opisu współczesnej cywilizacyjnej paranoi. To w istocie przewrót w myśleniu o tzw. poezji historycznej, jej frapująca instrumentalizacja. Zjadanie języków w wierszu miasta (I) tylko pozornie służy obrazowaniu miasta zwanego twierdzą narodów, Wrocławia lat 40. XX wieku. W rzeczywistości ma za zadanie ukazać głód ludzki jako stan najwyższego napięcia, w którym człowiek byłby w stanie nawet unicestwić w sobie tag. Zjeść pamiątkę po sobie, odgryźć i połknąć język: „o głodzie powinno się mówić / gdy ludzie zaczynają zjadać języki”.
Powróćmy do kwestii kluczowej. Czym mogłyby być tagi dla artystów „obszarów refugialnych” takich, jak Władysław Hasior, Tadeusz Kantor, w końcu – Jacek Kukorowski? Czy swoistą odmianą tagowania nie jest w Akropolis Jerzego Grotowskiego gra skrzypka otępiałego od ekstazy? A co jeśli tag jest, najprościej rzecz biorąc, duszą uwięzioną w ciele? „Złączoną, ale niezmieszaną”, jak uznawał Nemezjusz z Emezy:
A biorąc pod uwagę, że dusza jest życiem, gdyby zmieniła się przez zmieszanie z ciałem, stałaby się czymś innym i przestałaby być pierwiastkiem życiodajnym. A nie wyposażając ciała w życie, cóż wnosiłaby do tego ciała? […] Tak więc dusza z jednej strony jest złączona z ciałem, a z drugiej nie jest z nim zmieszana. […] Nie implikuje to jednak żadnej konfuzji, co widać stąd, że dusza – nie przestając utrzymywać ciała przy życiu – potrafi się odeń oddzielać, i oddzielając się prowadzi sobie właściwą aktywność: we snach przewiduje przyszłość i obcuje z innymi myślowo poznawanymi jestestwami.
Jeśli kiedykolwiek Kukorowski odwołałby się do Nemezjusza, musiałby go zanegować. Wydaje się, że zdanie Junga należy wzmocnić – w uniwersum autora Tagów nie ostał się nawet szczątek platońskiego ogrodu. Wszystko bowiem uległo zmieszaniu. Everymanem poety nie jest już iluminująca dusza z plotyńskich Ennead, wstępująca ku szczytowi drabiny kosmicznej. Jest nim Martin Eden wyskakujący przez iluminator kabiny do morza i opadający na jego dno. W ciemności:
chuja wiesz o pierogach i kapuście
oraz ile procent wspólnych genów
mam z komarem którego właśnie zabiłem
zatapiając głowę w wannie
chuja wiesz
co mógł czuć martin eden
(chuj)