Jerzy Górzański: Zawsze będzie inaczej
Od dawna – „bez względu na ciężkie stosunki pieniężne”, jak mawiał Witkacy – chciałem napisać w niniejszej rubryce o Karolu Darwinie. Ktoś mógłby zapytać: dlaczego właśnie o Darwinie, a nie, dajmy na to, o kimś takim jak Maksymilian Robespierre. Na jego grobie widnieje napis: „Przechodniu, nie płacz nad moją śmiercią. Gdybym żył, to byłbyś martwy”. Ten przywódca Rewolucji Francuskiej (jeden z wielu) był w istocie tyranem, ulubieńcem ludu paryskiego. Wysłał na szafot przeciwników politycznych i arystokratów w takich ilościach, że do dziś się nie doliczono, ile głów ścięła gilotyna. Zresztą w 1794 roku sam padł ofiarą „rewolucyjnych ideałów” i „kichnął w trociny” (bo tak mawiano o straceńcach). Czyli Robespierre odpada – chociaż nie chciałem o nim napisać, to jednak napisałem. Taka logika.
Ale żeby przejść do Karola Darwina, do jego „doboru naturalnego”, czy do „pochodzenia gatunków”, albo do „najlepiej przystosowanego, który sam się wyżywi, tylko nie wiadomo, kto zapłaci za niego ZUS”, muszę zahaczyć o nadzwyczajne zjawiska przyrodnicze. Otóż niepozorne drapieżne zwierzątko, co się nazywa wyrak upiór – lubiące nocne polowania – ma większe oczy niż mózg. Wychodzi na to, że w ciemnościach przydatniejsze są ogromne oczy –mózg to tylko niepotrzebny balast. Bardzo ludzkie – widzieć i nie myśleć.
Kiedyś w sklepie z ptakami obserwowałem bajecznie kolorowe Amadyny –siedziały osobno, jak gdyby obrażone na siebie i milczące. Teolog Maks Picard zauważył, że „milczenie zwierząt jest inne niż milczenie ludzi”. A filozof John Gray twierdzi w rozprawie O milczeniu zwierząt: o idei postępu i innych współczesnych mitach (jeżeli wierzyć komentatorowi jego słów): „milczenie oznacza kontemplację: nie chodzi o to, by zrozumieć świat albo go zmienić, ale po prostu pozwolić mu być”. Czyżby to uogólnienie dotyczyło także ludzi? A może filozof przecenił ptaka.
W sąsiedniej klatce dwie mewki (wróblowate) przytulone do siebie, skubią sobie nawzajem piórka na główkach i podgardlach. Obok ryżowce (109 zł sztuka), bardziej rozpustne – można je trzymać w jednej klatce z mewkami, ale to się często kończy tak: ryżowiec samiec kryje mewkę samicę i z tych figli na trapezie rodzi się ptasia hybryda. Nawet Afrykańczycy, na widok takiej krzyżówki, zapytaliby:
– Ambapo ni kongoti?
Co da się przetłumaczyć:
– Gdzie są bociany?
Najlepiej zbliżyć się do Karola Darwina poprzez wyobrażenie. Wyobraźcie sobie wybrzeże Pacyfiku. Napotkany rybak (z twarzą pooraną płetwami kaszalota) rzuca więcej światła na kwestię „pochodzenia gatunków”. Oto (w wersji skróconej) wywód rybaka:
– Kiedyś było tu inaczej. Na przykład: zza zasłony mgły (zawsze najpierw tworzy się mgła) wyłaniały się postaci zasłużone dla rozwoju ludzkości, że wymienię choćby Karola Darwina.
Szedł Darwin prosto na mnie i grał na fagocie. A grał przeważnie o zmierzchu (w nocy cierpiał na bezsenność, ale nie marnował czasu i podglądał jak porusza się kapusta – w gazecie o tym pisali). Za nim górą ciągnęły ptaki, bo dołem podążały legwany i inne łuszczaki z Galapagos. Z ptactwa należałoby wymienić: skowronki polne, zięby, pokląskwy, trzmielojady, lelki kozoduje, żołny… A inne ptaki można znaleźć w internecie – www.darwin.pl.
– Czy rzeczywiście szedł Karol Darwin prosto na pana? – zapytasz ogorzałego łowcę rekinów.
– Prościutko. I jeszcze na dodatek zagadał mnie, jak normalny profesor: „A może, przyjacielu, pochodzeniowo zaczniemy raz jeszcze od małpy?” A ja mu na to: „Dlaczego nie. Pawiany się nie sprawdziły, to może goryle wyjdą na swoje”. Tu się Karol Darwin zasępił i rzekł: „Tylko nie wiem, czy lepiej pochodzeniowo zaczynać, wchodząc do Pacyfiku, czy raczej pochodzeniowo wychodząc z Pacyfiku?”
I z tego niezdecydowania jednak wszedł do morza, fala go zatopiła i wraz z nim ptactwo. Jedynie dudek (Upupa epops) się uratował, dzielna ptaszyna.
Ogólnie rybak miał rację. Kiedyś było inaczej, chociaż obecnie też jest inaczej i nadal będzie inaczej. Bo nigdy nie należy za bardzo wierzyć we własne możliwości – tak jak wierzył pewien facet z Seattle, który po pijaku nadział się na własny miecz, gdyż wydawało mu się, że jest wojownikiem ninja. W gazecie o tym pisali.