Jerzy Górzański: Kąpiel z krokodylem
Żarty z kalendarza. Nie należy ich lekceważyć – są jakimiś (nie zawsze śmiesznymi do rozpuku) przerywnikami w bezlitosnym procesie przemijalności. Oto jeden z nich:
Do wędkarza podpływa krokodyl:
– Biorą?
– Nie!
– To olej ryby, chodź się wykąpać!
Na ścianie w pobliżu bankomatu ktoś napisał: „Gdy bankomat połknie kartę, wtedy życie nic nie warte!” Faktycznie. Nic tylko zażyć kąpieli z krokodylem.
3. marca tego roku podobno obchodzono Międzynarodowy Dzień Pisarzy. Słyszałem, że hucznie – w Hondurasie. A dowiedziałem się o tym ciekawym pomyśle 8. marca z okazji Święta Kobiet. Skupiłem się bardziej na Święcie Kobiet – jedna z firm rzuciła na rynek, po niższej cenie, szminkę dla mężczyzn. Kupiłem, bo lubię się podobać mojej kobiecie. W dzisiejszym podzielonym świecie trzeba wymagać od poety odpowiedzialnej podzielności uwagi.
Według ostatnich sondaży większość Polaków nie czyta książek. Ale za to dzielna mniejszość czytelnicza zapieprza aż się kurzy. Żeby uniknąć kąpieli z krokodylem.
Terry Teachout w eseju o Adolfie Hitlerze pt. Kapral bohemy snuje refleksję natury ogólniejszej: „Słynną wypowiedź Shelleya «poeci to nieznani prawodawcy ludzkości» można interpretować także jako gorzką refleksję, że świat gotów jest w danej chwili brać poważnie zaledwie garstkę artystów.”
To znaczy: świat arbitralnie bierze garstkę artystów i powiada – to są poważni artyści. A reszta niech sobie popływa z krokodylami. Teachout zresztą to potwierdza: „Stosunek do całej reszty jest dość obojętny, zwłaszcza w wolnorynkowych demokracjach, gdzie nie ma naturalnego mechanizmu upowszechniania «sztuki wysokiej» pośród «mas». Niektórzy artyści akceptują swój stosunkowo niski status, znajdując dostateczna nagrodę w oddawaniu się swemu powołaniu”.
A czy mają jakieś inne wyjście? Oddają się swemu powołaniu (i to, rzec można, nawet stosunkowo), plując na nagrody. W jakimś amerykańskim filmie pisarka, z tych o niskim statusie, na pytanie przyjaciółki, dlaczego nie dostała nagrody za ostatnią powieść, odpowiada: „Nagrody są jak hemoroidy – w końcu każdy dupek je dostaje”.
Ponadto trudno powiedzieć, o jakiego „nieznanego prawodawcę ludzkości” chodziło Shelleyowi. Może, jak powiadają Niemcy, o Geheimschreibera (czyli tajnego pisarza)? Lepiej zostawmy to pytanie bez odpowiedzi, bo krokodyle zaczynają kłapać paszczami.
Luc Ferry, filozof, powiedział kiedyś, przed laty, w wywiadzie dla „Dziennika”: „Ponieważ globalizacja wymaga likwidacji – w dosłownym sensie tego słowa – wszystkich ideałów transcendentnych. Żąda, aby wszystko stało się immanentną częścią rynku, aby wszystko stało się towarem.”
Wynika z tego, że poezja powinna stać się towarem. Znajomy poeta, gdy dowiedział się, że liryka w sensie towarowym znajduje się na tym samym poziomie, co kabanosy, oświadczył: „Tragedia. Bo jak pisać na tomie wierszy: «czytać przed terminem spożycia» czy «czytać po terminie spożycia»?”
Wyobraźmy sobie długą kolejkę poetów do kąpieli z krokodylem – każdy ze swoim ręcznikiem, na którym widnieje napis: „Sale!”
Paul Valéry mawiał: „Poeta umiera dwa razy – jako człowiek i jako poeta.”
Wybitny poeta nie przewidział, że ludzkość będzie się rozwijać przede wszystkim w kierunku towarowym, najbardziej pożądanym i słusznym. Czyli powiedzenie Valéry’ego powinno brzmieć następująco: „Poeta umiera trzy razy – jako człowiek, jako poeta i jako towar”. Efektowne, ale za bardzo pesymistyczne. W końcu towar się przecenia – czyli są jakieś szanse na przeżycie. Rodzimy wolny rynek jest pełen przecenionych towarów poetyckich.