Jako świadectwo historii
Z Adamem Pleskaczyńskim, współautorem (razem z Wawrzyńcem Popiel-Machnickim i Konstancją Pleskaczyńską) opracowania Podróże nieodkryte. Dziennik ekspedycji Bronisława Grąbczewskiego 1889-1890 jako świadectwo historii i element dziedzictwa kulturowego (Wydawnictwo Naukowe UAM) rozmawia Grażyna Banaszkiewicz
– To była mordercza praca, czy frapująca przygoda?
– Ha ha ha! I jedno i drugie! Nie ma efektów bez ciężkiej pracy, chyba… tak mi się wydaje.
– Fantastycznie, że moje pytanie budzi w panu rozbawienie, bo to znaczy, że wszystkie napięcia już opadły, ale patrząc na tę opasłą, wycyzelowaną księgę nie mam wątpliwości, że różne trudne momenty w ciągu trzech lat pracy się zdarzały…
– Poprzeczkę podnieśliśmy wysoko i wszystko mogło się zakończyć zanim na dobre się rozpoczęło. Pomysł był bowiem z kategorii mission impossible: wydobyć z przepastnych, rosyjskich archiwów skrywany przez dziesięciolecia rękopis, a jak się uda to również odbitki XIX-wiecznych zdjęć i utajnione mapy. Z rosyjskich archiwów… Najtrudniejsze było zatem oczekiwanie na przychylne rozpatrzenie naszej prośby o przeprowadzenie badań i udostępnienie znalezionych materiałów. Wszystkie te późniejsze trudy, które przeżyliśmy w Azji Centralnej, typowe dla podróży po dzikich i trudno dostępnych górach, były tylko miłym dodatkiem. Nawet ten moment, gdy pewien kirgiski żołnierz uzbrojony w kałasznikowa zapytał z dziwnym grymasem na twarzy, który z nas jest najstarszy i odprowadził go „na stronę”. Wyglądało to cokolwiek dziwnie, a poszło o… dyskretną wymianę poglądów na temat relacji Rosji z Polską. Takie to problemy mogą trawić zwykłego żołnierza na krańcach świata.
– A który z was jest najstarszy? Co w tym momencie poczuliście? Czy w ogóle byliście jakoś przygotowani na wyjątkowo trudne, kłopotliwe, niekoniecznie bezpieczne sytuacje? Mieliście jakąś „asekurację”? Jakkolwiek to rozumieć…
– Akurat ta sytuacja szybko się wyjaśniła i była bardziej komiczna niż niebezpieczna. Bo te naprawdę niebezpieczne są na wskroś trywialne. A to samochód może runąć w przepaść, a to ktoś zechce cię okraść, albo dopadnie choroba. Ćwierć wieku podróżowania po Azji nauczyło mnie, jak omijać potencjalne zagrożenia. Ale ryzyka podczas takich podróży nigdy nie da się całkowicie wyeliminować. Kiedyś, w Pakistanie trafiłem w sam środek starć sunnitów z szyitami, w chińskim Turkiestanie chcieli mnie aresztować, bo wtargnąłem w obszar zamknięty wówczas dla obcokrajowców. No, ale jak pani redaktor widzi, udało się z tego wyjść cało.
– Pytanie o wiek zostało – kokieteryjnie? – zmilczane… Z kwestii asekuracji też się pan wymiguje?
– Różnica wiekowa pomiędzy nami nie jest jakaś zatrważająca, to kwestia kilkunastu miesięcy, w tę czy tamtą stronę. Wawer, tak mówimy do Wawrzyńca Popiel-Machnickiego, jest najstarszy, ale to nie ma żadnego znaczenia. Stanowimy zgrany zespół. Jak to o nas powiedział prof. Thomas Haertle? Wonderfull trio! I to też jest odpowiedź na drugie pytanie o asekurację. Zawsze, we wszystkich sytuacjach mogliśmy na siebie liczyć. Poza tym wiemy, że poruszając się po obcym terenie warto być taktownym, pełnym zrozumienia i szacunku, ale też pewnym siebie i czasami, kiedy zajdzie potrzeba stanowczym. Tak, jak Grąbczewski.
fragment wywiadu opublikowanego w numerze 3/2018