Jacek Hnidiuk: Lekka przesada bez przesady
Adam Zagajewski, Lekka przesada. Wydawnictwo a5, Kraków 2011.
Lekka przesada. Skąd właściwie wziął się pomysł na taki tytuł najnowszej eseistycznej książki Adama Zagajewskiego? Otóż wiąże się on z pewną anegdotą z przeszłości, gdy dziennikarz miesięcznika „Śląsk” przeprowadzał wywiad z ojcem poety, Tadeuszem Zagajewskim. Rozmowa dotyczyła głównie lat wojennych i przymusowej przeprowadzki wielu rodzin ze Lwowa do Gliwic. W pewnym momencie dziennikarz zacytował fragment eseju z książki jego syna Dwa miasta, w której Adam Zagajewski pisze: „Muzyka została stworzona dla ludzi bezdomnych, gdyż najmniej ze wszystkich sztuk wiąże się z miejscem… Malarstwo jest sztuką ludzi osiadłych, którzy lubią kontemplować swoje rodzinne strony. Portrety umacniają ludzi osiadłych w przekonaniu, że żyją naprawdę…”. Profesor Tadeusz Zagajewski, umysł ścisły i nieufny wobec sztuki poetyckiej skomentował słowa syna jako „lekką przesadę”.
Lekka przesada to spotkanie z nowym-starym Zagajewskim. Nowym, bo przecież każda kolejna publikacja tego autora (każdego innego zresztą też) jest próbą (do)powiedzenia rzeczy wcześniej nieznanych, w jakiś sposób ukrytych i wydobytych z mroków pamięci bądź też historii przeczytanych lub zasłyszanych. Starym, bo czytelnik Lekkiej przesady poczuje się jak ktoś, kto powraca do miejsca w dużej mierze znanego i bezpiecznego, gdzie nie trzeba obawiać się stylistycznych mielizn i gdzie odnajdzie znajomą tematykę charakterystyczną dla tego autora i właściwie konstytuująca jego artystyczne ego.
Zagajewski pisze o życiu duchowym (nie mylić z religijnością), którego brakuje mu nie tylko we współczesnej literaturze, ale i w otaczającym go świecie. Stara się ową duchowość zdefiniować, choć jednocześnie zadaje sobie pytanie, czy jest to w ogóle możliwe w przypadku formuły tak pojemnej i wieloznacznej. Powracają postaci znane już z twórczości tego poety np.: Gotfried Benn, Robert Musil, Czesław Miłosz, Emil Cioran, Paul Valery. Kolejne akapity poświęca m.in. filozofii, muzyce klasycznej, malarstwie, architekturze, historii czy polityce. Stawia fundamentalne pytania o kondycję człowieka, próbuje odpowiedzieć sobie i innym, czym tak naprawdę jest pisanie wierszy, wspomina swój poetycki debiut utworem Muzyka oraz stwierdza, że tytuł jego książki może być właściwie wspaniałą definicją poezji, która „niepotrzebnie pogrubia kreski i linie rzeczywistości, sprawia, że rzeczywistość dostaje gorączki, tańczy”.
Ale Lekka przesada to nie tylko rozważania o charakterze uniwersalnym, ogólnoludzkim, lecz także bardzo osobiste i indywidualne. Poeta wspomina swoje trudne (również pod względem materialnym) emigracyjne początki życia w Paryżu, dokąd wyjechał z powodów osobistych i gdzie zamieszkiwał obskurny pokoik pełen karaluchów. Żartobliwie konkluduje, że zdał sobie sprawę, że wojny z nimi (karaluchami) nie wygra, ale mimo to toczył zwycięskie bitwy. Obok Paryża powracają miasta doskonale znane z biografii poety, czyli Houston, Gliwice, ukochany Kraków oraz miasto, które w skarbnicy mitów tego autora znaczy najwięcej, a więc Lwów. Od powrotu do Krakowa w 2002 roku Zagajewski napawa się pięknem i oryginalnością tego miasta, każdą ulicą, budynkiem, kamienicą i niezwykłą dla niego Starówką, na której uwielbia przebywać. Właśnie Starówka jest „bohaterką” wigilijnego wieczoru, w który poeta wybrał się z żoną na spacer i przekonał się, że tego dnia w centrum Krakowa funkcjonowała tylko obskurna budka z kiełbaskami, przy której tłoczyli się głodni obcokrajowcy niepotrafiący zrozumieć, dlaczego zawsze tak gościnne restauracje są dzisiaj zamknięte.
Podobnie jak w najnowszym tomiku Niewidzialna ręka, również i w Lekkiej przesadzie dużo miejsca poświęcił twórca swojemu ojcu, jego chorobie i niezłomnej postawie w latach komunizmu. Tadeusz Zagajewski, będąc dziekanem Politechniki Śląskiej, wystąpił w 1968 roku w obronie swoich studentów, za co został usunięty ze stanowiska, a od wiernych żaków otrzymał bukiet złożony z dwustu róż. Przypomniani zostają członkowie licznej rodziny; dziadkowie, ciocie, wujkowie, którzy stanowią przecież nie tylko istotny element rodzinnego lwowskiego mitu, ale także budują poetyckie emploi Zagajewskiego.
Pisząc w pierwszym akapicie o książce eseistycznej, nie wspomniałem, że Lekka przesada to jednolity, wielki, politematyczny esej podzielony na dłuższe i krótsze akapity, ale pozbawiony rozdziałów. Jak zawsze, Zagajewski jawi się jako doskonały intelektualista, miłośnik czasów minionych i uważny obserwator życia codziennego, bo obok intelektualnej autodysputy pojawi się np. przytoczony napis zobaczony na murze starej krakowskiej kamienicy odnoszący się do wojny między Wisłą i Cracovią: „Wolę mieć siostrę w burdelu niż brata w Cracovii”. W pewnej mierze Lekka przesada jest po trosze eseistycznym niby-dziennikiem okazjonalnym, bo nie pisanym systematycznie i pozbawionym konkretnych dat, ale z dającą się wyczuć chronologią.
Jeżeli ktoś szuka książki emanującej życiem duchowym, książki erudycyjnej a momentami być może nawet wzniosłej, wszak Zagajewski słusznie broni stylu wysokiego, to bez przesady polecam Lekką przesadę.