Aleksandra Tetera: Na srebrnym globie Lema
Autor zbiorowy, Głos Lema. Wydawnictwo powergraph, Warszawa 2011.
Minęło 90 lat od narodzin i 6 lat od śmierci futurologicznego pisarza Stanisława Lema, a zarazem 60 lat od wydania jego pierwszej powieści. Pod względem numerologicznym jest to prawdopodobnie najlepszy czas na uczczenie pamięci o tym literacko uzdolnionym lekarzu i teoretyku nauki. Nic więc dziwnego, że na wydawniczym horyzoncie pojawił się niedawno Głos Lema – zbiór dwunastu opowiadań inspirowanych jego twórczością.
Ten cybernetyczny zestaw otwiera przedmowa Jacka Dukaja, z której dowiadujemy się między innymi, że Lem wśród innych autorów literatury science fiction jest retro-robotem, anachronicznym wynalazkiem, używającym niemodnych chwytów i motywów literackich. Pytam więc (siebie), kim jest Lem dla typowego czytelnika literatury szeroko pojętej (aby nie użyć przestarzałego już słowa: pięknej)? Jakim jest pisarzem w oczach i wyobraźni szalonej rzeszy przeciętnych inteligentów, zaczytanych w klasycznym Gombrowiczu i Dostojewskim, którzy z powieści Lemowskich wchłonęli co najwyżej podstawy podstaw, czyli Solaris i Bajki robotów? Dla nich Arcykosmiczny Lem, to bynajmniej nie Drwal Stachura. Przecież posiada swój profil na facebooku, anglojęzyczną stronę internetową, a pod jego kombinezonem duchowego astronauty kryje się humanista z krwi i kości: myśliciel wszechświatów, filozof, psycholog, religioznawca, Wielki Fantasta, poeta i fizyk. Lem – nazwisko niczym nazwa pierwiastka chemicznego lub nauka, którą sam odkrył i zgłębiał: cząsteczka po cząsteczce, atom po atomie. Nic więc dziwnego, że najczęściej bohaterami jego książek są naukowcy-zapaleńcy, badający Ziemię lub obce cywilizacje, rozkładając je na czynniki pierwsze.
Pierwsze opowiadanie Głosu Lema, autorstwa Krzysztofa Piskorskiego nosi tytuł Trzynaście interwałów Iorri, co w wolnym tłumaczeniu może oznaczać Opowieść o końcu wszechświata. Nie brak tu apokaliptycznych symboli: „wielobarwna łuna przerażenia”, „(…) czarne antysłońce, kula maku gęstszego niż ciemność próżni”, „miliony lat absolutnego zera”, „eony samotności”. Międzyplanetarne licho nie śpi. Wie o tym główny bohater Trzynastu… , który potrafi kopiować sam siebie do woli, by być zawsze i wszędzie tam, gdzie potrzebują jego pomocy. Kosmiczny superbohater Warden tylko w jednej tysięcznej jest człowiekiem. Żyje w ekstremalnie w odległej przyszłości, w której wiek XXX to już historia, a Ziemia to tylko wspomnienie.
Księcia Kordiana księżycowych przypadków część pierwsza i najprawdopodobniej ostatnia, to kolejne opowiadanie Głosu Lema. Napisał je Rafał W. Orkan. Trzecie opowiadanie należy do Wawrzyńca Podrzuckiego. Tak jak Eliza Orzeszkowa przez setki wersów napawała się urokiem ziemskiej przyrody, tak Wawrzyniec Podrzucki w Zakresie widzialnym przybliża nam obraz natury nieziemskiej. Tworzy filozoficzny traktat, niemal obdarty z fabuły, a raczej wykraczający poza nią: „Mając za sobą tyle doświadczeń, tyle sukcesów w odkodowywaniu rzeczywistości i dysponując takim wyrafinowanym wspomaganiem technicznym, wciąż pozwalamy, by ten stary iluzjonista wodził nas za nos, wciąż robimy z siebie durniów, nabierając się na ten sam repertuar prymitywnych i ogranych sztuczek. Obijamy się po całej Galaktyce, zaglądamy pod każdy kamień i do każdej przysłowiowej mysiej dziury, ale co właściwie jest naszym celem? Znalezienie prawdy obiektywnej czy tylko poukrywanych pod owymi kamieniami cukierków? Odkrywamy rzeczywistość czy tylko szukamy potwierdzenia, że jest taka, jaką podświadomie chcielibyśmy, żeby była? Rozglądamy się za Obcymi, czy może tylko za ostatecznym dowodem, że nie istnieją i że wszechświat należy wyłącznie do nas? Prawdziwy czy fałszywy to obraz? Lecz jeśli fałszywy, jeśli cały postrzegany przez nas świat jest niczym więcej jak inscenizacją szarych komórek… to po co to wszystko? Na patronów złych i dobrych, no po co?”
Odpowiedź na to pytanie to również rozwikłanie zagadki: dlaczego właściwie sięgamy po tego typu literaturę? Po fantastykę naukową, science fiction, fantasy? Co spodziewamy się tam znaleźć? W książkach Lema mnóstwo jest książek. On także szukał. Wertował, przeglądał, śledził, rzeczywistość od tej drugiej strony. Nawet wtedy, gdy na jego planetach brakowało tlenu, półki pełne były tomów, po które sięgano w poszukiwaniu odpowiedzi. Stara antyelektroniczna maniera, nawyk traktowania książek jak drogowskazów, latarni na dnie kosmicznej czeluści. Autorzy Głosu Lema doskonale skopiowali tę cząstkę Lemowskiej idei. Encyklopedie, biografie, elementarze, słowniki, zbiory. Bohaterowie dwunastu opowiadań także nie wahają się użyć papierowych relikwii.
Kolejną wspólną cechą Głosu… oraz większości dzieł Stanisława Lema jest naukowy, cybernetyczny język. To właśnie on niekiedy plącze drogi prowadzące do zrozumienia tej literatury. A przecież wystarczy tylko przestać traktować orientalne, kosmicznie, naukowo brzmiące słowa jak przybyszy z obcego słownika, wrogie cywilizacje liter. Wystarczy trochę zaufania i tolerancji, a przede wszystkim cierpliwości i pod koniec lektury okaże się, że wszystkie „flary”, „grawimetry” i „anihilacje”, zwyczajnie weszły nam w krew.
Poryw to czwarte z kolei opowiadanie zbioru, napisał je Andrzej Miszczak. Jako piąty, utworem Lalka, zabrał głos Alex Gütsche. Płomieniem jestem ja to tytuł szóstej pozycji w spisie treści, napisany ręką i wyobraźnią jedynej kobiety na tym literackim pokładzie – Joanny Skalskiej. Jej historia zamieszczona w Głosie Lema to jakby dwugłos, krzyk bliźniaczych narodzin. Główną bohaterką tej opowieści jest Matka Boska z Bliźniakami, która powije swoje dzieci, nie w stajence, a w statku kosmicznym. „Na początku było milczenie. A potem krzyk. Tak zaczyna się ewangelia spisana przez Kościół Drugiego Podwójnego Przyjścia”.
Siódme opowiadanie Głosu Lema to Słońce Król, napisane przez Janusz Cyrana. Autorem kolejnego jest Wojciech Orliński. Dziewiąte stworzył Rafał Kosik. Dziesiąte – Paweł Paliński, Jedenaste – Filip Haka, Dwunaste – Jakub Nowak. Trzynaste – Jurij Gagarin. Czternaste… I tak do NIESKOŃCZONOŚCI.
Kosmos – wciąż bezkresny i tajemniczy, dzięki swej nieudokumentowanej konstrukcji, byt bezkarnie pobudzający wyobraźnię, nieskończenie płodny ojciec wszystkich hipotez naukowych na temat własnego powstania. Stąd też ciągłe fascynacje upozorowaną biografią Kosmosu, losem ITI, życiem Marsjan oraz kręgami na zbożu, których treść można odczytać tylko za pomocą kosmogonicznego cyrkla. Jednym z tych, którzy władali owym narzędziem zmysłów był właśnie Lem, a jego Głos… rozszczepiony na 12 tonów i barw – wiązka egzystencjalnych pytań, przebrana w pozornie pozaziemski kostium fantastyki naukowej, dociera do nas jako przeszło pięciusetstronicowy międzyplanetarny zestaw opowiadań, powstały najprawdopodobniej ku literackiej pamięci. Intencją jego pomysłodawców i autorów było zapewne wieczne wzniecenie światła, by Gwiazda Lema nigdy nie zgasła: orbita po orbicie, słowo po słowie.