Ryszard Kołodziej: W celi straceń
Jarosław Iwaszkiewicz, Dzienniki 1964-1980. Czytelnik, Warszawa 2011.
Ostatni z trzytomowej edycji Dzienników Jarosława Iwaszkiewicza ujrzał światło dzienne. Stanowi istotne źródło do poznania szesnastu lat życia autora Ogrodów. Przedstawia sposób myślenia nowelisty, jego stosunek do rodziny, zwierząt, otaczającego świata, własnej twórczości, sztuki a także działalności społeczno-politycznej. Kreśli niejednoznaczny wizerunek diarysty, zdziwionego własną starością i schyłkiem egzystencji.
Poprzednie tomy ukazały się w 2007 i 2010 roku. Część zapisków obecnego woluminu, została upubliczniona w trzech, tak zwanych Iwaszkiewiczowskich, zeszytach „Twórczości” (2-3/2004, 2-3/2005 oraz 2/2006). Dzienniki z lat 1964-1972 opracował Radosław Romaniuk. Z kolei diariusz z obejmujący lata 1973-1980 opracowali Agnieszka i Robert Papiescy. Wstęp napisał Andrzej Gronczewski. Liczne przypisy oddają szerokie tło historyczne. Książkę ilustrują czarno-białe zdjęcia.
Iwaszkiewicz przez większą część życia czuł się stary, opuszczony i wyobcowany. Uczucia głębokiego smutku, niepotrzebności czy silnej depresji, jeszcze bardziej intensyfikują się na stronach obecnego raptularza. Diarysta ma pretensje do żony, rodziny i wielu innych osób. Życie w Stawisku określa mianem ibsenowkiego domu albo tołstojowskiej sytuacji. Jednocześnie przykro mu, że jest względem nich taki surowy. Przecież wszystkich bardzo kocha.
Wspomnienia z odległej przeszłości przybierają na sile, są coraz bardziej plastyczne i wyraźne. Natomiast twarze niedawno spotkanych ludzi, pozostają jakby spowite mgłą, mało znaczące. Na starość, inne postacie stają się ważnymi patronami poszczególnych okresów młodości. Tęskni do tych, co umarli. Roni łzy za stylem epoki, która odeszła wraz z nimi. O Szymanowskim stwierdza: „(…) przyjaźń z Karolem była wielką, znaczącą i bardzo ważną przyjaźnią – ale nie miała ani przez chwilę, nawet w Tymoszówce, zabarwienia erotycznego. Dlatego może była tak ważna, tak długotrwała i zostawiła takie ślady w moim życiu i twórczości” (15 listopada 1978).
Diarysta przeplata smutek z krótkotrwałymi stanami euforii i radości. Nieregularne notatki prowadzi tak jak żyje – pogodnie na smutno. Walczy z pesymizmem, czarną melancholią i nadal ma głowę pełną pisarskich planów oraz powrotów w ulubione miejsca. Na przykład, do Palermo przywiązany jest jak do Sandomierza. A Francja, to po Polsce, drugi jego ulubiony kraj. Uważa się za Europejczyka. Polskę traktuje po trosze jako „majątek dzierżawczy”, a Kresy jako „majątek dziedziczny”.
Czyta dawną korespondencję z małżonką – będącą dowodem nieustannej miłości i wysiłku „aby przewalczyć wszystko, co u niej było chorobą i manią” (Stawisko, 7 stycznia 1968). Nigdy nie żałuje, że się z nią ożenił. Bardzo znamienna jest chwila w palermitańskim kościele św. Anny: „Modliłem się właściwie do Hani, prosząc ją o przebaczenie wszystkich moich grzechów. Nikt nie wie, nawet ona – może najbardziej ona – jak bardzo ją kocham, cenię i szanuję (…) z tego kościoła w Palermo, tak dobrze widziałem, jaka jest wartość tej kobiety. Jaka jest jej mądrość, inteligencja, siła charakteru (…) modliłem się nie za nią, ale do niej, bo jest świętą. Nigdy nie byłem jej wart…” (26 marca 1967, Wielkanoc).
Ciągłym niepokojem napawają go perypetie małżeńskie córek i sprawy wnuków. Na przykładzie potomstwa dostrzega upływ czasu. „Dzisiaj, całując Marysię w czoło, zobaczyłem mnóstwo białych nitek w jej włosach. Jakie powinno być uczucie ojca, kiedy zobaczy, że jego dziecko się starzeje? Przychodzi na myśl chwila, kiedy pochyliłem się nad tą samą głową w moment po jej urodzeniu. Przez wiele lat ta głowa była raczej źródłem trosk niż radości. A teraz starzeje się, tak jak ja. Jakież zrównanie – zrównanie z dzieckiem”(10 lipca 1967).
Popadające w ruinę Stawisko pełne jest psów. Mają status domowników. Towarzyszą mu w domu, na spacerach. Nie potrafi sobie wyobrazić życia bez wiernych czworonogów. Toteż dotkliwie przeżywa zgony Tropka i Medorka. „Tropek to nie był pies, to był mój jedyny, ostatni przyjaciel. Nie darmo miał oczy Grydzewskiego” (Stawisko, 29 lutego 1976). Rozmyślając o śmierci, najbardziej napawa go strachem „pośmiertna samotność w zimnym dole, w jesienne noce” (3 marca 1979).
W zapiskach skrupulatnie wylicza spotkania z Gierkiem oraz innymi przedstawicielami władzy komunistycznej. Codzienność ocenia słowami: „(…) partia potrzebuje mnie dla reklamy, rodzina dla pieniędzy, redakcja ‘Twórczości’ dla parawanu” (Taormina, 29 stycznia 1976). Marginalnie wspomina ważne wydarzenia polityczne w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. O wypadkach grudniowych i masakrze na Wybrzeżu ani słowem. (Ale to jego dziennik). Czasem potrafi być dowcipnym. Tak relacjonuje pobyt w Moskwie: „(…) na żartach – to trzeba przyznać – oni się nie znają. Gdy powiedziałem Breżniewowi: ‘U was dwa zołotych medalia, a u mienia ich tri’ – to zbaraniał i nie wiedział co ja mówię” (25 grudnia 1976).
Na stronach diariusza wypowiada ostre słowa pod adresem literatów jak i ludzi związanych z ruchem dysydenckim – opozycją demokratyczną. Nie podziela ich poglądów politycznych i oglądu rzeczywistości. Na przykład, List 34 uważa jako zadany mu cios, a nie jako protest przeciwko cenzurze czy brakowi swobód obywatelskich. Mimo wszystko, jak informują przypisy, składa interpelacje w obronie sygnatariuszy Listu oraz w sprawie zawieszenia przedstawienia Dziadów. Boleśnie przeżywa śmierć Słonimskiego, chociaż nie zdołali się pogodzić. Twierdzi, że jego rola w kraju jest trudniejsza do odegrania, niż partia Miłosza lub Kołakowskiego poza granicami Ojczyzny. Ponadto stawia pytania o los pośmiertny swoich książek. Ma żal że nie napisano jego biografii. Przypuszcza, że dziennik pozostanie w cieniu tego, co ogłosił wcześniej.
Po śmierci żony 23 grudnia 1979, traci wolę życia. Umiera 2 marca następnego roku. Spoczywa na cmentarzu w Brwinowie.
Jeden z przypisów w książce, już zapowiada przygotowywany do publikacji drugi tom korespondencji autora Kościoła w Skaryszewie z Anną Iwaszkiewcz. Potem zapewne, wyjdą drukiem kolejne woluminy oraz epistoły do innych adresatów. Zatem, jeszcze nie raz, usłyszymy o Iwaszkiewiczu, jak i jego dziele.