Maciej Duda: Maria i Konopnicka
Lena Magnone, Maria Konopnicka. Symptomy i lustra. słowo/obraz/terytoria, Gdańsk 2011.
Narracja Leny Magnone zachęca do tego, by omówienie Luster i symptomów zacząć od siebie, od swojej przygody z Marią Konopnicką. W ten sposób kontynuowany zostanie paradygmat feministycznego, feminizującego, czy też kobiecego pisania o literaturze. Paradygmat, który nie odżegnuje się od wyraźnego podmiotu. Co ważne, w tym wypadku nie działa też dialektyczna zasada, wedle której albo jestem historykiem/historyczką literatury, albo też jej krytykiem/krytyczką. Rzecz to znana, dlatego tutaj zostanie tylko zasygnalizowana.
Dwa lata temu miałem okazję być w Żarnowcu, w dworku, który na początku XX wieku podarowany został Marii Konopnickiej. Do dziś znajduje się w nim muzeum pisarki. Przechodząc przez pomieszczenia gospodarcze, mogłem zobaczyć tłumaczenia jej książek, szczególnie tych pisanych dla dzieci oraz, z grupą zwiedzających, wysłuchać Roty, a nawet odśpiewać jej pierwszą zwrotkę. Dalej kustosz poprowadził wszystkich do zabudowań właściwych – do dworku, tam zobaczyliśmy gabinet z sypialnią, pokój z wystawionymi adresami hołdowniczymi (tymi samymi, o których Lena Magnone znajduje wzmiankę w listach Konopnickiej, mówiącą, iż Maria ogromnie ich nie lubiła i chowała je w zamkniętym pokoju) oraz salonik. Nic w tym nadzwyczajnego, gdyby nie to, że kustosz alergiczne reagował na pytania o Marię Dulębiankę. Owszem, wskazał ją na jednym ze zdjęć „w charakterystycznym męskim stroju” i pokazał drzwi, które pomalowała, poza tym została wyparta z jego gawędy. W pewnym momencie stwierdził, że Maria Dulębianka mieszkała i pracowała w dworku, ale swój pokój i pracownię miała na stryszku, dokąd prowadziły stare wąskie schody, po których nie wchodziła stara Wieszczka. Wówczas niewielu z grupy zwiedzających zdawało sobie sprawę z tego, że pod tymi eufemistycznymi stwierdzeniami kryje się nadal tabuizowana historia Konopnickiej. W tamtym czasie na rynku można jednak było już znaleźć przyczynek do rozmowy – Hommobiografie Krzysztofa Tomasika. Dziś, po lekturze badań Leny Magnone, mam ochotę kolejny raz odwiedzić Żarnowiec i sprawdzić, czy w oficjalnej narracji kustosza znalazło się miejsce na symptomy ujawnione przez badaczkę.
Autorka Luster i symptomów podejmuje się bowiem odnowienia monografii Marii Konopnickiej. W jej badaniach na pierwszym miejscu pozostaje jednak postać autorki, jej twórczość traktowana będzie symptomatycznie, ważniejsze staną się przekazy listowne oraz krytyczne omówienia dotyczące samej twórczości Wieszczki narodowej. Pomysł prostej monografii wymagałby ścisłej chronologii, znaków ponownej lektury wszystkich dzieł Konopnickiej wierszem i prozą.
Większość wcześniejszych badaczy porywających się na opis twórczość autorki Roty, twórczość tę traktowała dwutorowo. Z jednej strony pochylano się nad jej poezją, doceniano ją, z drugiej „niedoczytywano” jej próz podróżnych, uważano je za niewyrobione artystycznie, tendencyjne, mniej ciekawe. Lena Magnone nie korzysta z linii chronologicznej. Zamiast tego tworzy trzy szerokie kręgi, pierwszy obejmuje kwestie recepcji dzieł pisarki przez jej współczesnych, drugi skupia się nad kwestiami rodzicielskimi, stosunkami Konopnickiej i jej córek oraz odbiciem owych zajść w jej twórczości, trzeci dotyczy zagranicznych wyjazdów oraz powrotów Wieszczki. W ten sposób warszawska badaczka prześwietla formę, w której zamykana była/zamykała się Maria Konopnicka. Korzystając z wcześniejszych pism badaczek i badaczy pozytywizmu, Magnone stawia tezę o samoograniczeniu Konopnickiej, co zresztą było dość popularnym zabiegiem ówczesnych autorek i autorów – wystarczy tylko prześledzić historię literatury, a dokładniej założenia i wymagania poetyki wskazanej epoki.
W realia epoki wprowadza wspomniana część pierwsza: Aporie recepcji. W tejże Magnone przytacza obszerne fragmenty recenzji omawiających twórczość Konopnickiej oraz jej reakcje na twórczość ówczesnych artystów. Dzięki temu badaczka rysuje linię żywego dialogu między twórcami. To jednak nie wszystko, bo w myśl metodologii podejrzliwości badaczka dokładniej przygląda się pismom pozytywistów, przez co odsłania ich wpływ na formowanie się wizerunku Konopnickiej nie tylko w opinii publicznej, ale też swoistą autokreację autorki Na jagody. Owa autokreacja staje się odpowiedzią na zapotrzebowanie lewej strony ówczesnej agory literackiej. Protekcjonalność recenzentów Konopnickiej, ale też ich zainteresowanie kwestiami socjalistycznymi, a dalej (anty)religijnymi, jakie poruszała przyszła Wieszczka wyznaczają jej ścieżki, które będzie kontynuować przez całą późniejszą karierę literacką. Dyskusja literacka tocząca się w ostatnich dziesiątkach XIX wieku niewiele różni się od dyskusji, która dziś prowadzona jest na łamach dzienników prawicowych i lewicowych przez żurnalistów, którzy literaturę widzą jako powinność i służbę. Z małym uproszczeniem można by wskazać paralele między nimi oraz dyskusjami jakie wiek później toczyły się nad twórczością Szymborskiej (w chwili przyznania jej Nagrody Nobla), czy nad Czesławem Miłoszem (w chwili jego śmierci i pochówku na Skałce w Krakowie). O tych ostatnich szeroko pisał Przemysław Czapliński w Polsce do wymiany (Warszawa 2009). Przytoczenia dziewiętnastowiecznej krytyki wyłuskane przez Lenę Magnone stają się idealnym prequelem owych politycznych dysput nad literaturą, wskazują niezbicie, że od z górą setki lat nadal używamy tych samych argumentów i chwytów retorycznych, wyciągając je spod orędzia przy każdej nadarzającej się ku temu okazji.
Konopnicka Magnone to świadomie zarządzająca formą pisarka, twórczyni. Zapobiegliwa i przebiegła. Doskonale wykorzystująca swoje wpływy, by sterować życiem swojej rodziny, by wpasować się w format, jakiego wymaga od niej publiczność. Być może stąd bierze się niechęć do reprodukcji jej portretów oraz archaiczna forma święta na jej cześć wyprawionego z okazji jubileuszu jej twórczości. Stąd wziąć się też mogła ciągła ingerencja w życie swoich córek, które, zdaniem pisarki, nie zachowywały się tak jak powinny. To właśnie dwóm córkom Konopnickiej poświęcona jest druga cześć badań Magnone. Czerpiąc z korespondencji, badaczka opisuje, o ile to możliwe, ich życie i relacje z matką. Te zawikłane i często dziś niezrozumiałe decyzje Konopnickiej oświetlone zostają prawnym i medycznym kontekstem epoki, co tłumaczy paradoksalność działań samej poetki.
Jednak najważniejszym modelem czy narzędziem wykorzystanym przez Magnone staje się tutaj Freudowska psychoanaliza i jej Lacanowska oraz Kristevowska kontynuacja. Te odsłaniają to, co dotychczas było ukryte, marginalne. Skupiają się na symptomach omawiających rodzinne relacje, które można odnaleźć w pismach Konopnickiej powstających równolegle do czasu, kiedy autorka mierzyła się z wyborami własnych córek. To niewątpliwie wątki badawcze najbardziej odświeżające twórczość Konopnickiej. Kontynuację znajdują w wątkach erotycznych, w temacie kobiecych fascynacji cielesnością, które autorka Luster i symptomów zestawia z opisem trójkąta Konopnicka – jej mąż Jarosław – Maria Dulębianka. Co najważniejsze dla tak podjętych tematów nie pojawia się tutaj posmak sensacji, odkrywania tabu, nadpisywania. Zamiast tego mamy rzetelny przegląd listów i pism, z których Magnone dokonuje wypisów. W ten sposób zwraca nam także Marię Dulębiankę, która staje się równoprawną bohaterką trzeciej części jej książki. Tutaj ponownie spotykamy spory aparat przypisów oraz wyciąg z recenzji dotyczących malarstwa Dulębianki a dalej jej pism feministycznych i ich oddziaływania na twórczość Konopnickiej.
Konopnicka Magnone odbija się w kilku lustrach epoki. Początkowo wybiera ona obraz, który pozwala jej na kontynuację pisania, staje się panną klecącą wdzięczne rymy, skowronkiem, który przygląda się wiejskiemu życiu, rozumie jego niedole. Z czasem jednak, jak pisała cytowana przez Magnone Borkowska, poetyka powściągliwości staje się wędzidłem, pułapką dla autorki, która musi stać się Wieszczką odpowiadającą na hołdownicze gesty, nauczającą wiejskie dzieci, biorąca udział w ważnych zebraniach i piszącą okolicznościowe utwory oraz hymny. Jednym słowem Konopnicka pisze Konopnicką, dokonuje autostylizacji, spełnia oczekiwania odbiorców. Takie stylizacyjne zdolności doskonale ujawniają jej pisma krytyczne, w których opisując Krzyżaków, korzysta z poetyki Sienkiewicza, a opisując Słowackiego, pisze właśnie Słowackim. Taką Konopnicką znaliśmy do tej pory, toteż ciekawiej przyglądać się pęknięciom, symptomom, które wyłuskuje Magnone. Temu, co badaczka wiąże z mową kobiecą, co pomimo autocenzury Konopnickiej i wyparciu przez jej dotychczasowych czytelników i czytelniczki, staje się punktem centralnym odnowionej narracji o pisarce a także wzorem dla późniejszych twórców, m.in. Bolesława Leśmiana i Anny Świrszczyńskiej.