Aleksandra Domańska: Kartki z kalendarza
„Reb Zebulun powiedział Naftalemu: Gdy minie dzień, nie ma go już. Co z niego zostaje? Tylko opowieść. Gdyby nie opowiadano historyjek i nie pisano książek, ludzie żyliby jak zwierzęta, tylko dniem bieżącym” (Izaac Bashevis Singer, Naftali Gawędziarz i jego koń Sus).
Eksplikacja z „Twórczości”
Na początku tego roku dostałam kuchenny kalendarz z kartkami do wyrywania, różniący się od tych, które wisiały u mnie w latach ubiegłych tym, że na odwrocie zamiast przepisów na ogórkową i mielone, czy porad typu jak odrdzewiać, znajdują się cytaty literackie. Odtąd nawykłam by dzień po dniu, zrywając wieczorami kartkę opisującą dzień miniony, konfrontować zamieszczoną tam sentencję z wydarzeniami, które tego dnia miały miejsce. Czasami zdarzało się, że tekst nieźle komentował wypadki, które wcześniej miały miejsce. No i zrodził się pomysł, aby zaprojektować cykl miniatur literackich, w których mikro-zdarzenia z codzienności opatrzyć by można było komentarzem z kalendarza, przy okazji włączając na powrót w obieg różne piękne lub cenne sformułowania zdolnych lub mądrych ludzi. I by w ten sposób dokonywać swoistego „uwznioślenia” naszych powszednich czynności i zdarzeń, by odnosić się z uwagą (i sympatią!) do spotykanych, a choćby tylko mijanych ludzi.
Jednym z patronów tego przedsięwzięcia chciałabym uczynić Piotra Skrzyneckiego, o którym przeczytałam – pisząc akurat tę eksplikację – we fragmencie wspomnień Joanny Olczak-Ronikier: „Obecność Piotra (…) powodowała, że życie zaczynało migotać tysiącami fajerwerków. Na każdym rogu szarej ulicy czekała jakaś kolorowa przygoda, latarenka, witraż, tajemnicze podwórko, niejasna inskrypcja, zagadkowy przechodzień. W klasztornej furcie uchylało się okienko, odkrywając bajkowe ogrody, obskurne knajpy zamieniały się w Moulin Rouge, gdzie pijani kelnerzy częstowali francuskim koniakiem, a elegijna prostytutka zwierzała się z dręczącego problemu, czy aby na pewno miał racje pewien klient, twierdzący, że dwie równoległe nie przecinają się w nieskończoności”.
I. Nowy Rok 2017
(Cyprian Kamil Norwid)
Pierwszego stycznia wczesnym popołudniem wybrałam się na noworoczny spacer z psem nad Wisłę. Po gwarnej i wybuchowej sylwestrowej nocy teraz było spokojnie, cicho i prawie zupełnie pusto. Gdy wracałam już ścieżką wzdłuż stawów Agrykoli, dostrzegłam idących ku mnie dwoje ludzi. Gdy się zbliżyli, rozpoznałam Jurka Owsiaka i jego żonę. A że dzień był szczególny, upoważniający do tego, by zaczepiać dobrym słowem nieznajomych, pozdrowiłam ich, życząc dobrego roku. Odwzajemnili życzenia, a gdy już mijaliśmy się, Jurek Owsiak raptem zapytał mnie, czy przyjęłabym prezent. Bez wahania odparłam, że oczywiście tak. Wtedy on z kieszeni kurtki wyciągnął barwną książeczkę w grubej okładce i podał mi ją. Zaskoczona wzięłam ją, powtórzyłam życzenia i lekko oszołomiona ruszyłam przed siebie. W Nowy Rok usłyszeć dobre życzenia nie jest rzeczą rzadką, ale otrzymać prezent od nieznajomego?!…
To był kalendarz na dwudziestopięciolecie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Barwny, pełen opisów działalności fundacji, różniący się od innych także i tym, że oprócz chłodnych i rzeczowych informacji o dniu, miesiącu, roku, o dniach roboczych i wolnych, o godzinach wschodów i zachodów, było w nim bardzo dużo dobrej energii. A to za sprawą wdrukowanych przy poszczególnych datach informacji o nieznanych innym kalendarzom świętach. Obok religijnych i państwowych, roi się tam od takich jak: „Dzień Pozytywnego Myślenia” (2 lutego), „Międzynarodowy Dzień Pomocy Potrzebującym” (23 lutego), a potem są jeszcze na przykład: „Światowy Dzień Sprzeciwu wobec Bicia Dzieci”, „Dzień Dobrych Uczynków”, „Dzień Dobrych Wiadomości”, „Dzień Pierwszej Pomocy”, czy „Światowy Dzień Życzliwości i Pozdrowień” (ten zawczasu celebrowaliśmy z państwem Owsiakami już od razu w Nowy Rok). Tych dobrych, przyjaznych świąt jest w tym kalendarzu wspomnianych znacznie więcej. Celebrując je wszystkie można by przeświętować cały rok z niegasnącą pozytywną energią!…
Tym większa dla mnie była wartość tego noworocznego prezentu, że od jakiegoś czasu kalendarze są moją ulubioną grą z rzeczywistością. Moja skłonność do nich sprawia, że jest ich w moim otoczeniu sporo. Gdybym je wszystkie eksponowała, nie myślałabym o niczym, tylko o przemijaniu (niczym zegarmistrz otoczony w swym warsztacie tykającymi czasomierzami). Wśród nich jest i taki do notowania spraw bieżących, i taki do podziwiania na ścianie, i taki, który apeluje o wsparcie dla potrzebujących, a nawet taki, co umożliwia modlitewne skupienie, bo zawiera cytaty z Pisma Świętego na każdy dzień, dostarczając na odwrocie stosowną egzegezę. Teraz do tej kolekcji dołączyć mogłam przyjazny „kalendarz Owsiaka”.
Ale najważniejszy w tym zbiorze jest ten ścienny, kuchenny, z kartkami do codziennego zrywania. Raz w roku, w Nowy Rok, zmieniany na nowszy model. Chudy Stary Rok, złożony już tylko z jednej, posylwestrowej kartki, ustąpić wtedy musi miejsca Nowemu – grubemu, wypasionemu – świadkowi przyszłych wydarzeń. No i tak właśnie było tego dnia wieczorem, gdy po ceremonialnej zamianie i usunięciu okładki, przystąpiłam do odczytywania cytatu umieszczonego na pierwszej tegorocznej kartce. Towarzyszył mi nieco zabobonny lęk, jako że w tym szczególnym momencie rodzi się pokusa, by cytat na ten dzień potraktować jako wróżbę na cały rok. Bo też ta zabawa bywa czasem zagadkowa, „pytyjska”, nie zawsze rozumiem (lub wręcz nie rozumiem) związku między tym, co się zdarzyło, a brzmieniem cytatu, czyli między faktami a interpretacją, przekształcającą czasem nawet najbłahsze wydarzenia w swoistą „prozę poetycką”.
Teraz na kartce znalazłam zagadkowo brzmiący tekst: „Czarnoleskiej ja rzeczy chcę!” I autor: Cyprian Kamil Norwid. Ten fragment słynnego wiersza poety, wyjęty z kontekstu, sam się nie tłumaczył, trzeba więc było wrócić do całości. To „Piosnka I”, niewesoło rozpoczynająca się od słów: „Źle, źle zawsze i wszędzie” i kończąca się owym zawołaniem: „Czarnoleskiej ja rzeczy chcę!” Owa „czarnoleska rzecz” – hołd oddany przez jednego wielkiego poetę drugiemu wielkiemu poecie, Janowi Kochanowskiemu – to, dokonując barbarzyńskiego skrótu, przemiana rzeczywistości w poezję, co oznacza dodanie owej rzeczywistości głębi i sensu. Jak to tłumaczył trzeci wielki poeta, Julian Tuwim (też w wierszu „Rzecz czarnoleska”): „Z chaosu ład się tworzy, konieczność,/ Jedyność chwili, gdy bezmiar tworzywa/ Sam się układa w swoją ostateczność/ I woła, jak się nazywa”.
Jurek Owsiak, gdy w Nowy Rok na Agrykoli sięgnął do kieszeni, by mi ofiarować kalendarz, nie wiedział, że mówi wierszem.
(…)
Cały tekst do poczytania w wersji papierowej „Wyspy” – do kupienia w Empikach i w sklepie rynek-ksiazki.pl